Obejrzane i koncowka dla mnie taka meh. Najbardziej mnie bolały dziecinne onelinery (szczególnie pana sonika) przez które cringe meter poszybowal na księżyc.
Masa glupot jak tłumaczenie typu nanomachines son, ale to i w marvelu na poczatku dziennym występuje więc czepiać sie nie będę, ale boli za kazdym razem.
Postać Martiana dodana chyba tylko po to żeby sprzedać lalki z jego wizerunkiem na ulicach w nowym yorku.
Canvill wyglądał chyba trochę na zmęczonego rolą supka, takie odniosłem wrażenie (cos jak Craig w ostatnich bondach - robie bo hajs dają).
I oczywiście razi w oczy poziom wyważenia mocy bohaterów.
Flash na easy mógłby tego Rogacza rozpaćkać po ścianę, a tak został tu pokazany jako npc ze skyrima.
Na plus oczywiście sceny walki, gal gadot chyba dostała najlepsze efekty (scena w banku, scena w podziemiach).
Podsumowując - wyłączyć mózg na pare pierdólek, zjeść popcorn, zapić colą i mamy fajny seans na dwa wieczory (4h ciągiem to oglądać to heroizm).