Kiedys gry byly trudne bo byly portami z arcade a tam chodzilo tylko o to, zeby wyssac jak najwiecej zetonow od graczy. Ten trend dlugo sie utrzymywal ale powoli, powoli lagodnial by ktos ktoregos dnia nagle wpadl na to, ze przeciez im cos latwiejszego tym latwiej przyciagnac graczy pieniadze. Branza sie otworzyla, ludzie marudza na brak napisow i paskow zdrowia. (To w nawiazaniu do drugiej czesci posta i komentarzy na ppe).
Nie mam jeszcze "syndromu Sciery" (posluchajcie co mowi z relacji 18ki magazynu) bo wciaz mnie nowe gierki jaraja i na nowego Deusa czekam jak najbardziej. Wku.rwia mnie za to niepomiernie to co sie dzieje wokol gier a co mozna zamknac w slowach marketing i pr. Pisalem nie raz o tych wszystkich trailerach trailerow i dziennikach producentow. A najwiekszym poje.bstwem (i to tez ze strony tych co to ogladaja) sa "pierwsze godziny gry xyz". Jak mi ktos, po tym jak mu wytykam spoiler, pisze, ze "ale przeciez to bylo w trailerach" to troche gardze.
Cieszy mnie jednak, ze jestem podatny na "syndrom Kosmana", czyli totalnej odpornosci na wszelaka pikseloze gier retro i ich siermierzna mechanike. Nie ma dla mnie znaczenia czy odpale pierwszego Thiefa czy Wolfa 3-D, C&C a potem God of War, odnajde sie w kazdej z nich bez krzywienia sie na grafe. Dlatego wracam do starych tytulow od czasu do czasu w ramach detoxu albo po prostu z nostalgii.
Niestety z wiekiem ma sie coraz mniej czasu na granie. Chyba, ze ktos spi na forsie i nie ma innych obowiazkow poza spaniem, sr.aniem i graniem. Stad pewnie wiekszosc zaczyna sie ograniczac do gier AAA albo jednego tytulu, ktory katuje z kumplami po 24 jak juz zona i dziecko spia (Butcher, HIV).