Uwaga, lecę hardkorem:
"O tym, skąd się bierze ironia w wielkim mieście, z pewnością dałoby się napisać rozprawkę. Powierzchowne kontakty dużej masy zestresowanej tym, że nie osiągnęła takiego sukcesu jak inni, spotykającej się na na(pipi)kach po pracy, widującej się w przelocie w klubie lub na koncercie. Cyniczni inteligenci i sfrustrowani pracownicy kreacji, którzy pracują tylko na chwilę nad banerkami w internecie, choć zawsze chcieli napisać książkę, a żeby coś przeżyć, ewentualnie posłuchają w domu Nirvany, wspominając, jak to było mieć szesnaście lat i czytać Wojaczka.
Jakby teraz im ktoś zabraniał."
Wiek internetu przyniósł jeszcze większe kuriozum: lubienie czegoś ironicznie. To jest dopiero tarcza przeciwuderzeniowa, to jest dopiero potworniak emocji. Beka ze wszystkiego. Beka z moherów, beka z gimbazy, beka z siebie. Wyśmiejmy wszystko i tylko w głębi swojego pluszowego serduszka uważajmy, że coś nam się podoba, ale się do tego nie przyznawajmy. Wyśmiejmy, bo nie wiadomo, jak nas ocenią. A tak - czysta karta. Spokój. Nic z siebie nie pokazaliśmy, te rzeczy są takie bekowe, hehehehe."