Ep 7 jest filmem odtworczym, zachowawczym, powtarzalnym, bezpiecznym i zerujacym najbardziej niskich emocjach fanow bo jest jednym wielkim fanserwisem, wliczajac w to powrot ikonicznych postaci (az czterech). Smieszne jest tym samym, ze film, ktory od Nowej Nadziei dziela dwa epizody jest tak bardzo kopia epizodu 4 i zbiera zachwyty, kiedy R1 dziela jedynie "minuty" i jest oskarzany o fanserwis, kiedy w porownaniu do 7ki sa to jedyne okruchy.
W TFA absolutnie nic mnie nie ruszylo. Ani scena smierci wiadomokogo, ani los Ray, ani Murzyn na deskach na koncu (o czym de facto przypomnialem sobie teraz). Nie jara mnie powrot Luka bo nigdy to nie byl moj ulubiony bohater, nie jara mnie ogladanie po raz 7y zoltego i bialego robota. I tego wszytkiego nie bylo w na szczescie w R1. Byl ciekawy watek czlowieka, ktory zbudowal GS, byla "brudna" rebelia, byl Humor a nie suchary, byla magia mimo, ze nie bylo jedi, byl vader straszniejszy niz kiedykolwiek, byly bitwy w kosmosie z jakims zamyslem taktycznym a nie wizualne bukake wybuchow.
Magia w prequelach? Gdzie? W scenie jak Kuajgojn-Dzin w 1,5 minuty wypier.dala cala mistyke mocy w kosmos pier.dolac o midichlorianach? Czy w koncowce epizodu 3 gdzie pojedynek na miecze miedzy A a OW powinien trwac gora 5min a przeradza sie w jakies tango z piruetami i skaniem po platformach?