-
Postów
2 163 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Hejas
-
Na Allegro "Sagę Baldur's Gate" (wersja absolutna) można za 15 złotych wyhaczyć w folii.
-
Suavek, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcić Cię do dania tej grze jeszcze jednej szansy. Spróbuj ogarnąć mechanikę walki (tury, kości obrażeń, trak0 itd.), świat Forgotten Realms (bogowie, bohaterowie, miejsca). Do takich gier, jak BG nie można podchodzić, jak do współczesnych produkcji, w których wszystko masz podane na tacy. W BG jest drugie dno. Tę grę trzeba poznać. Zobaczyć, czy lepiej walczyć wielkim mieczem, czy toporem i tarczą. Piękne jest to, że w BG można po prostu chłonąć oddany nam do dyspozycji świat, poczytać znajdowane tu i ówdzie książki, poczytać historię znalezionych magicznych przedmiotów (kolejny wielki plus ekwipunku z Baldur's Gate), pozwiedzać świat i natknąć się na jeden z setek poukrywanych w nim smaczków. Odnośnie BG2, to ta gra jest ze wszech miar idealnym sequelem. Przede wszystkim bezpośrednio kontynuuje on historię przedstawioną w jedynce. Nie odwiedzamy żadnych znanych lokacji, ale cieszy choćby to, że nasza postać na początku nie ulega zresetowaniu (jak choćby w takim Mass Effect) i ma dokładnie takie same statystyki, z jakimi kończyliśmy "jedynkę" - BG2 zaczynasz więc na poziomie powiedzmy 8 i jedziesz dalej, aż do "Throne of Bhaal", gdzie jesteś już postacią prawdziwie epicką, a frajda z rozwijania postaci tylko wzrasta. Poza oczywistym postępem graficznym, w BG2 jest znacznie więcej pobocznych questów, w tym takich związanych z rekrutowanymi przez nas postaciami czy zależnymi od klasy "twierdzami", które możemy zdobyć (bard może mieć własny teatr, wojownik zamek, mag podróżującą pomiędzy sferami kulę i tak dalej), ale najważniejszym postępem w stosunku do części pierwszej jest interakcja z postaciami z drużyny. Mistrzowskie dialogi, zarówno pomiędzy głównym bohaterem, a członkami drużyny, jak i pomiędzy samymi podkomendnymi. W zależności od podejmowanych decyzji i osób, które z nami podróżują dochodzić może nawet do walk na śmierć i życie, czy odejścia członków drużyny. Nie sposób poznać wszystkich niuansów tej gry, nawet spędzając przy niej 120 godzin. No i przeciwnicy. Nie walczymy z ciągle powtarzającymi się typami przeciwników. Każda lokacja obfituje w inne stworzenia, zgodnie z realiami niezwykle bogatego świata Forgotten Realms. Beholdery, smoki, łupieżcy umysłów, licze, drowy, duergarzy, ogry, gobliny, quasity, żywiołaki, galarety musztardowe , sahuagini, dopplegangerzy, zjawy, cienie, golemy... ŻADNA gra nie ma tak rozbudowanego, różnorodnego, rozsądnego i przemyślanego bestiariusza. Wracając jeszcze do Dragon Age: ta gra bardzo mi się podobała, ale w porównaniu z Baldur's Gate jest płytka na absolutnie każdej płaszczyźnie - historii, mechaniki, świata, przedmiotów, przeciwników, rozwoju postaci itd.. Miał być duchowy spadkobierca, a wyszedł upośledzony kuzyn, który mimo to zjada większość współczesnych RPGów na śniadanie...
-
Cholera, poglądy wyrażone w Twoim poście są mi tak obce, że aż trudno mi się jest do nich ustosunkować. Przypomniało mi się, jak we wczesnej młodości nie mogłem zrozumieć tego, jak można nie lubić ketchupu. Fabuła nie jest może rewolucyjnym dziełem sztuki, jak w Tormencie, ale naprawdę trudno jej coś zarzucić, zwłaszcza patrząc na dzisiejsze RPG. Są zwroty akcji, jest mnóstwo smaczków i z przyjemnością się ją odkrywa. W kontekście całej gry fabuła spełnia swą rolę znakomicie. Co do muzyki, to jestem w stanie zanucić 3/4 kawałków z pamięci - dla mnie jest znakomita. A ekwipunek w Baldurach jest przede wszystkim interesujący i zróżnicowany - w Dragon Age mamy może kilka unikalnych broni i warianty standardowych broni wykonane z różnych materiałów. W Baldur's Gate mamy takie perełki, jak gadający miecz, płaszcz zmieniający postać w szczura, przeklęty pas zmiany płci, potężny miecz, który wprowadza postać w berserkerski szał grożący zaatakowaniem członków dróżyny, korbacz, do którego znajdujemy coraz to nowsze "kule", ekwipunek, który ulega zniszczeniu po wyjściu na słońce... i tak dalej, i tak dalej. Unikalne, ciekawe przedmioty, nie kolejne miecze różniące się ilością zadawanych obrażeń (choć takie oczywiście też występują). A system walki jest świetny i daje ogromne pole do popisu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę odporności i słabości poszczególnych przeciwników i wszystkie rewelacyjnie odwzorowane niuanse systemu AD&D. Serio uważasz, że graficznie gra wygląda gorzej, niż Fallouty? Jedynka może zestarzała się trochę gorzej, ale BG2 wygląda nadal świetnie.
-
Do założenia tematu o serii, która ma bodajże z 12 lat, skłoniły mnie rozmyślania na temat tego, jakie cechy powinien mieć idealny komputerowy/konsolowy eRPeG. Zacznijmy od początku: - rozbudowany edytor postaci, wraz z zaawansowanym systemem pozwalającym rozwijać ją na wiele różnych sposobów, co daje możliwość stworzenia unikalnego bohatera - możliwość przeniesienia postaci do kolejnej części gry - dobry system walki (najlepiej taki, dający możliwość zarówno walki w czasie rzeczywistym, jak i turowego wydawania poleceń) - ogromna ilość przedmiotów, w tym ekwipunku, który powinien mieć wpływ na wygląd postaci (i to najlepiej zrobionego z polotem, z przedmiotami unikalnymi, z niepowtarzalnymi cechami) - połączenie dobrej fabuły ze swobodą poruszania się po świecie - wybór poziomu trudności, począwszy od bardzo łatwego, do nieziemsko trudnego dla hardkorowców - odpowiednio dobrana siła przeciwników i ich rozmieszczenie (dostosowujący się poziom przeciwników to pójście na łatwiznę i zabicia części "ducha RPG", tkwiącej w levelowaniu postaci) - estetyczna grafika, jako środek do stworzenia barwnego, wiarygodnego świata gry, bez bezczelnie powtarzających się na każdym kroku elementów (i najlepiej nie starzejąca się) - co-op - bo dobrze zrobiona kooperacja jest idealnym dodatkiem do absolutnie każdej gry - nieliniowość - plejada barwnych, zapadających w pamięć postaci (przede wszystkim tych dołączających do drużyny) - dobrze napisane dialogi, wraz z satysfakcjonującymi odpowiedziami bohatera gracza (pozwalającymi powiedzieć to, co faktycznie chcielibyśmy w danej chwili powiedzieć) - angażująca, dobrze napisana fabuła, najlepiej z wyrazistym "złoczyńcą", do którego można zapałać nienawiścią - możliwość różnorodnej interakcji z każdym npcem (zabicie, kradzież kieszonkowa, rozmowa) - rozbudowany bestiariusz, nie opierający się wyłącznie na kolejnych wariantach tych samych przeciwników - smaczki, sekrety, easter eggi - dobry dubbing - wiarygodny, spójny świat z własną historią, kulturą itd. I wiecie co jest najciekawsze? Dwunastoletni Baldur's Gate posiada wszystkie te cechy! Nieliniowość, edytor postaci, z którym współczesne gry nie mogą się równać... nawet coś tak bardzo współczesnego, jak kooperacja przez internet, coś co na konsolach zawitało dopiero w tej generacji. No i możliwość przeniesienia swojej postaci do kolejnej części gry - pomysł, który przypomniano sobie ponownie chyba dopiero przy okazji Mass Effect. Dlaczego nikt nie pokusi się o stworzenie kolejnego takiego RPG? Wystarczy przeanalizować wymienione przeze mnie cechy, by zobaczyć, że taki Dragon Age nie dorasta BG do pięt. Podobnie jak nowy Fallout nie dorasta do pięt poprzednikom, a z dzisiejszą technologią nic nie stoi na przeszkodzie, by robić gry kładące klasyki na łopatki. Nic, poza chciwością wydawców i prawami rynku... ;/ BG oczywiście nie był jedynym znakomitym RPG tamtych lat. Był jeszcze Planescape: Torment, Fallouty (które trudno z BG porównywać ze względu na totalnie odmienny klimat i realia). Ale myślę, że to właśnie BG obiektywnie patrząc jest najbardziej rewolucyjnym i ponadczasowym RPG. Nie wierzę, że istnieją fani zachodnich RPG, którzy nie kojarzą postaci takich jak Minsc, Viconia, Sarevok, czy Jon Irenicus. Zastanawiam się, czy jest tu na forum ktoś, kto tak jak ja zna tę grę na pamięć i mógłby z pamięci narysować na kartce mapę Wybrzeża Mieczy. ;] Zapraszam do dyskusji o tej ponadczasowej klasyce komputerowego RPG. :potter: Bo w przeciwieństwie do takiego Final Fantasy XIII, o którym wszystko zostało powiedziane w pierwszych dwóch dniach po premierze, to jest seria, o której dyskutować można latami. Polecam wszystkim odświeżenie tej serii - całą sagę można kupić chyba za 30 złotych na jednej płycie DVD, wraz z modami, opisami przejścia i rożnymi ciekawymi bonusami.
-
Odcinek słaby i bez polotu. Zabrakło charakterystycznego dla serialu "jaja", reżyseria jakaś nijaka. Oczekuję poprawy.
-
Serio oglądacie "Wampirze pamiętniczki"? To w ogóle da się oglądać, jak się ma więcej niż 15 lat i siusiaka?
-
Ja sam mam mieszane uczucia co do finału, ale nie zmienia to faktu, że 3 sezon jako całość i tak jest dla mnie za(pipi)isty. Chociaż finały poprzednich sezonów były jakoś bardziej "finałowe" i lepiej zamykały poszczególne wątki.
-
Edycja Legendarna jest mistrzowska - tę z Halo 3 połyka bez popity. Jak dla mnie rewelacja, począwszy od figurek produkcji McFarlane'a, a na dzienniku obecnym też w zwykłej kolekcjonerce kończąc*. Szkoda, że mam jutro egzamin i termin oddania projektu, bo bym dzisiaj pykał całą noc. Dawno nie byłem tak podjarany nową grą. * Powiem więcej: te zapiski są tak fajnie zrobione i tak podnoszą poziom "wczuty", że kupna gołej wersji nie polecam nikomu.
-
Naprawdę wierzycie, że dostaniecie bana za granie w grę kupioną w sklepie dzień przed oficjalną premierą?
-
http://tv.ign.com/dor/objects/826173/star-wars-the-clone-wars/videos/cwseason3_trl_cvtrailer_81710.html Całkiem nieźle się nowy sezon zapowiada. W trailerze mignęło między innymi Republic Commando i hełmy klonów z Revenge of the Sith.
-
Kurde. ;/ Skończyłem właśnie "dwójkę" i to od razu na najwyższym poziomie trudności, żeby złapać calaka i dupa, bo nie rozpocząłem misji samobójczej od razu po porwaniu załogi, a na dodatek jeszcze Mordin mi na końcu zginął, bo wysłałem Zaeeda z eskortą. Rozumiem, że do "no one left behind" trzeba uratować zarówno załogę Normandy, jak i rekrutowanych członków zespołu?
-
U, to w takim razie rzeczywiście. Posprawdzam wszystkie planety i kończę Mass Effecta 2.
-
Lair of the Shadowbroker pozytywnie mnie zaskoczył, świetny dodatek. Wiadomo coś o kolejnym planowanym DLC? Bo czekam z suicide mission do momentu, aż nie przejdę wszystkich możliwych questów, w tym DLC.
-
Chciałbym poruszyć temat, który drażni mnie niesłychanie od lat, a mianowicie - polskie tłumaczenia filmów. Chyba każdy, kto opanował j. angielski w trochę wyższym stopniu, niż podstawowy zgodzi się ze mną, że to, co możemy przeczytać oglądając film w kinie, czy na DVD to istna masakra jest. Wszelkie idiomy, wyrażenia slangowe, czy bardziej skomplikowane zdania zdają się przerastać naszych tłumaczy. Trudno mi tu teraz przywołać jakieś konkretne przykłady, ale praktycznie w każdym filmie są jakieś błędy w napisach. Nie mówię tu bynajmniej o literówkach. Najczęstszym problemem zdaje się być pomijanie wszelakich zaprzeczeń w języku angielskim, przez co powstają nielogiczne zdania o zgoła odmiennym sensie. Często, jak oglądam film z osobami nie znającymi zbyt dobrze angielskiego muszę tłumaczyć, że "właściwie, to on powiedział coś zupełnie innego (...)" Po chwili zastanowienia przypomniałem sobie kilka przykładów z gry Uncharted 2. Przetłumaczono tam "stayed behind bars" na coś w rodzaju "chodził po barach" (!) i "I'll catch up" na "złapię cię". Serio? Coś takiego w kosztującej miliony dolarów produkcji? Z tego, co pamiętam w takim "Avatarze" też pojawiły się podobne błędy. W oglądanych przeze mnie nie dawno w kinie "Incepcji", czy "Niezniszczalnych" też. W tym drugim w ogóle tłumaczenie było jakimś nieporozumieniem. I tu nasuwają mi się pytania: Kto w ogóle zajmuje się tłumaczeniem filmów, czy gier (z którymi jest ten sam problem)? Dlaczego nie robi tego ktoś kompetentny? I dlaczego do cholery nie ma korekty wyłapującej tak ewidentne błędy? Zapraszam do dyskusji i zwracania uwagi na podobne wpadki w oglądanych przez Was filmach.
-
Wpis. Wiedziałem, że prędzej czy później ktoś zechce położyć łapska na tym gwarantującym rozgłos tytule i w końcu go wydać.
-
No ludzie, przede wszystkim to był taki mały żarcik związany z tym, że Sookie wcześniej mówiła, że nie wie kim jest i może być nawet kosmitą/obcym. Fey/wróżki ewidentnie nie są istotami pozaziemskimi, w każdym razie w klasycznym rozumieniu. Oczywiście, że "obcy" kojarzą się dość jednoznacznie z kosmitami, nie mniej jednak jest to nazwa nadana przez *kogośtam*, a nie dowód na to, że Sookie pochodzi z Marsa. Albo Wenus. Tłumaczenie na przykładzie dla opornych: Ktoś zobaczył istotę strzelającą z dłoni światłem, uznał, że to obcy i tak już w pewnych kręgach zostało. Coś w ten deseń. "Chyba Ty." Z resztą to jest zupełnie nieistotne. Ja chciałem tylko podkreślić fakt, że nadnaturalne istoty występujące w serialu nie wzięły się znikąd, tylko mają jakiś historyczno-podaniowy background. Kotołaki też.
-
A które nadnaturalne motywy w TB *nie* mają korzeni w ludowych podaniach? ^_- Odnośnie "kosmitów": W serialu była mowa tylko o tym, że "obcy" (obcy, nie "kosmita") jest jedną z nazw, którymi określało się 'fey', a nie, że Sookie jest potomkinią przedstawiciela pozaziemskiej cywilizacji.
-
Wszystkie nadnaturalne motywy w TB mają swoje korzenie w ludowych podaniach, więc można było się spodziewać, że ludzie-koty też. Taka jest konwencja serialu, więc panterołaki są jak najbardziej na miejscu.
-
Przestańcie pie***lić i lepiej się dokształćcie. http://en.wikipedia.org/wiki/Werecat Kotołaki (niekoniecznie pod taką nazwą) są tak samo częścią ludowych podań, jak wilkołaki, wampiry, czy inne wróżki.
-
Dobrze, że mam wersję angielską. Zwłaszcza, że to nowe DLC zapowiada się naprawdę za(pipi)iście. http://www.youtube.com/watch?v=QeTyEMSoUMU&feature=player_embedded
-
Bzdur? Mnie tam się podoba taka konwencja. Niech się dzieje co chce, byle reakcje bohaterów były wiarygodne. ;] W trzecim sezonie autorom True Blood udała się rzecz niesłychana - serial cały czas trzyma w napięciu i ciągle dzieje się coś ciekawego. Właściwie tylko rozterki Tary jakoś szczególnie mnie nie porywają, choć wątek Franklina był niczego sobie. Po raz pierwszy jestem spokojny o kolejny sezon serialu. Myślę, że spora w tym zasługa tego, że TB bazuje na serii książek i cała fabuła jest już z grubsza naszkicowana. Zauważcie, że nie ma tu niepotrzebnych urwanych wątków, nie widać "wymyślania na bieżąco", jak choćby w Lost. True Blood jest bardzo spójny i dzięki temu świetnie się sprawdza jako całość, czego o takim Lost - choć bez wątpienia rewelacyjnym - powiedzieć nie można. Finał dopiero 12 września. ;/
-
Ten film powinien dostać Oscara, ale nie ma odpowiedniej kategorii.
-
Pod tym mogę się podpisać. Widzisz, ogqozo, jednak da się rzeczowo przedstawić punkt widzenia nie wyzywając nikogo od buców i prostaków?
-
Ty chyba naprawdę masz jakiś problem, co? Muszę niestety - bardzo niechętnie - przyznać Ci trochę racji, bo doczytałem tę analizę do końca i faktycznie jest całkiem trafna - interpretacja fragmentów o modelingu, czy Idolu trochę mnie zraziła, ale te wnioski rzeczywiście znajdują potwierdzenie w dalszej części tekstu. Mój błąd. Częściowo. Ale tak fajnie się spinasz, że najchętniej pokłócił bym się z Tobą jeszcze trochę. Edit: @Słupek - doczytaj do końca, dalej jest mniej absurdalnie Ejejej, a gdzie się podział ten tekst o bucowatości i czymśtam jeszcze?