OK, dalsze wrażenia, tym razem w punktach:
-Quiet jest zaje.bista i nie chodzi mi o cyce.
-Przerywniki filmowe występują bardzo rzadko, ale jak już są to... O WIELKI PADZIE! Kojima mistrz!
-Żałuję że oglądałem te wszystkie trailery, za dużo pokazali. Ktoś kto ich nie oglądał jest zwycięzcą i mądrym człowiekiem.
-Był fajny smaczek związany z MGS3.
-Dobrze tu ktoś napisał - to jest gra dla smakoszy, tu się delektujesz, podziwiasz.
-Nie wydaje mi się żeby dało się lecieć na pałkę bez ulepszania bazy. Ale mogę się mylić.
-Mother Base, te wszystkie związane z nią opcje to jakby osobna, superowa gra. Kto zna PW ten wie o co biega. Sprawia radochę oglądanie jak to wszystkie rośnie w siłę.
-Czas tu się traci bardzo łatwo - np. w drodze na misję można się wdać się w potyczki z randomami, odkryć coś ciekawego itp. Można oczywiście wezwać Heli-Taxi, ale po co?
-MGS V to idealna skradanka, a zarazem idealna strzelanka. Ty wybierasz sposób zabawy.
-Miejscówki się powtarzają, występuje tu niestety chamskie kopiuj-wklej.
-Drażni mnie powtarzany co chwilę komunikat radiowy że "odkryto coś tam na mapie i apdejtowano dane". Mam ochotę zatłuc tą babkę co to czyta.
-Grafika i płynność animacji 10/10
-Pierwszy boss słaby, ale tam chodziło bardziej o zapowiedź czegoś większego, niż samą walkę. Drugi boss dużo lepszy, rozgrywka na sporym terenie, ale nadal nie jest to poziom poprzedników (tych głównych, numerkowych).
-Widać że cała para poszła w Afganistan, drugi obszar nie robi wrażenia (ale więcej drzew jest)
-Zasadniczo to nie jest gra na dyszkę, niestety.
Teraz wrażenia z takiej jednej misji:
Cel: skontaktować się z jednym typkiem, jest uwięziony w ruskiej bazie.
Dotarłem na miejsce, ukryłem się na pagórku i przez lornetkę zacząłem oglądać teren. Baza była ogromna - dużo baraków, jakieś budynki, radary i instalacje rurowe. Ochrona była średnia, ale nad głową krążył helikopter (z reflektorem). Zrobię po cichu - pomyślałem i ruszyłem w bój. Obszedłem typków, czołgałem się prawie cały czas. W końcu dotarłem do baraków, nocną ciszę zakłócały znane mi dźwięki. O kurcze pieczone! - krzyknąłem, przecież to moja ulubiona piosenka [autocenzura]! Tak! Kolejna kaseta do kolekcji (jaram się jak Wałbrzyszanie złotym pociągiem). Nagle słyszę że ktoś nadchodzi, szybko chowam się w śmietniku
Jutro premiera, będzie co poczytać w tym wątku, a i spojlerowy w końcu się rozkręci. Lubię te chwile gdy wychodzi nowy Metal.
Bez odbioru.