najzabawniejsze jestw tym wszystkim jedno. wszyscy narzekaja, ze amerykanie robia t andete, a jak juz zrobia cos naprawde godnego uwagi, to ci najwieksi krzykacze nie potrafia tego nawet zauwazyc.
taka dygresja na wstepie ; ]
a co do samego filmu, to jest naprawde swietny. nie wiem czy nie spodobal mi sie najbardziej ze wszystkich filmow van santa slynacego ze sklonnosci do eksperymentowania, jak zwyklle delikatnie porusza on omawiany problem i swietnie analizuje nie narzucajac sie z wlasnymi osadami nawet przez moment. no i zdjecia doyle'ado ktorych mam ogromna slabosc oraz swietnie dobrana muzyka - nino rota i elliot smith miedzy innymi...
film nie dla kazdego, w sumie sie zdziwilem, ze takie poruszenie wywolal i zainteresowanie, ale jak juz podpasi, to sie zwyczajnie przepada.
a scena pod prysznicem jest po prostu nierealnie fantastyczna i magiczna pod wzgledem zestawienia obrazu idzwieku.