1. PŁYTY 2008 ROKU, KTÓRE PRZESŁUCHAŁEM, OCENAMI, ROSNĄCO.
Ocena: 1/10
(Wolałbym żeby otwarto mi parasol w odbycie, niż jeśli miałbym ponownie tego słuchać)
Cryptopsy - The Unspoken King
Szkoda słów na tę płytę; jak bardzo kocham poprzednie dokonania Cryptospy, tak tę ułomność dla zasady muszę zmieszać z błotem. Mounier niechaj bierze przykład z Greeninga i jak najszybciej spierdala od tych pedałów. . . . . . . . . . . . . . . .
Ocena: 2/10
(Miernota, cienizna, chujnia)
Cradle Of Filth - Godspeed On The Devil's Thunder
Nie wiem co nakłoniło mnie do ściągnięcia tej płyty. Muzyczny koszmar, który doskonale tłumaczy, dlaczego na zeszłorocznym Brutal Assault powędrowało w kierunku Daniego tyle niemiłych gestów i tyle kubków z piwem. Norther - N
Apogeum pop metalu; płyta doskonale wpisuje się we wszelką zeszłoroczną melodyjną chujnię. Poziom HIM, The Rasmus tudzież Lordi tuż tuż, na Finlandię winno się zrzucić jakąś głowicę, uwolniłoby to świat od muzycznego kalectwa. Slipknot - All Hope Is Gone
LP biedny niemal pod każdym aspektem, zwłaszcza kompozycyjnym. Ściągnąłem tą płytę tylko chyba po to, żeby o niej tutaj napisać, żeby napisać jak Slipknot sięgnął dna i stał się "asłuchalny" bardziej niż kiedykolwiek. . . . . . . . . . . . . . . .
Ocena: 3/10
(Płyty słabe i nudne)
Children Of Bodom - Blooddrunk
Pałam nadzieją, że niedługo ten żniwiarz po nich przyjdzie. Kolejna niełaska dla tego nieszczęsnego melodyjnego skandynawskiego grania. Muzyczna grafomania, zero polotu, kreatywności. Najgorsza płyta Children Of Bodom. In Flames - A Sense Of Purpose
Album od początku do końca słaby. Długi, z miernymi melodiami nuży i męczy. Beznadzieja godna ich ostatnich płyt, chyba nawet jeszcze większa. In Flames tłucze gatunek, którego jest prekursorem. Może to i dobrze. Testament - The Formation Of Damnation
Czuję się oszukany, nie jest to materiał, na który warto czekać 9 lat. Uparli się nagrywać utwory całkowicie nietęgie; kolejny dinozaur porzuca korzenie i usiłuje unowocześnić brzmienie. W przypadku podobnych ekip rezultat może być tylko jeden. . . . . . . . . . . . . . . .
Ocena: 4/10
(Słabsze płyty, niespełniajace oczekiwań)
Amon Amarth - Twilight Of The Thunder God
Zachciało się w tym roku tym pierdolniętym melodeath'owym zespołom płyty nagrywać, a ja głupi to ściągam z nadzieją, że jeszcze usłyszę coś na miarę At The Gates tudzież Dark Tranquillity. Niechaj Odyn już ich zabierze do siebie. Cynic - Traced In Air
Pisałem już o tym albumie w odpowiednim temacie, więc nie będę się powtarzał. Ogólnie spory zawód, tytuł wydany dla kasy, prawdopodobnie gwóźdź do trumny muzycznej ewolucji zespołu i najlepszy przykład na to, że utalentowany skład potrafi nagrać kiłę. Kalmah - For The Revolution
Prawdę mówiąc, jest to najlepszy tegoroczny album reprezentujący chwytliwe, melodyjne granie, pretendujące do miana death metalu, ale ze względu na zniewieściałą atmosferę wywołaną klawiszowym lamentem oraz żałobną schematyczność, jestem zmuszony podziękować. Opeth - Watershed
Zdaję sobie sprawę, że są na świecie ludzie, którzy takiego grania potrzebują, ja jednak do nich nie należę. Nagrywanie dla Bloodbath musiało być dla Akerfeldta wyczerpujące, bo Opeth gra bez polotu, anemicznie i nudnie. . . . . . . . . . . . . . . .
Ocena: 5/10
(Płyty przeciętne, pospolite, sztampowe)
Benediction - Killing Music
Słabo. Siedem lat czekania na kolejne torsje ikony angielskiego death metalu, a tu bubel. Ciężko konkretnie wskazać jakiś słaby punkt, płyta po prostu brzmi jak pospolity death, a od Benediction wymaga się znacznie więcej. Coldworker - Rotting Paradise
Niewyróżniające granie, ani słabe, ani gwiazdorskie. Album bez większych wzlotów, wytrzymuje góra kilka przesłuchań i zostaje zamieniony na coś bardziej zapadającego w pamięć. Najbardziej interesującym elementem tej płyty jest okładka. Deicide - Till Death Do Us Part
Deicide stał się rachityczny, jest cieniem samego siebie. Nie rozumiem jak po doskonałym The Stench Of Redemption mogli tak spuścić z tonu, bez sensu. Benton powinien chyba dokonać wyboru, albo Deicide albo Vital Remains. Hate - Morphosis
Jest trochę mocnych momentów, ale krok w kierunku black metalu i industrialu mnie zdenerwował. Jest to, do tej pory, zdecydowanie najgorsza płyta Hate, miękną i wprowadzają jakieś melodyjne interludy, do których nic bym nie miał, gdyby tylko pasowały do reszty. Hypocrisy - Catch 22 (V2.0.08)
Rozumiem postępowanie reedycji płyt w wypadku tych naprawdę starych i dobrych, klasyków. Catch 22 nie dość, że jest z 2002 roku, a więc jest stosunkowo młoda, to jeszcze jest to maksymalnie średni album. Słychać co prawda poprawę produkcji, dodano jeden utwór, ale i tak jest to śmieszny zabieg. Metallica - Death Magnetic
Nie urósł na mnie ten album. Jak bardzo trzeba kochać ten zespół, jak często walić konia do jego muzyki, żeby nazwać ten krążek "wielkim powrotem Metalliki"? Death Magnetic jest po prostu sztampowy, nie ma w tej płycie nic ekskluzywnego. Gdyby Lars umiał więcej niż cztery układy na krzyż, niektóre kawałki, ze względu na długość i onanizowanie wiosła przez Hammetta, możnaby nazwać progresywnymi. Nawet wówczas jednak, przy wokalizach Hetfielda, stoperan musiałby na stałe zasilić domową apteczkę. Żeby być uczciwym, napiszę, że zdarzają się momenty, których bym nie przewinął. . . . . . . . . . . . . . . .
Ocena: 6/10
(Płyty poprawne i niezłe, posiadające wzloty)
Aborted - Strychnine.213
Podobnie jak na Slaughter & Apparatus: A Methodical Overture, Aborted dalej szuka kompromistu między czystą przemocą a chwytliwością. Do pewnego stopnia im to wychodzi, ale osobiście jestem zwolennikiem ich starszych wydawnictw. Cavalera Conspiracy - Inflikted
No całkiem nieźle, bardziej intensywny Soulfly, do pierwszych Sepultur co prawda się nie umywa, zawiera nieco fillerów i nie jest to thrash metal, wbrew opinii niektórych, ale generalnie bardzo przyjemne nagranie. Death Angel - Killing Season
Ciekawy oldschoolowy thrash prosto z wylęgarni zajebistośi, Bay Area. Zaimportowali nieco crossoverowej nawały i wpływów tradycyjnego heavy metalu i wyszło im to zdecydowanie na zdrowie. Gorszy niż Act III, reszcie dorównuje. Exodus - Let There Be Blood
Reedycja pierwszej płyty ku pamieci Paula Baloffa. Dwojako do tego podchodzę, z jednej strony wspaniale posłuchać klasyka z nowym, wściekłym wokalem Roba Dukesa, z drugiej jednak, album stracił cały staroszkolny feeling. Niech spierdalają i nagrywają Exhibit B. Hate Eternal - Fury & Flames
Solidna ofensywa brutalności, ale zespół złożony z członków Morbid Angel i Cannibal Corpse nie powinien być solidny, powinien rozpierdalać. Tytuł płyty nie kłamie, wyraźnie jednak brakuje killera na miarę Behold Judas z I, Monarch. Satyricon - The Age Of Nero
Kontynuacja Volcano i Now, Diabolical, czyli w porządku black 'n roll. Potrafi porwać, napełnić energią, utrzeć się jako coś pozytywnego. Darzący lubością poprzednie dwa albumy Satyra i Frosta będą bardzo ukontentowani. Sinister - The Silent Howling
Równy album, każdy kawałek w pewnym stopniu potrafi zdobyć zainteresowanie. Specyficzny holenderski death metal, podobnie jak Gorefest albo Pestilence, zapewnia niezłą odskocznię od przewidywalnego ciężkiego grania. Six Feet Under - Death Rituals
Lepiej niż przed rokiem, zdecydowanie. Może w końcu zaniechają wydawania pomyłek (nie liczę już nawet tego, co popełnili płytami kowerującymi). Zamiast "trzy akordy, darcie mordy" ponownie mamy niezłe, wredne granie. Barnes nigdy jednak nie dorówna Cannibal Corpse. The Berzerker - The Reawakening
Pierwszy album ze smokiem na okładce nie od Earache Records, różnic w muzyce jednak brak. Berzerker dalej sieje zamęt, zgrabnie łączy ostrą eksploatację instrumentów z industrialnym, komputerowym brzmieniem i nikczemnymi wokalami Kenny'ego. Unleashed - Hammer Battalion
Żadne novum, kurczowo trzymają się własnego, dość prymitywnego już, jak na te czasy, stylu. Budowanie kawałków na jednym riffie i wykrzykiwanie tytułów utworów w refrenach, banał. Mocną stroną, jak zwykle, są bardzo przyjemne solówki. . . . . . . . . . . . . . . .
Ocena: 7/10
(Płyty dobre, ponadprzeciętne)
Belphegor - Bondage Goat Zombie
Sadyzm i pornografia markiza de Sade ubrana w ekstremalne aczkolwiek zadziwiająco chwytliwe granie. Dobra płyta, kontynuacja Pestapokalypse VI, prosta i skuteczna z melodyjnymi refrenami i skromnymi acz przyzwoitymi solówkami. Beneath The Massacre - Dystopia
Jakość taka sama co debiut, sterylne, techniczne granie dla entuzjastów muzycznego bestialstwa. Necrophagist to to nie jest, ale niewiele im brakuje. Wadą takich zespołów zawsze pozostanie absencja różnorodności wśród utworów. Chrome Division - Booze, Broads & Beelzebub
Płyta słabsza niż debiut, ale wciąż doskonale się tego słucha, czuć groove, rock 'n rollowego ducha, alkoholowe opary, tytoniowy dym, skórzane ciuchy i swąd palonej, motocyklowej gumy. Luzik album, jak na kolesia, który w pierwszej kolejności trudzi się black metalem, wręcz zajebisty. Darkthrone - Dark Thrones And Black Flags
Album nie-do-zaakceptowania przez blackowych purystów. Fenriz nie traci jaj, nagrywa nową muzykę w starym stylu. Brzmienie wciąż poraża szorstkością, ale nie w stylu ortodoksyjnego norweskiego napierdalania. Album moim zdaniem dobry. Destruction - D.E.V.O.L.U.T.I.O.N.
Ikona europejskiego thrash metalu nadal dysponuje umiejętnością nagrywania jadowitych dźwięków. Warto zwrócić uwagę na świetną aranżację wyprowadzonych do przodu solówek. Niczego temu zespołowi nie brakuje od czasu przerzucenia się na jednego gitarzystę. Dismember - Dismember
Przyszedł czas na self-titled. Po płycie zatytułowanej nazwą kapeli spodziewać się można, w teorii, przekroju przez dyskografię. Zero zaskoczenia ogólnie, ten sam wysoki poziom co zawsze. Szwedzki nakurw w najczystszej postaci. Gojira - The Way Of All Flesh
Gojira to nadal nietuzinkowy band. Zgadzam się, że album nieco zawodzi, jeśli słyszało się poprzednie dokonania zespołu. Rytmiczna gmatwanina wcześniejszych płyt jest tutaj wyprostowana, podana w przystępniejszej formie. Grave - Dominion VIII
Wierni wypracowanemu stylowi, kontynuują opowiadanie swoich mizantropijnych bajeczek. Trudno znaleźć słaby punkt; wartkie riffy, dźgająca perkusja, niziutki growling, świetnie się tego słucha, punkty dla Skandynawii. Kataklysm - Prevail
Początkowo mnie odrzuciła, znacznie później natomiast wykiełkowała jako coś całkiem niezłego. Perkusista obniża loty, jego przodujący na poprzednich albumach northern hyperblast staje się coraz mniej słyszalny; płyta i tak pozostaje osobliwie udana, melodyjne gitary klawo montują się w głowie i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Meshuggah - ObZen
Punkt zwrotny osiągnęli pedalską okładką, muzyką raczej nie. Nie można odmówić im techniki, talentu, matematycznej precyzji wydobywania zgniatających, połamanych brzmień, jednak do poziomu Destroy Erase Improve czegoś wyraźnie brakuje. Tankard - Thirst
Niedoceniani moim zdaniem niemieccy thrashowcy raz po raz udowadniają, że w niczym nie ustępują rodzimej wielkiej trójcy. Typowy album Tankarda, czyli operacja się udała; gwarancja świetnej jakości grania i gigantycznych młynów na gigach. Venom - Hell
Dziadki triumfują kolejnym udanym wydawnictwem. NWOBHM pchnięty w kierunku ekstremy, blackowe zmatowienie nadające albumowi odpowiedniej lodowatości, muzyka, na którą się czeka, bowiem wyłącznie Venom potrafi taką nagrać. Warbringer - War Without End
Dobrze, że wciąż powstają takie zespoły jak Violator, Evile czy Warbringer, zespoły, które ratują oldschoolowy thrash, prosty, lecz diablo przyjemny, o piekielnie rozrywkowej skuteczności. War Without End to kwintesencja takiego właśnie grania. . . . . . . . . . . . . . . .
Ocena: 8/10
(Płyty bardzo dobre, na długo pozostające w pamięci)
Bloodbath - The Fathomless Mastery
Akerfeldt z powrotem na wokalu, co mnie bardzo cieszy, świetnym ryczeniem dysponuje. Spójny, agresywny, dynamiczny album, materiał dokładnie taki, jaki obiecywała EPka, współczesny death metal wysokich lotów, polecam. Enslaved - Vertebrae
Nęcący materiał, bardzo progresywny, inteligentny z ładnymi melodiami, melancholijny, przypominający momentami Tool lub Pink Floyd. Do surowego black metalu Enslaved już nie wróci, ciekawi mnie co będzie z nimi dalej. Krisiun - Southern Storm
Wspaniała płyta najlepszego brazylijskiego zespołu, ponad 50-minutowy szturm na narządy słuchowe, bracia Kolesne nie uznają złotych środków, bezkompromisowa brutalność emanuje z każdego niebotycznego riffu, każdego blastu, każdego gniewnie wykrzyczanego słowa. Najlepszy album od czasu Conquerors Of Armageddon. Legion Of The Damned - Feel The Blade
Poprzednim wydawnictwem, Sons Of The Jackal, byłem (nadal jestem) zachwycony. Na Feel The Blade dostajemy więcej tego samego. Oczko niżej, jakoże nie jest już to moja pierwsza styczność z zespołem, brakuje już tylko tego zaskoczenia doskonale wyegzekwowanymi riffami i świetnymi death/thrashowymi wokalami. Legion Of The Damned - Cult Of The Dead
Ocena j/w, nie ma sensu robić się na jakiegoś usilnego poszukiwacza progresji, tym bardziej, że obie zeszłoroczne płyty poleciały u mnie jedna za drugą, tym bardziej, że mało który zespół w tak krótkim odstępie czasu jest w stanie dostarczyć 2 LP podobnej, imponującej jakości. Legion Of The Damned rządzi. Motörhead - Motörizer
Lemmy nigdy nie odda rock 'n rollowej korony. Kompletny Motörheadowy album, chwytliwa rozgrywka dla fanów, nienaruszalny styl. Ponad trzydzieści lat oszałamiającej formy, o tym zespole ludzie będą się kiedyś uczyć. Septicflesh - Communion
Następny etap muzycznej ewolucji Greków. Najcięższy album w całej dyskografii, definitywny koniec z emocjami (Revolution DNA) na rzecz patosu, mrocznej atmosfery. Kompozycyjnie nie jest to nic karkołomnego, proste riffy wspierane przez enigmatyczną symfonię i wybuchową perkę, płyta ma jednak niesamowity klimat. Już od pierwszych akordów Lovecraft's Death nie można oderwać słuchu. . . . . . . . . . . . . . . .
Ocena: 9/10
(Płyty rewelacyjne, niezapomniane, niemal nieposiadające wad)
Hour Of Penance - The Vile Conception
Włoski Hour Of Penance manifestuje tym albumem olbrzymie pokłady talentu; skończone, imponujące dzieło, brutalne i kompleksowe granie, ubrane w idealną produkcję, dzięki której każdy instrument brzmi rewelacyjnie szczegółowo. Origin - Antithesis
Mój zeszłoroczny faworyt. Nagrać death metal piekielnie miodny w odsłuchu, a zarazem kompleksowy, złożony, to sztuka. Nie mamy tutaj co prawda do czynienia z techniką w czystym tego słowa znaczeniu, nie zauważyłem na tej płycie żadnego bardziej znaczącego przełamania dźwięku, zmiany tempa, rytmu (może poza utworem tytułowym), wszystko na pełnej kurwie rwie się do przodu. Siłą tego albumu są przede wszystkim szybkie, precyzyjnie wykonane riffy, wspomagane przez chaotycznie gorączkową perkusję. Album roku, polecam. The Monolith Deathcult - Trivmvirate
Niezwykle udana próba poluzowania sztywnych ram death metalu. Eksperymentalny album, brutal death metal skojarzony z elementami drum 'n bassu i trance'u, w praktyce fenomenalna awangarda o kosmicznej atmosferze. . . . . . . . . . . . . . . .
Ocena: 10/10
(Nile) Nie dotyczy.
. . . . . . . . . . . . . . .
2. NAJLEPSZE EPki.
1. Bloodbath - Unblessing The Purity 2. Obituary - Left To Die 3. Pig Destroyer - Natasha 4. Satyricon - My Skin Is Cold 3. NAJLEPSZE UTWORY.
1. Bloodbath - Hades Rising 2. Enslaved - Ground 3. Krisiun - Whore Of The Unlight 4. Legion Of The Damned - Slaughtering The Pigs 5. Septicflesh - Lovecraft's Death 6. Hour Of Penance - Hideously Conceived 7. Origin - Wrath Of Vishnu 8. The Monolith Deathcult - Den Ensomme Nordens Dronning 4. NAJLEPSZE KONCERTY.
Byłem jedynie na Brutal Assault XIII i mnie rozjebało. 5. OCZEKIWANIA NA 2009.
Napalmik, Kreator i Sepultura już są, pierwsze dwa dają radę fest.
Najbardziej wyczekuję płyt, które wiem, że nie zawiodą, czyli: 1. Cannibal Corpse - Evisceration Plague 2. Mastodon - Crack The Skye 3. Nowy Slayer 4. Suffocation - Blood Oath