BvsS (wersja 3h) - w koncu film o superbohaterach bez tzw. comic relief czy innych smieszkow albo czerstwych "komicznych" dialogow. Smuty od poczatku do konca, ok kupuje to. Nawet ciekawa wizja "narodzin" Batmana i ogolnie proba zmierzenia sie z tematem czynienia dobra. Ale cala reszta? O mamo. Takich ewidentnych glupot scenriuszowych nie widzialem dawno. Od kalecznego poczatku, przez sceny teleportacji do kadrow, ktore nijak wynikaly z poprzedniej narracji po koncowke, ktora byla tak durna, ze nie wierzylem, ze to sie dzieje naprawde. Dalej, postacie, ktore w ogole cie nie przyciagaja do siebie i masz na nie wyje.bane. A przynajmniej na Batmana i WW. Supermena mozna jako tako troche zalowac, zwlaszcza po scenie w kapitolu. Ale tylko po niej, pozniej wracasz do wychwytywania luk w scenariuszu. Najlepiej to wszytko o czym pisze przedstawia scena gdzie nastepuje ciecie a za chwile widac Batmana w zbroi. A przeciez wystarczylo pojsc utarta sciezka i pokazac jak on ja przywdziewa, jak z Brucea Wainea staje sie rycerzem ciemnosci. To jakos moze by scalilo rowniez widzow z postacia. Ale ch.uja tam, najperw mamy scene porwania a za chwile migawka i gacek juz stoi w pelnej zbroi 5 stanow dalej, w jakiejs lokacji, ktora chyba jest posterunkiem policji ale w finale okazuje sie dokami. No nie wierze, ze ten film zrobil ten sam koles co Straznikow. 5/10.