X-Men: First Class - a jednak mozna zrobic dobry film bez Rosomaka. Nawet mimo tego, ze znow walkowany jest motyw "strachu przed mutantami". No i Fasenbander <3. 7/10.
X-Men: Days of Futre Past - tu cos nie siadlo, nawet pomimo faktu, ze mamy Rosomaka w roli glownej. Chyba mialo byc mroczniej, takie Imperium Kontratakuje, srodek trylogii bla bla bla. A jednak znow walkujemy temat "strachu przed mutantami", znow Magneto jest tym zlym, znow przenosi wielkie obiekty, znow Raven wraca, potem nie wraca i znow wraca. I nawet Fastenbaner <3 jakos bez ikry. 6-/10.
X-Men: Apocalypse - a tutej siadlo. W koncu watek "strachu przed mutantami" jest trzecio- a moze i czwarto-planowy a na pierwszym oczywiscie walka z wiekszym zlem, ktore jedynie zagraza ludzkosci a nie jest jej przedstawicielem. Egipskie klimaty tez odswiezaja to bolu recyklowane szkolno-miejsko-zielone lokacje. Fastbener <3 o wiele lepiej mimo, ze gra tutaj role epizodyczna (jak na wczesniejsze jego role), Rosomak swieta scena bez zbednego pier.dolenia, jedynie JG jakas taka nieurodziwa, ale co sie dziwic, Femke postawila tutaj poprzeczke dosc wysoko. Za to motyw DP o wiele lepiej wykorzystany niz w starej trylogii i z wiekszym pier.dolnieciem (chociaz samo objawienie DP zrobilbym inaczej, tutaj laska staje i nagle cyk juz pelna moc). 7+/10.
W ogole fajnie bylo przejsc przez obie trylogie jedna po drugiej. Widac jak zmieniaja sie postacie, jak niektore watki sie mieszaja mimo, ze historie pokazane w trylogiach sa od siebie rozne i nie wydaja sie byc powiazane (chociaz jak to u Marvela, pewnie jakby sie uparli to by cos wymyslili). Widac jak aktorzy sie starzeja, w koncu od pierwszego filmu minelo prawie 17 lat. I jak nigdy nie bylem fanem Marvela (acz lubilem x-menow glownie przez bajke), tak wszystkie 6 filmow obejrzalem z zaciekawieniem i bez grymasu. Teraz pora na BvsS od DC.