LP wyroznialo to, ze bylo dwoch wokalistow z czego jeden rapowal. I to bylo faktycznie nowe. Pomine splycone brzmienie oparte na power chordach, gitarzyscie jarajacym sie, ze stroi gitare tak, ze ma caly barowy akord pod jednym palcem, i chinczyka na didzejce tworzacego jazgot. Co by jednak nie mowic, czyms sie chlopaki wyrozniali. Niemniej bylem juz wtedy mlodzieza, ktora przerobila troche muzy i slyszala to i owo. I na tle poprzednikow LP to bylo blade jak go.wno. Ciezkoscia nie siegali nawet do Korna bo nie mogli sie mierzyc z dwoma 7-strunowymi Ibanezami. Tekstowo to tak na poziomie gimbazy - in the end it does not matter. No brakuje tylko Bolca z Chlopaki nie placza i tekstu "no oczywiscie kurna, ze na koncu nie ma to znaczenia". Acz przyznam, ze melodie czasem im wychodzily. Dlatego jak ktos byl w wieku, ze wczesniej sluchal Fasolek i przesiadl sie na LP to moglo mu sie podobac. Cala wiekszosc gardzila bo po prostu mieli je.bany punkt odniesienia.