Ds2 ng wraz z dlc skoczone. Wszyscy bossowie zabici. Frigid yebniete, iron passage yebniete, droga do sir alone yebnieta. Koty w sumie zle nie byly, po wyuczeniu sie atakow latwo bylo je omijac. Serce jedynie bilo mocniej kiedy byly dwa na raz bo oczywiscie wtedy gra robila sie losowa. Sir alone i fume night padli za 2-3 razem, lubie takie pojedynki gdzie trzeba sie postarac, czasem wyczekac ale gra cie nie robi w ch.uja. Smelter niebieski mi w tym dlc sprawil nawjwiekszy problem. Samo dobiegniecie do niego, nawet z uzyciem krat to yebana loteria a potem nie moglem wpasc w rytm uderzen. Po ktoryms razem, z twarza w dloniach spojrzalem w lewy gorny rog a tam logo champions covenant xD Zapomnialem wyjsc po farmieniu. Wprawdzie teraz nie zadawalem o wiele wiecej obrazen ale za to smelter zadawal mniej. Wiecej jednak prob konczylo sie na strzele kula ognia w tunelu nic na demonie. Troche przy alonie i smelterze oszukiwalem bo mialem juz 4 korony i nie tracilem paska zycia po smierci. Ale yebac to, gra nie zaslugiwala na to aby byc wobec jej uczciwym. Tak samo w tym dlc juz sie nie pier.dolilem i co moglem to ubijalem z daleka lukiem. Generalne jednak niezly dodatek. Nie wku.rwial mnie jak shulva. Ivory > iron > go.wno sie > go.wno konskie > go.wno nietoperza > shulva.
Teraz odpoczynek i pozniej ng+.