Dzisiaj dzik sie wypuscil dalej, 12km. Wniosek taki ze jak sie biegnie ponad dyche to woda to koniecznosc w lato, jakas babka na 6km uratowala mnie buteleczka kranowy zaczepilem ja jak grzebala w rzodkiewkach. No ale (pipi)a, kilka lykow, polalem leb i czlowiek jak nowo narodzony.
Ale pod koniec wiadomo troche w nogi weszlo ale zaczynaly mnie bolec... plecy. Wtf?