No właśnie DQ 11 grałem wczesniej i z tym FF7R jest coś nie tak z prowadzeniem narracji, bo tam jakoś to wszystko trzymało się kupy.
Ja kupiłem na premiere tą gierkę, bo po ograniu oryginału byłem oczarowany demem, które wgniotło mnie w fotel. Ale im dalej w las tym spadek formy tej gry. Gameplay zaczął mnie nudzić jakoś w połowie, bo walki stały się do bólu powtarzalne. Pamiętam, że potworków z materii było troszkę więcej w oryginale jednak. Problemem tej gry jest to. ze 4h gameplay z oryginalu został masakrycznie rozciągnięty i widać dziury scenariuszowe aż za mocno.
Cloud miał więcej charyzmy w oryginale nie mając głosu niż tutaj. Coś poszło mocno nie tak podczas produkcji. Widać nie trzymanie się obranego kierunku w całej historii, która mieli do opowiedzenia twórcy.
Oryginał jest toporny przez ilość randomowych walk, które trzeba stoczyć na swojej drodze, ale wynagradza to historią. Tutaj po pierwszym reaktorze jest strasznie nudne bieganie po slamsach, później cośtam się dzieje, i znowu nuda. Taki DQ 11 miał bajeczne miasta, które nie nudziły questami przynies podaj pozamiataj w takich ilosciach jak tutaj otrzymaliśmy, do tego można było wiele bzdur omijać. I takiego DQ11 jako JRPG moge śmiało dać 9+/10 za dobrze prowadzoną historię i tempo akcji, a takiemu FF7R daje 7/10, bo bardzo dużo czasu się po prostu nudziłem (strasznie monotematyczne lokacje + tragiczne tempo prowadzenia historii). Jedyne co będę pamiętał z tego potworka to muzyka, która jest przegenialna. Ale to już było wiadomo w 1997, że Nobuo Uematsu zrobił soundtrack dekady. A tutaj go jeszcze poprawili (prywata - czekam aż pojawi się koncert w Polsce).
Chciałem robić platynke, ale jak pomyślałem, że znowu musze biegać po tych lokacjach bez wyrazu to odpuściłem. Wole ograć kolejny raz FF7 z 97r.