Halo: ODST - drugi (a w sumie pierwszy) spin off w swiecie MC gdzie nie ma ani MC, ani Cortany, ani samego Halo. Sa za to ci sami przeciwnicy, te same laserki blasterki, ten sam schemat kampanii i ta sama zje.bana fizyka Warthoga. No i znowu nie da sie grac normalnie z bronia ludzi tylko po paru magazynkach trzeba przelaczyc sie na rozowe piupiu. Dobrze wypada sama narracja ze skokami w retrospekcje, jednak team trooperow moze co najwyzej helm czyscic ludziom z Noble, bo sa po prostu slabiej (o ile w ogole) napisanymi postaciami. Rozgrywka w duzej mierze dzieje sie w zaatakowanym miescie, ale pelni ono bardziej role huba miedzy misjami "klasycznymi". Mozna szukac w nim jakichs audilogow i pewnie troche polizac scian, ale ja lecialem tylko od znacznika do znacznika bo jest ono w duzej mierze puste (no poza pierwsza wieksza bitwa gdzie dostajemy na twarz spore fale wrogow z obowiazkowymi dwoma hunterami. Kolejny haloizm). Nie zmienia to jednak faktu, ze ta miejscokwa jest mega klimatyczna a pierwsze wyjscie z desantowej kapsuly naprawde robi. Sklada sie tez na to, oprocz wizualiow, muzyka, ktora jest w tej czesci top.
Takze widac jakby ta odslona byla troche prototypem dla nadchodzacego (gry dzieli rok) Reach, ktore mi osobiscie siadlo lepiej od ODST i kazdej glownej odslony Halo. Ale ma swoje momenty i ogolnie nie cierpialem az tak bardzo grajac jak przy innych odslonach serii. 6+/10.