Problem bossow z 3ki jest taki, ze sa swietnie zaprojektowani ale jednoczesnie plascy jak papier. Jedynka, oprocz designu, oferowala swietny background (Mantis <3) i tych bossow ludzie pamietaja do dzis (wtedy ogolnie panowala moda w stylu "to jest cyberdemon z dooma, zabij go bo to ostatni boss", mgs troche wywrocil ten sposob myslenia). Dwojka to kupsztyn bo mimo, ze bosowie jakies tam bio maja to sa slabo zaprojektowani (no moze poza Vampem). I teraz wchodzi 3ka, ktora naprawia wszystkie bledy dwojki czyli gadki przez codec, inny bohater niz Snejk, roznorodnosc lokacji i wlasnie bossow. Ponownie druzyna zakapiorow, commandosow, weteranow drugiej wojny swiatowej (commando w tamtych czasach to byla serio elita) z super zaprojektowanymi umiejetnosciami i... i ch.uj, koniec. Nie wiemy o nich nic, dlatego po przejsciu gry mozna powiedziec, ze strzelalismy do czlowieka pszczoly, czlowieka pajaka, astronauty i starego dziada. A potem kapalismy sie w rzece A wystarczylo dopisac pare linii dialogowych z the boss gdzie zdradzilaby skad maja swoje umiejetnosci, nawet jesli mialyby to byc bzdurki typu "gosc jak byl maly wpadl do ula". No chyba, ze zamiarem Kojimy bylo pozostawic ich najbardziej w cieniu jak sie da ale moim zdaniem to bylo pojscie na latwizne. Acha, w sumie to lepszym wyjsciem byloby powrocenie do metody z jedynki, gdzie bossowie sami by o sobie opowiadali zamiast byc opisywanymi przez kogos innego. Czemu? Czytajcie ostatni akapit.
Co do bossow z 4ki to zgadzam sie z Bansaiem. Ten kazdorazowy telefon od Drebina, dokladnie zaraz po walce i prawie, ze z dokladnie z taka sama rzewna historyjka powodowal u mnie jedynie grymas politowania i uczucie, ze Kojima chcial naprawic blad z 3ki ale sie kompletnie pogubil. Do dzis nie wiem kim byly te laski i dlaczego zapakowano jest w puszki. Serio. W sumie to nawet mnie to nie obchodzi.