Street Fighter V - jak mozna skonczyc bijatyke? No byl tu juz taki jeden co probowal odpowiedziec na to pytanie. Moze i mi sie uda udzielic tej odpowiedzi, tak jak Ryu obiecal Kenowi na poczatku trybu story. Ale zanim, to mala, nostalgiczna podroz do roku 1993.
Wtedy to, bedac pierwszy raz na wroclawskiej (starej) gieldzie elektronicznej, stalem sie posiadaczem pierwszego numeru Swiata Gier Komputerowych. I pewnie wiekszosc z was nie wie, ale byl on prawie w calosci czarno-bialy (tak, nawet screeny). Prawie, bo oprocz kolorowej okladki jedynymi barwnymi stronami byly tylko dwie w srodku. I tak sie akurat zlozylo, ze poswiecono je Street Fighterowi II. Nie wiem co mnie wtedy ciagnelo do bijatyk, bo razczej w domu filmy z van damem na vhs nie goscily ale jakis czas potem na moim PC 286 (ktory byl powodem odwiedzin gieldy) rozsiadl sie SF2. I oczywiscie jak najbardziej ktos moze mi teraz napisac, ze pier.dole glupoty bo na 286 SF2 nie mial prawa sie uruchomic a ja temu komus bede musial przyznac racje. Oryginalny port z automatow tej gry, wydany przez us gold, faktycznie mial wieksze wymagania. To co goscilo u mnie to byl, jak dowiedzialem lata pozniej, jakis koreanski hack. Czym sie roznil od oryginalu? Przede wszystkim zubozona grafika (malo kolorow) oraz statycznymi planszami (zadne tam jezdzace w tle ludziki na rowerach). Oprocz tego nie mial sekwencji bonusowych oraz latwiej wykonywalo sie ciosy bo zeby puscic sonic boom guilem wystarczylo wklepac lewo-prwo-piesc i tyle. O tym, ze ten cios wykonuje sie przez przytrzymanie tylu 2s dowiedzialem sie duzo pozniej przy okazji SSF2T. Takze naku.rwialem w tego hacka ile wlezie poznajac postacie i odkrywajac ciosy (nie mialem zadnych poradnikow). I taki stan trwal do 1995.
Tego roku historia sie troche powtorzyla. Bedac juz mlodym, swiadomym graczem namietnie kochalem sie w Secret Service i jego szkole przetrwania imc Gulasha. Wtedy tez, chyba w nr 25 SS, ukazala sie zapowiedz (albo poradnik) Super Street Fighter 2 Turbo. Niestety, bedac posiadaczem 286 nie mialem co liczyc nawet na bieda klona od koranskich braci. Ale to mialo sie niedlugo zmienic po wakacjach, w trakcie ktorych codziennie mietosilem strony SS z wymarzona gra. Wtedy to wlasnie dostalem Pentium 60, ktore z palcem w nosie dzwignelo nowego stret fightera (byl czas ze doslownie tak to wymiawialem jak sie pisze). Potrzebny byl jednak jeszcze jeden krok - wyprawa na gielde z paczka 10 dyskietek bo na tylu gra sie miescila. Po powrocie serce bilo mocno przy instalacji plus modlitwa zeby sie tylko udalo. Niestety 8 dyskietka byla zje.bana. Na szczescie jednak, instalacje mozna bylo dokonczyc i gra ku mojemu zaskoczeniu ruszyla. Co zatem bylo na dysku numer osiem? T.Hawk, ktorego ani nie moglem wybrac ani przeciw ktoremu nie moglem grac bo gra sie wieszala. Byla to jednak niewielka cena za dzialajaca cala reszte. Rozpoczelo sie wiec katowanie SSF2T do upadlego mogac teraz juz korzystac z radosnej tworczosci Gulasha (Chun Li - Piekna Wiosna xDD). Potrafilem wiekszoscia postaci robic supery, nawet chargerami na zwyklej klawiaturze od optimusa. Jak? Ano tak, ze te klawierki nie wieszaly sie po wcisnieciu trzech przyciskow. Co wiecej, z kumpalmi gralismy na 4 rece na jednej i nikt nie narzekal ze mu cios nie wyszedl. Mam jeszcze dwa mile wspomnienia z ta odslona. Razem z P60 zawital rowniez naped cd-rom (2x) oraz karta muzyczna. Pamietacie jeszcze te nieszczesna 8 dyskietke? Ktoregos dnia moj dobry kumpel z SP, z ktorym znamy sie do dzisiaj przytargal do mnie plyte cd wypchana po brzegi piratami. To byly poczatki tych nosnikow na gieldach a ten egzemplarz mial jeszcze 650MB (a nie 700 jak potem). Kosztowal zawrotne wtedy jak na standardy gieldowe 60zl. Mam go do dzis po tym jak kumpel robiac wyprowadzke na studia pozbywal sie swoich piratow. Ale wracajac, tutaj nie moglo byc juz mowy o errorach, instalacja poszla gladko i moglem zobaczyc jak to sie tym T.Hawkiem gra. Ch.ujowo. A czemu wspomnialem o karcie muzycznej? Bo jako dziecko nie interesowalo mnie po instalacji nic wiecej jak plik nazwagry.exe. Tym samym gierke odpalalem bez muzyki nie wiedzac nawet ze istnieje xD Ale ch.uj mi to nie przeszkadzalo. Ktoregos dnia jednak skleilem, ze skoro w innych grach juz umiem ustawic setup to moze i tu sprobuje. I sprobowalem odkrywajac przy tym jaki zaje.bisty ost ma ta gra. Podejrzewam, ze wtedy zrozumialem, ze muzyka w grach tez moze gniesc jaja i zaczalem baczniej na nia zwracac uwage w innych produkacjach (acz C&C dawal temu dowod juz wczesniej). Pamiec pewnie duzo zaciera, ale mam wrazenie jakbym klepal w te wersje SF2 (ze to byla n-ta iteracja podstawki rowniez duzo pozniej sie dowiedzialem) latami, ale pewnie okolo roku by bylo. Nastal 1997 i w ktoryms numerze SS pokazaly sie screeny ze SF Alpha.
I kolejny raz zostalem z ch.ujem w lapie bo alpha nie ukazala sie na pc i moglem co najwyzej pojsc sobie do salonu pod dworcem PKP i pograc jedna walke bo w drugiej juz masakrowal mnie wywindowany na maxa przez janusza biznesu cpu. Po paru miesiacach w SS pojawily sie screeny i grafiki ze SF3, ktore wygladaly jak zycie. Ale umieszczenie gry na makaronie totalnie mnie juz wykluczalo z odbiorcow tej czesci. Wyj.ebanie 95% starej gwardii tez nie pomoglo, choc przyznam, ze przez dlugie lata uwazalem ten krok za mocno odawazny ze strony capcomu (cos jak pozbycie sie Scorpiona w MK3). Dopiero niedawno dowiedzialem, sie ze New Generation to miala byc osobna bijatyka, ktora doslowanie chwile przed wyjsciem zostala zmieniona na SF3 a Ryu i Ken doszyci tam na koncu. I tak drogie dzieci umiera wasza naiwnosc. Ja w miedzyczasie stalem sie konsolomaniakiem z szarakiem gdzie udalo sie jeszcze zobaczyc o co kaman ze Street Fighterem EX, ale nie oszukujmy sie, po tekkenie 2 (nie mowiac juz o 3) te street fightery nie robily wrazenia. Tym samym milosc do pierwszej w zyciu bijatyki przygasla. Na 8 dlugich lat.
Bo po tym czasie wyszedl SF4, ktory dla mnie byl po prostu rebootem dwojki. W swojej pierwszej wersji (bo capcom nie bylby soba gdyby znow nie odgrzewal kotletow sypiac je inna przyprawa) wrocil caly oryginalny roster i to byl dla mnie sygnal, ze troche odcinamy sie od 3ki (troche bo potem w dlc postacie i z tej czesci sie pojawily). Niby gra ta sama ale inna. Jak ja, bo nadal ciagnelo mnie do bijatyk ale nie mialem juz calego czasu swiata na ich klepanie bo dojechala mnie po prostu proza zycia. Tak wiec cos tam pyknalem z kompem, na ps3 pozniej porobilem trofy online bo "kiedys splatynuje" i to w sumie tyle. Jak bylem bijatykowym noobem tak takim zostalem. Nadrobilem tez na emulatorach alfy i sf3 a nawet ten oryginalny pctowy port SF2, ktory okazal sie totalnym go.wnem i jedna z najgorszych gier w jakie gralem w zyciu (spier.dolil sterowanie robiac je na 2 zamiast 6 guzikow...). Bieda kolon z korei przy tym to je.bane arycydzielo.
I znow minelo siedem dlugich lat kiedy to pojawil sie SFV a ja, po czesci na wlasne zycznie, po raz kolejny zostalem z ch.ujem w lapie. Bo jak pewnie wszyscy wiecie w 2015 siedzialem jeszcze na ps3 i o ironio nie mialo sie to zmienic przez kolejne 8 lat. Zatem lunchu SFV nie sledzilem juz na kartach SS ani innych magazynow (w PE jedynie recka) a glownie juz na forum, gdzie ekoledzy raportowali jaka gra jest biedna na starcie. Graficznie styl mi sie podobal i uznalem odejscie od cel-shadingu za dobry ruch. Ale wiecej o grze powiedziec nie moglem (no moze poza tym, ze Dalshima troche przerobili). Wiec jak juz wspomnialem, minelo 8 lat i wybil rok 2023.
A ja zdecydowalem sie w koncu na ps4. I tak sie jakos zlozylo, ze wpadla miesieczna super tania oferta na ps extra gdzie po paru dniach pojawil sie SFV. Nadszedl czas zeby w koncu doswiadczyc ostatniego z ulubionej serii bijatyk 2D. Z oczywistych wzgledow nie mialem tych samych problemow co ludzie w 2015. Gra jest obecnie w wersji Champion Edition z wszystkimi opcjami, trybami, patchami i rosterem (ktory w wiekszej czesci i tak trzeba odblokowac za wewnatrzna albo realna kase). Nie moge zatem powiedziec, ze w grze nie ma co robic. Mozna cwiczyc triale, probowac sil w surwiwalu albo, jak ktos ma duza odpornosc na anime, przespacerowac sie bo dwoch trybach story (jeden per postac, a drugi fabularny wzorem MK). Jak chyba nigdy wczesniej rozbudowano tryb treningu ze wszystkimi informacjami odnosnie klatek, strat itd. Plus mozna nagrywac i odtwarzac konkretne ruchy przeciwnikow. Prawdziwa piaskownica dla tych, ktorzy chca grac cos wiecej niz naskok i podcinka. A ja musialem grac cos wiecej bo postawilem sobie ambitny cel zrobienia jednego trofeum online, ktorego nie dalo sie wbic przez ustawke z kims (a przynajmniej nie bylo to latwe).
I moge napisac, ze dopiero tutaj zaczela sie moja przygoda ze Street Fighterem. Nie 30 lat temu kiedy klepalem ustawiony na najnizszym poziomie komputer czy kumpla, ktory nie wiedzial jak blokowac nisko. Dopiero tryb ranked onlinie pokazal mi moje miejsce w szeregu, upokorzyl, sponiewieral, sprowadzil na sam dol, pokazal te czesc mnie ktorej nie znalem, ale tez nauczyl jak powinno sie podchodzic do bijatyk na troche wyzszym poziomie niz obijanie komputera. Ten tryb dzieli sie na ligi od brazu, przez srebro, zloto az po diement i wyzej. Moim celem bylo dojsc do zlota. Wybralem Ryu bo kto nie wie jak operowac ta postacia. Mialo byc szybko i bezbolesnie. Poczatkowo taktyka naskoku i podcinki dziala pieknie. Pierwsze 1000 pkt (z 4000) udalo sie jakos zebrac. Zaznaczyc od razu trzeba, ze w trybie ranked za przegrana punkty sa odejmowane. Bujalem sie wiec jak jojo miedzy 1000 a 1500 nie mogac pojsc dalej. Pojawila sie frustracja objawiajaca sie srogimi wiazankami w strone ekranu. Wszyscy byli winni, przeciaz ja wciskalem ten klawisz to czemu ku.rwa nie zadzialalo nie? Trzeba bylo cos zaradzic wiec po obejrzeniu jakiegos filmiku na yt z tier lista przesiadlem sie na Kena bo Ryu byl wg tej listy sredniakiem. No i jakos udalo sie pojsc dalej i zagoscic w okolicach 3000 pkt. Ale znow pojawil sie ten sam problem co wczesniej bo nie szlo. Wku.rwialo jak po zdobyciu 200pkt tracilem 500 w meczach z ludzmi robiacymi dwa ciosy na krzyz albo "skaczacymi jak malpy" gdzie ja przeciez umialem juz dobre combo na 1/3 paska. Frustracja narastala do tego stopnia, ze balem sie odpalac ten tryb w obawie przed straconymi punktami xD Odwlekalem jak moglem, gralem survivale albo casual matches zeby tylko pocwiczyc a potem po odpaleniu po tygodniu ranked dostawalem od razu wpier.dol. Rece i cialo mi sie pocily w trakcie meczow jak poje.bane. I to sie ciagnelo miesiacami. Przez ten czas musialem zrozumiec co robie zle bo stanowczo robilem cos zle. Wiec od czego zaczac? Oczywiscie od kolejnej zmiany postaci xD Wzialem wiec uber tiera czyli Luke'a. I jak sie domyslacie cos to pomoglo, ale nie na dlugo. Znow bilem glowa w mur. Bolalo kiedy majac 3990 pkt dostawalem w dope tak ze zjezdzalem na 3500... Co wiec zrobilem? Ucieklem sie do oszustwa. Jakims zrzadzeniem losu poznalem typa z ktorym wymienilismy sie wygranymi. On dobil do 300 wymaganych pod trofa a ja do 4000pkt pod swoje. Czy zatem tak konczy sie historia? Zdecydowanie nie.
Kiedy juz mialem wlasciwie to co chcialem bylem na tyle wciagniety w gre, ze mimo swoich brakow gralem dalej. Mialem nadal cos do udowodnienia sobie. Ze jednak jestem w stanie te 4k punktow zrobic legitnie. Ale to tez nie tak ze bedac tak blisko celu nadal bylem tym typem co robi naskok i podcinka. Widzicie w poszczegolnych ligach to sie juz nie sprawdza i trzeba sie adaptowac. Nie robic pewnych zagran, stosowac inne. Musialem wiec zaczac karac po glupich bledach jednoczesnie samemu sie na takie kary nie wystawiajac. Musialem wyrobic sobie nawyk wykonywania anti-airow, wiedziec co to tick-throw, frametrap, co to bycie na plusie, kiedy moja kolej, kiedy skakac, kiedy nie, jakie priorytety maja ciosy, co to v-shift a co v-reversal czy v-trigger, kiedy je aktywowac itd. Innymi slowy, to co ludzie stopniowo latami, ja musialem poznac w pare miesiecy. I powoli ale konsekwentnie sie to udawalo. Musialem odrzucic swoje przyzwyczajenia z czasow SSF2T bo granie na klawie tak mi sie wrylo w pamiec, ze ciezko bylo operowac padem (mysle, ze hit box bylby dla mnie lepszy) a przede wszstkim nauczyc sie blokowac bo wierzcie lub nie, mialem z tym ogromny problem. I tak sobie gralem (juz troche ze spokonieszym umyslem nie zaprzatajac sobie glowy trofeum), cwiczylem, ogrywalem casuali, ze niedawno postanowilem znow odpalic ranked. Nie bylo latwo sie zmusic bo podswiadomosc robila swoje i pojawial sie dziwny niepokoj. Ale zaczalem i po zjezdzie znow w okolice 3300pkt polecialem jak przecinak na 4000. Potem oczywiscie spadlem ale znow wrocilem. Cel zostal osiagniety.
SFV nauczyl mnie grac w street fightera. Lepiej pozno niz wcale. Pokazal, ze bijatyki to ciagly progres, zadawanie sobie pytania "co robie zle" i szukania odpowiedzi przez trening a przede wszystkim dyscypline. Bo w trakcie meczy z zywym przeciwnikiem bardzo latwo zaczac leciec na autopilocie robiac dragon punche na bloku, po ktorych dostaje sie wpier.dol na pol paska. Walczy sie wiec z dwoma osobami, ta druga bedaca nami samymi, ktora trzeba ciagle pilnowac zeby nie robila glupich rzeczy. A trening czyni mistrza i cos w tym jest. Ja mistrzem nie jestem, ale swoj cel osiagnalem. I wiem, ze to tylko gra i ze inni robia taki wynik w tydzien, ale dla mnie osobiscie bylo to faktycznie cos, co moglbym bez zenady i marketingowego pier.dolenia nazwac doswiadczeniem.
I to jest wlasnie odpowiedz na pytanie z poczatku tego poje.banie za dlugiego tekstu. Czy mozna skonczyc bijatyke? Co do zasady tak. Jednak dla niektorych, tak jak dla Ryu, droga nigdy sie nie konczy bo jest nia wlasnie poszukiwanie odpowiedzi na pytanie "czy dla mnie to juz koniec, czy moze jest cos wiecej"? 9/10.
ps. gra ma wysmienity soundtrack.