
Treść opublikowana przez Mendrek
-
ONRUSH
Codemasters nie potrafiło tego sprzedać. Takie The Crew 2 pewnie sprzedalo się lepiej, pomimo ocen 6-7. W zasadzie nie zwolniło wszystkich, a tych na z góry. Gra nadal żyje i ma się nader dobrze, ludzi przybywa, poczta pantoflowa działa. Uruchomiono rankingi, zaraz będzie event Summer Slam z nowymi skórkami i wyzwaniami (coś na wzór eventów w Overwatch). Niebawem wyjdzie DLC z nowymi trasami i może klasami samochodów. Mając na myśli "takich gier" mam na myśli pure arcade bez trzymanki, jak Ridge Racer, Motorstorm, Dirt 2, etc. Tutaj jest powiew świeżości. Nie rozumiem hejtu. Jeżdżenie w kółko byłoby chyba najnudniejszym eventem w Onrushu. Te które są obecnie są wpisane w battle racing. Nawet te respawny czy częstotliwość pojawiania się samochodów neutralnych jest dopasowana tak, by ciągle była walka między samochodami. No nic, trzeba to lubieć i dać nieco dłużej szanse, szczególnie w multi
-
ONRUSH
Onrush tylko pozornie nie jest wyścigami, bowiem ci na przedzie dostarczają najwięcej drużynie. W Switch przesuwają "ścianę wykluczenia", która ściga tych na samym końcu (mogą stracić "życie" z powodu bycia za stawką). W Countdown dostarczają najwięcej czasu przejeżdżając przez bramki. W Lockdown są pierwsi w strefie i mogą nawet samodzielnie ją przejąć. W Overdrive są nienękani przez innych i mogą bezstresowo czesać triki, a także rozbijać jako pierwsi pojazdy neutralne. Generalnie gra jest nastawiona na rozgrywkę w sieci, single player jest na doczepkę trochę. W sieci emocje sięgają zenitu, zwłaszcza jak już się ogarnie pewne zasady i sztuczki. Gdy już nauczymy się intencjonalnie wykluczać przeciwników, to zabawa staje się przednia. A jak przeciwnik kumaty, to takie obijanie się trwa dobre kilka sekund, a gdy po nim uda się wysłać przeciwnika na drzewo, micha cieszy się sama. To co najważniejsze - gra to czysty arcade racer. Żaden tam semi-arcade, gdzie trzeba hamować przed zakrętami, a na poboczu kręci się bączki. Będę bronił tej gry zawsze i wszędzie, bo takich gier się już raczej nie robi, a szkoda...
-
Konsolowa Tęcza
Dla mnie Crytal Dynamics budzą największy podziw wśrod developerów. Niesamowite jaką historię przeszli i jak bardzo odznaczali się w branży - stworzyli wiele niezwykłych silników do gier i potrafili je wykorzystać na maksa. Gdy jakiś stawał się przestarzały, to tworzyli następny, a przy okazji dobre gry zawsze robili (pamięta ktoś Project Snowblind?). Uratowali w zasadzie Tomb Raidera. Disney w ogóle miał świetną dywizję od gier. W czasach PSX-a czy PS2, ich gry pachniały sporymi budżetami.
-
Konsolowa Tęcza
Polecam filmik. Początek jest trochę o burzliwej genezie serii, ale potem DF pokazuje jak bardzo zaawansowany technologicznie był Soul Reaver. Gex Engine na którym powstał, był pierwszym silnikiem wykorzystującym streaming tekstur 3D w czasie rzeczywistym (czyli duży obszar bez loadingów), co było podwalinami do tego co dziś jest standardem w open worldach. Do tego chodził w nieco większej rozdziałce niż większość gier z PSOne (takie PSX-owe full HD ), wykorzystywał fajne sztuczki w kolorach tła, duplikację obiektów, a nawet technologię graficzną wykorzystywaną podczas walk w Final Fantasy 7 (!). Technicznie zjadął taką Zeldę: OoT na śniadanie, chociaż miał też pewne wady. O tym i o tamtym w fajnym wspominkowym filmie sprzed roku
-
"Zielony jak ta trawa" - V.Vita
Przepraszam jeśli to pytanie pojawiało się tysiąc razy. Czy istnieje jakaś możliwość, że na jednej PS Vita jest więcej aktywnych kont, lub gier z innych kont? Nie chodzi o to, żeby cebulić, tylko że w sumie kusi mnie kupno kilku klasyków z PSOne które są w na amerykańskim PS Store (np. Chrono Cross czy Bushido Blade 2). Na PSP wystarczyło ściągnąć grę z danego PS Store i konsola się przełączała na to konto. Słyszałem że coś tam umożliwili na PS Vicie by było kilka kont. Jak to teraz wygląda?
-
Niegranie w gry
Ja mam na takie chwile marazmu gry "zapychacze". Albo indyki (np. Wild Guns Reloaded) , albo starocie (np. Red Alert na PSX-a), albo specyficzne gry online. Obecnie taką rolę dla mnie pełni Overwatch i BF1 został wymieniony na Onrush. Poza tym umilam sobie czas przy Pirates! na PS Vitę (nomen, omen port z PSP), a wcześniej przy Eye of Judgement: Legends. Ot czasu do czasu odpalę staroć na PC (np. Theme Hospital). Po prostu na grę muszę mieć siły i ochotę, dużo gier odrzucam na wstępie bo tracę ochotę, nie ma tej "iskry zapalnej". Ale chyba w końcu po długich poszukiwaniach, odpaliłem Dishonored 2 i chyba załapało. Oby. Aha, Rayman: Legends daje zawsze banana na usta
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Ok, chciałem obejrzeć "Dyktatora", ale w połowie mi się znudził, generalnie nie tego się spodziewałem. Trochę zbyt suche. Wobec czego zrobiłem sobie przyjemność i poszedłem do kina dziś, na film jednej z moich ulubionych serii. "Pierwsza noc oczyszczenia" - jakby nie patrzeć, z filmami tego typu jest tak, że albo je nienawidzisz, albo je kochasz. A jak wiadomo w przypadku tego drugiego, miłość jest wiele w stanie wybaczyć. Takimi filmami są serie takie jak "Piła", czy "Oszukać Przeznaczenie". Głupawe to, ale rozrywkowe i w zasadzie wiemy na co się piszemy gdy oglądamy kolejną część po pierwszej. Nie inaczej jest z "Purge" (czyli "Nocą oczyszczenia"). No może nie do końca tym razem, bo mamy do czynienia ze zmyślnym prequelem całej serii. Zaczyna się więc nietypowo - bo od genezy eksperymentu. Od wygranej ultra konserwatystów i reakcji obywateli, oraz świata na pomysł "Nocy oczyszczenia", który jest tutaj jeszcze eksperymentem na wyspie, gdzie żyje biedota i której to zaproponowano udział za kasę, plus bonus jeśli bedą się tłuc i mordować. Akcja przenosi nas w te rejony, gdzie żyją głównie czarni i imigranci z południa. Tam otrzymujemy klimat gangów i czarnych rodzin, niczym z San Andreas. Dość długo film sprawia wrażenie, jakby chciał być nieco bardziej ambitny i pokazać dramat tych terenów w obliczu braku poszanowania ich żyć ze strony rządu. Ale im bliżej samej tytułowej nocy, tym film głupieje. I choć pierwsze momenty pokazują całkiem fajne podejście ludzi do owych igrzysk bezprawia, tak ostatecznie i tak dochodzi do masakry (bo inaczej nie byłoby kolejnych części, co nie?), a film zrównuje się poziomem z pozostałymi częściami. Co jest akurat plusem, bo nie chodzi się na taki film by oglądać ckliwe historie. Niemniej film jest agresywnie lewicowy - pomijając prztyczka w legalizację broni w USA, tak chyba w żadnym innym filmie tylu dobrych czarnych nie zabijało tylu złych białych. Bo to czarni są tu głównymi bohaterami i ich problemy, perypetie, zdrady. Swoją drogą fajnie zagrane postacie. Kanonada pękających prawackich pupsk to akurat traktuję jako plus tego filmu. Nic nie poradzę, że lubię tę serię. Ta część dostarczyła lekkiego zaskoczenia, a potem spełnienia fana
-
PlayStation Plus vPS4
Mafia 3? Hm. Kupiłem niedawno Watch Dogs 2, chyba nie skuszę się zbyt wcześnie na Mafię, chociaż poprzednie obie części bardzo lubiłem. Dead by Daylight pomimo ocen w okolicach 6-7, wciąż utrzymuje się wysoko na Twitch'u i generalnie to taka gra na chwilę - ot 4 prawie bezbronnych nastolatków i 1 psychopatyczny i potężny morderca przed którym należy uciec. Mi się ten pomysł podoba i chętnię spróbuję na sesyjkę czy dwie. Na PS3 nic nadzwyczajnego. Dwie gry na PS Vita, z czego ze Space Hulka się akurat cieszę, bo będzie kolejna gra do autobusu
-
Terminator universe
No to nie wiem, może będą dwa cyborgi i Sarah? Ta z lewej typowy T-850 (albo T-900) wersja żeńska, ten w środku prototyp T-TERMINATEMEPLEASE (stworzony by wzbudzać poczucie winy w ludziach niszczących cyborgi). Ewentualnie John Connor zginął, ale ruch oporu wysłał w przeszłość cyborga, który ma skopiowany do cyfrowej wersji umysł Connora i dlatego wygląda jak pipa, no kurde, ech...
-
Terminator universe
Jeśli to to w środku to cyborg, to SkyNet doskonale rozpoznał się w sytuacji i przestał produkować skóry klocków 2x2, tylko do infiltracji zaczął wysyłać takich dziwolągów, bo kto by przypuszczał że to cyborg? Anyway, bardziej przypomina mi on Connora, a ta po lewej to może być baba-cyborg. Ech, Kroniki Sary Connor ostatnim najlepszym dziełem tego uniwersum...
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Ok, drugi film z urlopowej półki do nadrobienia to: Priest (Ksiądz) - nie wiem czemu pominąłem ten film i dopiero teraz zobaczyłem. Pewnie pomyślałem: "Ojej znowu wampiry i jakiś klecha z nimi walczy". O JAK SIĘ K*RWA POMYLIŁEM! W sensie nie że ksiądz walczy z wampirami, ale że zbylem ten film. Bo ten ksiądz to nie taki wiejski proboszcz co w postne dni grzmoci gospodynię i opycha się kiełbachą. Oj nie! Ten klecha to istna maszyna do mordowania i jakby go szkolił sam Neo z Matrixa. Od razu wspomnę, że to skojarzenie z filmami Wachowskich często będzie się pojawiać, bo film idzie w umowność praw fizyki i efekciarstwo. I nie jest to nic dziwnego, bo film jest adaptacją komiksu i wiele scen jest tutaj przerysowanych aż nadto, niczym w filmach na podstawie komiksów MIllera. Lecz powiedzieć że to typowa nawalanka, to trochę mało. O dziwo dzieło to dość złożone, posiadające jakieś uniwersum nawet, lore i ciekawy setup. Mamy do czynienia z alternatywną historią ludzkości, która obok wybijania się nawzajem, walczyła przy okazji z wampirami (przypominającymi bardziej szybkie zombie, niż bohaterów Zmierzchu). Wampiry są szybkie, silne i generalnie ludzkość często dostawała wpierdziel. Do momentu gdy kościół nie wypuścił na świat księży - elitarnych wojowników wręcz, wyspecjalizowanych do walki z wampirzą hołotą. No i wampiry zostały prawie że wybite, zamknięte w rezerwatach, a na zniszczonej wojnami planecie zaczęły powstawać miasta-enklawy, kontrolowane przez korpo-kościół. Ludzie sobie tam żyją w klimatach Blade Runnera, tyle że pod dyktanto doktryny - spowiadają się w ulicznych konfesjonałach do AI, chodzą do kościołów chronionych przez ciężkozbrojne oddziały kościelne i odmawiają modlitwy bo jak nie to wpierdziel. Księża poszli w odstawkę, niestety wampiry wrócily, a kościół nie bardzo chce to zaakceptować. Jeden z nich wyrusza na prywatną krucjatę na swoim sonicznym k*rwa motocyklu jak jakiś Batman, co ciekawe poza enklawami jest pustkowie gdzie ludzie żyją w postapo-westernowych miasteczkach, skąd przy okazji zabiera ze sobą szeryfa strzelającego nabojami z krucyfiksami na łuskach, a potem jeszcze jednego towarzysza i w ogóle odwiedzają kilka miejscówek, są bossfighty, kosmiczne akcje, pościgi, wybuchy, krucyfiksowe shurikeny, pancerne pociągi, ch*je muje dzikie węże, BO TEN FILM TĘTNI ZAJE*IOZĄ. I choć brzmi to jak pastisz, to film trzyma mroczny nieco klimat, ma naprawdę wysokobudżetowe efekty specjalne i całkiem fajną muzykę. Jedyne czego można się przyczepić, to właśnie takie nawalenie tym wszystkim, jakby jakiś nerd nawymyślał za dużo i usilnie chciał to wszystko wrzucić. No i ten główny zły to taki nieco oklepany i bez zbytniego polotu. No ale w sumie przyjemnie się to ogląda, bez spiny, fajny popcorniak, szkoda że nie ma części drugiej, bo kurde tu jest fajne uniwersum czerpiące z Dredda, Mad Maxa, Equilibrium, czy Blade Runnera. Tak czy owak polecam
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Z racji urlopu obiecałem sobie, że dziennie obejrzę jeden zaległy film. Na pierwszy ogień poszło: Men in Black 3 - faceci w czerni to absolutna nostalgia, jedna z filmowych ikon "bycia cool" w czasach podstawówki. Nieco geekowskie, zabawne i lekko satyryczne. Dwójka nie była już tak odkrywcza i oryginalna, ale trzymała poziom. Trójki bałem się, bo ten typ filmów jest na wymarciu. Taki luzacki, lekko pastiszowy, z wyrazistym duo i jakąś tam fabułą. I wiecie co? Serio, ja te filmy bardzo lubiłem i nadal lubię. MiB 3 jest dokładnie takim filmem, którego się oczekuje. Nadal jest to fajne połączenie komedii, sci-fi i filmu akcji, z odniesieniami do popkultury. Josh Brolin w zasadzie zastąpił Tommy Lee Jonesa w tym filmie i wypadł nader ciekawie - taki trochę zawadiaka i ważniak, niczym amerykański Bond. Pomimo że film przenosi nas w czasie do lat hipisów, to raczej jest to tylko tłem dla perypetii J i K. Na plus ciekawa postać Griffina, oraz jak zwykle parada obcych niczym ze Star Wars. No i plot twist do którego zmierza cały film, może i oklepany, ale poruszający. Generalnie czwórka już chyba nie powstanie, więc pozostaje nam tylko dobrze wspominać tę trylogię
-
NETFLIX
Obejrzałem drugi sezon GLOW i jest moim zdaniem lepszy od pierwszego, który też był świetny. Jest bardziej dramatycznie, są dobre cliffhangery na końcach odcinków (inspiracje z "La Casa de Papel"?), że chce się oglądać kolejny odcinek. No i jeden z lekko autoironicznych odcinków, w stylu rodzinnego show z amerykańskich kablówek lat 80 - wypadł niezwykle klimatycznie. I co ciekawe, nie ma zalewu nowych bohaterów, więc czasami nieco zaniedbane w pierwszym sezonie postacie dostają teraz dodatkowy czas. Myślę, że jednak zobaczymy trzeci sezon i obliczu tego co się działo w ostatnim odcinku drugiego sezonu, trzeci sezon może wręcz nabrać rozmachu
-
Soul Calibur IV
Ok jest Voldo, to jest zakup na premierę. Jeszcze niech dadzą Cervka i można wydawać. Tak, nikt nie chce wsiura z toporem, więc proszę nie wyskakiwać że hurr durr Astaroth jeszcze
-
Star Trek
ST: D był bardzo mass effectowy. Co było fajną odmianą od klasycznyk Star Treków, pomimo że ME też inspirował się nimi. Jak nowy reżyser nie podąży to scieżką, to będę zawiedziony, bo po Andromedzie ten serial wypełniał serduszko fana gry, a przecież nie zacznę nagle oglądać sztywnego jak kij w dupie "......." (nie podam, ale kto wie, ten się domyśli o jaki serial mi chodzi)
-
Mistrzostwa Świata w piłce nożnej 2018
No dzisiaj Belgia jedzie angielskich lamerów, jutro jeszcze Francja sprawi że wygra kolorowa rasowo Europa i futbol można uznać za odratowany w ostatniej chwili
-
Verbatim czy jajko - co było pierwsze...
Skrobnąłem do Konsolowiska parę felietonów (m. in. o tym jak pracowałem w salonie gier), a także parę recek. Zwerbował mnie Hiv, a także trochę Wajper, ale szybko się zwinął Miał chyba też nawet Butcher coś pisać, albo "miał", bo nie napisał nic. Chodziło pewnie o przynęte na nowych ludzi Nie płacili nic, ale nim się zaczęło sypać, a ludzie odchodzić, to Hiv wysyłał promki do recenzji. Ja dostałem Buzza i taktycznego Socoma (obie na PSP) i dla mnie to już było coś. Pomysł na serwis nie był zły, ba miał spory potencjał, ale generalnie wykonanie było takie sobie. Zabrakło Hivowi doświadczenia i pomysłu na rozpragowanie inicjatywy, a social media wtedy były ograniczone. Mało lub zero reklamy, nie pamiętam żeby było pozycjonowanie, czy jakieś wabiki na masy. Nie stworzyła się społeczność, mało było komentarzy, generalnie po około roku ludziom już się odechciewało, bo widać że była to droga donikąd. Ot, było minęło, ale przez ten moment nawet było spoko
-
ONRUSH
A mi się tam podoba. Atmosferka trochę coś między Motorstorm, a Dirt 2. Pomysł na rozgrywkę jest ciekawy, bo w zasadzie opiera się na współpracy między klasami (!) - tutaj podzielonymi na zapierdzielaczy co prują na przełaj i zdobywają punkty, niszczycieli co próbują uprzykrzać przeciwnikom jazdę, oraz pomocników którzy generują zasoby dla drużyny. Co więcej, samochodów jest kilka i różnią się specjalnymi umiejętnościami (2 pasywne i 1 aktywowana manualnie po naładowaniu paska). Bo nie chodzi o dotarcie do mety, ale wygrana na punkty w trakcie rundy. A te zdobywa się różnorako - od niszczenia innym samochodów, po popisy kaskaderskie. Trybów gier jest kilka - raz po prostu musisz zdobyć punkty, innym razem przejeżdżasz przez wąskie bramki (przy okazji wypychając konkurencję). Gra ma festiwalowy klimat, więc muzycznie mamy głównie elektronikę (dubstep i te sprawy) z domieszką rocka. Do tego ogrom customizacji - od postaci, po herby, świętowanie czy karoserie. W grze jest system lootboxów podobny do Overwatcha - widać trochę, że twórcy są fanami tej gry i być może pomysł drużynowego racera z podziałami na klasy, powstał w trakcie dyskusji o grze Blizzarda Model jazdy jest staroszkolono arcade'owy. Hamulec jest dla leszczy. Gra też ma multiplayer - gdzie oczywiście liczy się zgranie zespołu. Póki co tryb rankingowy jest wyłączony, więc te prawdziwe zawody dopiero wystartują, pewnie gdy ludzie już trochę to ogarną. Kupiłem za 140 PLN na PS Store i nie żałuję. Brakowało mi fajnego racera czystego arcade i w zasadzie Motorstorma czy arcade'owego Dirta. A tu to dostałem. Wreszcie
-
Mistrzostwa Świata w piłce nożnej 2018
Górscy wojownicy włączyli rage mode i angielskie faje zmiękły im niczym pudding. Chorwaci to jakieś cyborgi. W sumie to Francuzi będą faworytami w finale, ale Chorwaci za walkę powinni dostać jakieś specjalne medale
-
Verbatim czy jajko - co było pierwsze...
Bo nie ma o czym mówić. Była gildia napalonych spartakusów, mieli jakieś tam kodeksy i lekko tęczowy klimat, ale zapomnieli o dobrej dystrybucji dostępów i generalnie ojro sobie leżało odłogiem, lepiej więc żeby je wziąć niż żeby je wziął ktoś inny. To nie do końca ja wyniosłem, tylko inny ziomek. Ot, nie musiałem sobie brudzić rączek. W tamtych czasach byłem sk*rwielem w grach przeglądarkowych. W X-Wars (największym ówcześnie konkurencie Ogame) zaproponowałem plan zawarcia sojuszu z rywalem celem wspólnego zniszczenia niemieckich sojuszy, którego prawdziwym celem była kradzież jego całej zjednoczonej floty (tj. efekt jakieś kilka miesięcy grania i nieprzespanych nocy kilkudziesięciu graczy). Z udziałem długo uśpionego agenta, flota poleciała zamiast na szkopa, to do naszych hangarów. Oj, ból dupy (wtedy to się nazywało po prostu rozpaczą) był wielki, ale życie to wojna (więc pompowaliśmy rowery dla czatana). I tak samo było z ojrosami, tylko że tu nie trzeba było kombinować jak koń pod górkę. Szkoda że z tego wyrosłem, teraz miękka, empatyczna faja ze mnie...
-
Verbatim czy jajko - co było pierwsze...
Hyh, łezka się w oku kręci, czytając te wszystkie afery. Powiem wam, kiedyś aktywnie rozmawiałem z wieloma zgredami i współpracownikami przez gg, z jakiś przyczyn zwierzali mi się chętnie, a ja wiedziałem że gdyby kiedyś coś z tego wyszło na jaw, to by był syf na pół branży. Zresztą do dziś trzymam się obietnic, że niczego nie wypaplam, bo po ch*j komuś niszczyć życie albo karierę. Nie spodziewałem się, że akurat afera z Shivą wyjdzie na jaw po tak długim czasie. On mi kiedyś wyjawił po odejściu tuż, że wkurzało go to piractwo. Pewnie byłbym zaskoczonyzaskoczony, ale podczas kilku wizyt w redakcji byłem tego świadomy. I no big deal, szybko zajarzyłem że przecież nikt z Japonii czy z USA im gier nie wysyła. Myślę, że piractwo w Polsce to był (niechlubny, bo niechlubny) fenomen, którego redakcja PE (i nie tylko) była częścią. Został on w pewnym sensie wyryty w pokoleniowej mentalności subkultury wyrosłej na giełdach. Z tego nie da się ot tak przestawić. Pamiętam, że X360 miał się tak dobrze, bo pozwalał odpalać pirackie gry, pomimo iż było to w czasach gdy pokolenie lat 80-90 miało już jakieś stabilne zatrudnienie, a sytuacja ekonomiczna Polski była już spoko. Na szczęście ten etap w zasadzie jest już bardziej folkorem. Ale wbrew obiegowej opinii o kopiowaniu, to kiedyś w redakcji PE zastałem bodajże Koso, który w pocie czoła ogrywał bodajże Resident Evil Zero i robił zapiski (do recenzji albo do poradnika). Nawet mnie ochrzanił, że mu przeszkadzam. Żadnego ściągania z gamefaqs. Szacun
-
Konsolowa Tęcza
Ok, ten post może zrozumieją głównie starsi wyjadacze i to nie wszyscy. Generalnie jestem na etapie odświeżania gierek z dawnych lat, ostatnio upodobałem sobie zręcznościowe RPG-i (których wysypał sukces D1, a potem D2), a także gier przygodowych. To co się rzuca w oczy, to specyficzny humor sytuacyjny. Jest radosny, wysublimowany, a przez pryzmat dzisiejszych standardów - suchy jak wiór (bo internet nas zepsuł). Jest w nim jednak jakiś pierwiastek, który sprawia że się uśmiecham mimo wszystko, oraz wywołuje jakiś deficyt w obecnym stanie branży. O czym piszę? Ot podam kilka przykładów. Monkey Island 1 - Albo Simon the Sorcerer: Albo chociażby głupia scenka z intra Nox: Może to odważne co powiem, ale czasami mam wrażenie, że ten kreatywny poniekąd rodzaj humoru, wynikał z papierowych sesji RPG (typu DnD), gdzie gracze wczuwali się w wymyślone postacie i byli częścią snutej ustami mistrza gry historii. Złota era papierowych rpg to właśnie lata 1980-2005, potem nastąpił kryzys spowodowany zmianą pokoleniową. Nowe pokolenia bardziej odizolowane i przykute do sieci, nie łyknęły bakcyla wspólnych spotkań w gronie na żywo. Ja byłem aktywną częścią tej subkultury i doskonale wiem, że sesje w papierowe rpg były bogatą kopalnią pomysłów przeróżnych sytuacji, przezabawnych momentów i spontanicznej kreatywności. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby wiele z pamiętnych chwil czy żartów w kultowych tytułach wynikało właśnie z sesji fabularnych na żywo. Jak się gra w te stare gry i miało się styczność z tym fenomenem, to idzie to po prostu wyczuć. Ostatnia gra gdzie mocno czułem te klimaty, to był chyba Dragon Age: Origins. I kurde, nie wiem jak wam - ale brakuje mi tego, chociaż wiem że oczekiwania młodszych graczy są inne i takie coś mogłoby nie przejść. No chyba, że w jakimś indyku puszczającym oko do starszych pokoleń graczy
-
Mistrzostwa Świata w piłce nożnej 2018
W pierwszej połowie Beliga po prostu rozmontowała Brazylię, te rajdy i kontrataki w których szklani Brazylijczycy odbijali się od rosłych Belgów, to był istny miód na oczy. W drugiej połowie albo Belgowie opadli nieco z sił, albo Brazylia zmieniła skutecznie podejście. Zabrakło im szczęścia. Niemniej to Belgowie są bardziej poukładaną drużyną i będą moim zdaniem godniejszym rywalem dla Francji. Pojedynek zwinnej gazeli Mbape z rosłym lampartem Lukaku będzie istnym show godnym półfinału. Szczęście Rosji kończy się dziś na poukładanym niczym biało czerwona szachownica murze z Chorwacji. Żadnej ujowej tiki-taki, tylko siermiężny i konsekwentny walec - tu nawet anaboliki ruskim nie pomogą. Szwecja to ukryty potencjał, mam wrażenie że czasami grają na 70-80 % gdy rywal słabszy, ale w razie czego wchodzą na setkę i dopinają swego. Pojedynek będzie wyrównany, będę kibicował trzem koronom, żeby się czasami w przyszłości po kąciku sportowym nie wozili fani premiership
-
Mistrzostwa Świata w piłce nożnej 2018
Dobrze, futbol na drodze do sukcesu
-
Mistrzostwa Świata w piłce nożnej 2018
Jeszcze tylko cała reprezentacja Anglii i futbol może uda się uratować w tych mistrzostwach