Bloodsport - zaczyna sie zle, dretwa gra mlodych aktorow i dialogi jak z pamietnika z wakacji. Potem juz tylko lepiej. Film widze w ogole drugi raz w zyciu bo odstraszala mnie scena z wystajaca koscia ale na starosc nie robi juz takiego wrazenia jak za gnoja (tak przy okazji tego typa od nogi gra Tong Po). Jest troche humoru, jakis watek romantyczny, paru murzynow (Forest Whitaker, taki random) ale glownie sa pojedynki i duch sztuk walki, czyli sedno bez woke go.wna i jakichs podprogowych propagand. Troche bylem rozczarowany, ze sceny treningu to tylko szybki poczatek i do turnieju Frank przystepuje juz jako full kozak, spodziewalem sie bardziej narracji jak w Kickboxerze. I tak samo jak tam spodziewalem sie pojedynkow w slow mo, ktore, a wlasciwie ktory bo ostatni, zabily tamten film. Tutaj final rowniez jest jak w smole ale choreografia wypada znacznie lepiej no i wszystkie poprzednie walki sa w normalnym tempie. Bolo niszczy mimika twarzy i skaczacymi cycami. Muzyka genialna do dzis.
No a najlepsze jest w tym wszystkim to, ze film jest oparty na projekcjach mitomana i oszusta xD Bo Frank Dux, ktorego gra Van Dame jest prawdziwa postacia i rzekomo w takim kumite walczyl 329 razy. Skad wiem ze tyle? No jego historie znalem juz wczesniej, potem swietnie podsumowal go felieton w CDA ale skumajcie, ze te liczby, rekordy i inne wy.srywy sa po prostu wypisane na koncu filmu xDDD Nie dziwie, ze tyle lat trwa demistyfikacja jego osoby skoro internet nie istnial a film sam serwuje w post scriptum takie rewelacje. Polecam poczytac o typie, jest niesamowity.
Ale jeszcze lepsze od tego co wyzej jest to, ze ten film zainspirowal mase ludzi. Raz ze zaczely powstawac kolejne nawalankowe tytuly a dwa, ze wykielkowalo z tego prawdziwe MMA, powstalo wiele gierkowych bijatyk gdzie chociazby Johny Cage to zywcem wziety Van Dame wraz z jego "jajecznica". Niesamowite ze to wszystko powstalo na bazie najzwyklejszych urojen i klamstw. A sam film? 7+/10.