Cały internet ogarnęła panika, bo Disney kupił Lucasfilm, ale jakoś trudno jest mi sobie wyobrazić, w jaki sposób miałoby to zaszkodzić marce Star Wars. Jedyną istotną różnicą, która przychodzi mi do głowy jest to, że teraz będą mieli jeszcze więcej kasy na realizację rozmaitych projektów, w tym zapowiadanego od lat serialu aktorskiego przeznaczonego dla starszych odbiorców. O kolejnej trylogii nie reżyserowanej, a jedynie nadzorowanej przez Lucasa też wszyscy marzyli, więc nie wiem, o co ta wielka afera.
Jako ogromny fan Star Wars sam boję się tego, jak będzie wyglądał epizod VII, ale nie będę panikował na zapas, kiedy na dobrą sprawę nic jeszcze o tym projekcie nie wiadomo. Liczę na trzecią trylogię dziejącą się powiedzmy 30 lat po "Powrocie Jedi" (tak, by można było spokojnie obsadzić nowych aktorów w starych rolach, jak w przypadku prequeli i Obi-Wana*), absolutnie nie będącą ekranizacją żadnej książki, co najwyżej minimalnie nawiązującą do tzw. "Expanded Universe" i stylistycznie nawiązującą do designu Starej Trylogii (projekty okrętów, kostiumów i lokacji z epizodów IV-VI to dla mnie absolutne mistrzostwo świata i jeden z najistotniejszych czynników, które sprawiły, że "Gwiezdne Wojny" stały się kultowe). W zasadzie trudno mi sobie wyobrazić, że kolejna trylogia nie poruszy tematu odbudowywania zakonu Jedi pod wodzą Luke'a Skywalkera i budowania nowego porządku na gruzach Imperium (prawdopodobnie odwracając rolę i stawiając niedobitki Imperium w roli rebeliantów). Biorąc pod uwagę fabułę dotychczasowych filmów i relację pomiędzy prequelami, a starą trylogią, taka kolej rzeczy wydaje się być najbardziej logiczna.
* W zasadzie powrócić mógłby co najwyżej Harrison Ford, bo ani Mark Hamill, ani Carrie Fisher jakoś szczególnie już swoich postaci nie przypominają.