Czytam aktualnie Braci Karamazov, a wczesniej skonczylem Buszującego w zbozu JD Salingera. No i jestem w kropce. Tytul uwazany za jeden z najwybitniejszych ever, tylko ja nic takiego w nim nie znalazlem. Mamy samotnosc, podroz, ucieczke od terazniejszosci, czyli cos, co kazdy w sobie nosi. Wszystko napisane w swietnym stylu, z punktu widzenia nastolatka, ktory zostaje wyrzucony ze szkoly (nie pierwszy raz) i wraca do rodzinnych stron NY. Ladnie to sie czyta, nie narzekam, ale po zakonczeniu czytelnik (ja) nic nie czuje. Znaczy sie nie ma zadnego "ale" czy przemyslen dla czytajacego, bo opisywane zjawiska sa tak oczywiste, ze czlowiek moze tylko potakiwac glowa, ale nie z podziwu tylko z ... znuzenia. Zaryzykuje i polece te ksiazke dla wszystkich buntowniczych, fight clubowych, pryszczatych gimbusow.