-
Postów
9 319 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
10
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Suavek
-
To jest raczej kwestia czasu. Poza tym nie sądzę aby Atlus zapowiedział cokolwiek zanim gra ukaże się oficjalnie w Japonii.
-
Crisis Core -Final Fantasy VII- (limitowana) Disgaea: Afternoon of Darkness Final Fantasy I Final Fantasy II Final Fantasy Tactics: War of the Lions Harvest Moon: Hero of Leaf Valley Jeanne d'Arc Metal Gear Acid Metal Gear Acid 2 Metal Gear Solid: Peace Walker Shin Megami Tensei: Persona (+ soundtrack) Shin Megami Tensei: Persona 3 Portable Puzzle Quest: Challenge of the Warlords Star Ocean: First Departure Star Ocean: Second Evolution Tekken: Dark Resurrection WipEout Pulse
-
To już raczej kwestia podejścia, bo osobiście nie nazwę postaci kiepską tylko dlatego, że jest. Równie dobrze do tego samego wora powinieneś w tym momencie wrzucić Penelo i Fran, gdyż tak naprawdę w tej całej historii liczą się tylko Asche, Balthier i Basch. Raz jeszcze powiem od siebie - wolę bezpłciowego bohatera, który jest mi obojętny, niż irytującego gówniarza, którego muszę słuchać chcąc nie chcąc, gdyż gra nie posiada opcji przewinięcia cut-scenek . To już tłumaczyłem wcześniej, a potwierdzenie znajdziesz w Internecie - w zamierzeniach bohaterem miał być Basch, ale Square zmieniło plany i wrzuciło na siłę Vaana, właśnie po to aby trafić w grupę docelową gry (nastolatkowie), zapewne sugerując się sukcesem FFX. Zresztą, podobieństwa między tymi grami są widocznie dość często, jeśli chodzi o sam design. Nie popieram oczywiście tego zabiegu i osobiście uważam, że gra lepiej by wypadła bez Vaana (lub z nim w nieco innej roli), ale płakać z tego powodu nie będę - nie przeszkadza mi on tak jak Tidus. I nadal powtarzam - to tylko kukiełka, bo historia skupia się przede wszystkim na Asche. Tak, to jest krucjata. Takie moje osobiste zboczenie i walka z wiatrakami. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to do końca normalne, ale jeśli mam być szczery, to mnie po prostu ściska kiedy czytam jak ktoś pisze, że FFX to najlepszy jRPG ever, a jako największy plus podaje właśnie fabułę i bohaterów. Są gusta i guściki, ale są też pewne standardy, a ja też nie lubię kiedy takie mało wymagające masy stanowią większą część nabywców, przez co cierpią mniej popularne marki. O tym zresztą już gadaliśmy - maniacy ślepo polecą do sklepu po kolejnego Final Fantasy, ale muszą dość mocno przeszukać Internet aby dowiedzieć się czegoś sensownego o jakimś innym, nowym (j)RPG, który próbuje się wybić swoimi nietypowymi rozwiązaniami, ale ginie w czeluściach tych wszystkich przereklamowanych (s)hitów z okładek i pierwszych stron czasopism. Daleki jestem od krytykowania dosłownie każdego aspektu FFX, mimo tego, że gameplay też nie przypadł mi do gustu, ale niestety fabuła i postacie to element wręcz tragiczny w moich oczach, który stawiam na równi z FFVIII pod względem głupoty i nieścisłości. Co kto lubi - w końcu to "bajeczka", ale dla mnie cała marka Final Fantasy jest zdecydowanie przereklamowana, gdyż na rynku jest dużo więcej równie dobrych, a nawet lepszych gier RPG, niestety nie cieszących się takim rozgłosem. A kurze znoszącej złote jaja umrzeć nie dadzą niestety.
-
Vaan wzbudza jakieś emocje? Jak postać, która po prostu "jest" i nic poza tym może wzbudzać jakieś emocje? Dla mnie to zagadka. Zresztą...dla Ciebie chyba też, skoro zaraz dodałeś: Chodzi mi o to, że emocje wzbudza wszystko. Już nie chciałem nikogo niesmaczyć wcześniej przytaczając przykład, że zwykły pobyt na kiblu takowe może tworzyć. Wypowiedź z Twojej strony odnosiła się do wzbudzania negatywnych emocji przez Tidusa, ale moim zdaniem tego absolutnie nie idzie uznać za zaletę, lecz wadę, bo ja nie gram w gierki aby się denerwować. Vaan natomiast (idąc Twoim tokiem rozumowania) wzbudza u Ciebie negatywne emocje, bo nie możesz się przemóc do kierowania kiepsko rozwiniętym ludzikiem - w jaki niby sposób jest on tutaj "gorszy" od Tidusa? Też o Vaanie mogę powiedzieć, że miał wzbudzać emocje i Square się to udało. Moje późniejsze zdanie natomiast odnosi się do kontekstu fabularnego, gdzie postać ta po prostu nie ma zbyt wielu scen, przez co pozostaje nijaka i niesprecyzowana. Albo inaczej, nawet gra nie daje tej postaci jakichś szczególnych momentów, które choćby z założenia mogłyby być np. dramatyczne. Parę scenek komediowych nie wybija się jakoś szczególnie, dlatego w tym kontekście ciężko mi powiedzieć aby wrażenia były jakieś szczególne. Tidusa przynajmniej próbowali kreować na beksalalę, kiedy dowiaduje się o losie Yuny itp. Że im nieszczególnie ta postać wyszła to inna sprawa, ale przynajmniej coś tam im w głowie chodziło. W tym kontekście żaden z tych bohaterów nie wzbudza jakichś szczególnych emocji - bo płaczu i zgrzytania zębów przy kierowaniu Tidusem nie uznam za zamierzenie twórców. Nie mam zamiaru się rozpisywać na ten temat raz jeszcze. Vaan nie jest "herosem" XII. Kropka. Fabuła nie jest AŻ taka beznadziejna. Prawda. Sam mówisz, że to jest bajka, a te są głównie dla dzieci. Ja po prostu nie pojmuję ludzi, którzy się nią zachwycają i podają jako przykład arcydzieła w dziedzinie gier wideo, bo równie dobrze można się rozklejać nad wydarzeniami 4366 odcinka Klanu. Już w szczególności nie pojmuję zachwytów recenzentów "profesjonalnych" serwisów i magazynów, którzy chyba wtedy jeszcze ślepo wystawiali dziewiątki i dziesiątki wszystkiemu co miało FF w nazwie. Grałem w gorsze fabularnie jRPGi, przy których bawiłem się dobrze, ale grałem także w jRPGi lepsze fabularnie, o których jakoś mało kto pisze. Jeśli ja w tym momencie z czymś walczę to nie tyle z grą, co jej powszechną opinią. Wielokrotnie zdarzało mi się polecać komuś jakąś grę nie ze względu na ukazaną w niej historię, ale przyjemny gameplay. Gdyby jednak ta sama gra była z jakiegoś powodu zachwalana pod niebiosa właśnie za fabułę, to także bym się obrócił przeciwko niej, próbując pokazać, że to nieprawda. Z drugiej strony, FFX-2 spotkał się z dość chłodnym przyjęciem nawet wśród fanów, ale sporo naczytałem się o całkiem niezłym systemie walki i rozwoju postaci i prawdę mówiąc teraz mnie kusi aby w X-2 zagrać, pomimo komicznej, wręcz już totalnie absurdalnej otoczki. I choć z pewnością wyrażę swoją dezaprobatę co do "fabuły", to nie będę się nad tym rozwodził, bo to akurat jest uzasadnione. PS. Świat FFX wcale nie jest logicznie przedstawiony. To właśnie on w pierwszej kolejności pełen jest dziur i baboli. PS2. Dragon Age też był dość sztampowy . Niech będzie - nie nędznej gierce, a nędznej historii. Aczkolwiek jako gra FFX też mnie nie porwał. Ja naprawdę jestem skłonny przeboleć fabułę jeśli gameplay jest wciągający, ale ten w FFX niestety nie wciągnął mnie tak jak np. w "monotonnej" dwunastce. Ale o tym już pisałem setki razy dawno temu, więc powtarzać się nie będę. Trochę dużo.
-
Nie, to nie jest argument. Emocje wzbudza wszystko, nawet taki Vaan. Warto jednak zaznaczyć, że mówimy w tym momencie o grze - medium, które charakteryzuje z założenia interaktywność. Tym sposobem, jeśli dana produkcja pragnie opowiedzieć konkretną historię, to albo powinna stworzyć ona postać, z którą gracz się zidentyfikuje, albo też postać w miarę logiczną i spójną dla danej fabuły, której gracz będzie jedynie obserwatorem. Tidus podpada raczej pod tę drugą kategorię, w wyniku czego cierpi przez niego (ale i nie tylko) całość gry. Tidus to bowiem tylko fragment, który czyni całą historię FFX wręcz kretyńską. I żadne zasłony typu "to jest fantasy" czy inne bzdury nie powinny mieć tutaj miejsca. Do czynienia mamy bowiem właśnie z opowieścią, a ta jest po prostu NĘDZNA. Kilka dobrych motywów i pomysłów nie ratuje jej przed stertą głupot i kretyńskimi bohaterami, których kwestie dialogowe są po prostu nieprzemyślane i nielogiczne, co wydawałoby się powinna wyłapać każda myśląca osoba. To że komuś się to podoba o niczym nie świadczy. Skoro już jesteśmy przy emocjach to raz jeszcze przytoczę przykład filmu Transformers 2, którego głupota i debilizm przykryte zostały śladową fabułą i stertą efektów specjalnych, które z jakiegoś powodu zadowoliły mało wymagające masy. FFX stawiam w tej samej kategorii, gdyż ukazana historia nie wprowadza niczego świeżego, oryginalnego czy rewolucyjnego, a występujący bohaterowie są tak absurdalnie porąbani, że jakikolwiek brak sympatii w ich stronę nie pozwala na jakiekolwiek przeżywanie nawet tych bardziej (z założenia) poruszających momentów (i czy wspominałem już, że nienawidzę ckliwych i naiwnych romansów?). A że gra ma w tytule "Final Fantasy", posiada śliczną grafikę, dobrą muzykę oraz niezły system, a także wydana została dość wcześnie na PS2, wprowadzając przy tym mnóstwo innowacji do gatunku, to najwyraźniej wiele osób zostało tym zaślepionych i nie potrafi spojrzeć obiektywnie na właściwą treść gry. Tak jak spora część społeczeństwa nie potrafi pojąć osób oglądających telenowele brazylijskie, tak ja nie potrafię pojąć osób zachwalających fabułę i postacie FFX. Przykro mi bardzo. Vaan nie jest protagonistą, co zaznaczam po raz trzeci. A nawet jeśli, to nie wzbudza on większych emocji, gdyż "po prostu jest". Nie wadzi on przy tym historii oraz nie drażni gracza swym nieustannie absurdalnym zachowaniem na wzór Tidusa. Raz jest on rozluźniony i pozwala sobie na żarty, ale gdy trzeba to potrafi się zebrać na bardziej dojrzały dialog z taką Asche. Sorry, ale nadal uważam, że Tidus nie dorasta mu nawet do pięt, nawet jeśli miał on większy udział w swojej (nędznej) gierce. Odnosząc to do innego przykładu, wolę sobie przeczytać krótką, acz treściwą książkę skupiającą się bardziej na historii niż protagoniście, aniżeli wielotomową, długą i nudną opowieść, ni to dla dzieci, ni to dla starszych, nie wiedzącą co właściwie chce przedstawić, a w dodatku skupiającą się na jakimś totalnie antypatycznym i beznadziejnie rozwiniętym bohaterze i jego wymuszonym romansie z innym ćwierćmózgiem. No i? Masz jeszcze kilku innych bohaterów, którzy odgrywają znacznie większą rolę. Uparliście się na tego Vaana jak gdyby to był właśnie protagonista, kiedy to jest wspomniany przeze mnie pośrednik, lub też taki właśnie prawie "niemy" bohater, w którego skórę ma się wcielić gracz. Myślę, że w tej roli sprawdza się on o wiele lepiej niż Tidus, gdyż gracz nie myśli podczas zabawy "steruję małpiszonem o mózgu wielkości fistaszka", tylko "podczas pobytu w miastach i osadach steruję niesprecyzowanym nastolatkiem, który po prostu jest i tyle". W każdej chwili wybiorę tę drugą opcję, mając wybór w grze.
-
Wzbudza zażenowanie i irytację, co nijak się ma do definicji (elektronicznej) roz(g)rywki. W fabule się liczy tylko dlatego, że twórcy tak sobie zażyczyli, bo ja nadal uważam, że jego wątek z ojcem jest zupełnie zbędny całości, a gość jest tam tylko po to aby robić za love-interest Yuny. No i oczywiście aby dostosować się do grupy docelowej gry. Mówcie co chcecie, z dwojga złego wolę postać kiepsko rozwiniętą, niż dobrze rozwiniętego kretyna. Bo gra grą, ale jeśli duże znaczenie odgrywa w niej ukazana historia, to ja nie mam zamiaru się męczyć z grupą antypatycznych bohaterów, których los mnie absolutnie nie obchodzi. Ciekaw jestem jak byście podeszli z takim nastawieniem do któregokolwiek Shin Megami Tensei, w których to zawsze mamy do czynienia z "niemym" bohaterem, któremu sami nadajemy imię i w wielu przypadkach sami sterujemy jego poczynaniami i decydujemy o jego losach.
-
On NIE jest głównym bohaterem. Głównym bohaterem miał być Basch, ale Square coś tam zmieniło aby wycelować w odpowiednią grupę wiekową graczy (tja, teraz widać komu się FFX podobał przede wszystkim ;p). W sumie XII nie ma jednego konkretnego protagonisty, ale najbliższa tego miana jest jak już wspomniałem Asche. No ale z tego samego powodu uważam, że główną postacią FFX powinna być Yuna, a nie Tidus. Różnica polega na tym, że Tidusowi poświęcono zbyt dużo czasu, podczas gdy jego wątek jest totalnie z dupy wzięty i niepotrzebny głównej historii (nie licząc ckliwego romansu niczym z Bravo Girl). Tymczasem Vaan to jak już wspomniałem pośrednik - taki bohater, który jest. Nie ma dużego znaczenia, ale też niczemu nie wadzi. Zresztą, podczas gry, będąc w różnych miastach i rozmawiając z NPC, sama zwróć uwagę jak w danej sytuacji byś widziała któregoś z pozostałych bohaterów - czy aby tak samo dobrze by pasowali jak nastoletni Vaan. Większym problemem dwunastki jak na razie jest to, że sporo wątków wyjaśnia ona dość po macoszemu, na czym cierpią właśnie bohaterowie. Śmieją się gdzieś tam np. z Balthiera, że Vaan to jego uczeń, co by w sumie jakiś tam sens miało, biorąc pod uwagę marzenia gówniarza, ale niestety cut-scenki są tak krótkie, że nie jest to jakoś szczególnie rozwinięte, przez co do końca nie wiadomo co Vaan tam robi tak naprawdę. To akurat jest minusem, bo tak jak bohaterowie są naprawdę ciekawi, ze względu na swoją powagę i dorosłość (Asche, Basch, Balthier, Fran), tak jest ich zdecydowanie za mało. Naprawdę boli mnie fakt, że taki FFX zmuszał gracza do siedzenia i oglądania koszmarnie długich i absurdalnie głupich scenek z udziałem kretyńskich bohaterów, podczas gdy o wiele ciekawszy i doroślejszy XII daje swym bohaterom stanowczo zbyt mało czasu. No ale to także rozwinę po ukończeniu, gdyż nadal nie wiem nawet ile mi brakuje do końca. Kto wie, może nawet w połowie jeszcze nie jestem.
-
Vaan po prostu jest. Do reszty ekipy pasuje jak piąte koło u wozu, ale jednocześnie nie przeszkadza. Nie wiem jak jest pod koniec gry, gdyż jeszcze nie przeszedłem, ale czy jesteś zdolna podać jakiś przykład sytuacji, w której gość robi z siebie totalnego kretyna w obliczu naprawdę poważnej sytuacji? Bo ja jakoś niezbyt, a jestem dość świeżo w trakcie przechodzenia. Vaan zaczyna przygodę jako typowy nastolatek z marzeniem zostania piratem. Wychowany przez ulicę musiał uczyć się przeżyć kradnąc. Ale kretyn to nie jest - troszczy się on o Penelo, chce jej zaimponować i ostatecznie kończy w środku całej tej sytuacji. I ogólnie rzecz biorąc jego epizod zamyka się dość szybko, gdyż później pełni on funkcję subtelnego comic-relief. Subtelnego, gdyż w przeciwieństwie do takiego Wakki i jego "Happy festival fireworks" niczemu on tak naprawdę nie szkodzi. Wpływ ma na to także reszta drużyny, która zachowuje się absolutnie poważnie na jego tle. Balthier sam ironicznie komentuje coś w stylu "at least we've brought entertainment", odnosząc się do Vaana i Penelo. Ale czy to źle? To są w sumie nastolatki i właśnie tutaj prędzej byłbym skłonny przytoczyć kwestię wieku, gdyż zachowują się oni jak na młodziaków przystało - pełni marzeń, niczego nieświadomi, naiwni. Ale trzeba raz jeszcze zaznaczyć - to nie jest ich przygoda. To jest przygoda Asche przede wszystkim. Vaan jest tu co najwyżej pośrednikiem między drużyną a różnymi NPC, otwierając grze furtkę na nieco mniej poważne dialogi w niektórych przypadkach, stwarzając sytuacje, w których taka Asche mogłaby czuć się niezręcznie. Ja nie widzę w gościu nic złego i naprawdę daleki jestem od stwierdzenia, że jest on gorszy od Tidusa. Vaan przynajmniej nie robi z siebie idioty na KAŻDYM kroku. Można go nie lubić za wygląd, za charakter, za głos, ale naprawdę on niczemu w grze nie wadzi. Wręcz przeciwnie, śmiem twierdzić.
-
To miał być sarkazm? ;> Zresztą, co tu dużo mówić. To osiemnastoletnia blond nauczycielka z biczem, strzelająca minigunem do gigantycznego mechanicznego pająka (HOT!). Czego chcieć więcej? . A na poważnie, o Quistis zdaje się też już pisałem wcześniej, choć nie wiem czy ktoś to czyta. Raz jeszcze wspomnę jednak końcówkę pierwszej płyty, gdzie baba odwala taką głupotę, że równie dobrze można postawić ją w tym samym rzędzie co resztę ekipy.
-
W FFVIII pierwszy raz grałem będąc chyba nawet młodszym niż bohaterowie, a już wtedy nie mogłem pojąć logiki ich zachowania. Zresztą, tak jak zdaję sobie sprawę z tego, że bohaterowie gier często są tworzeni z myślą aby wycelować w odpowiednią grupę odbiorców, tak zachowanie postaci nie powinno mieć tu żadnego związku z wiekiem. Idąc Twoim tokiem rozumowania można od razu stwierdzić, że nastolatkowie to idioci, bo bohaterowie z którymi mają się utożsamić takowymi są, co jest bardzo ostrym uogólnieniem. Tu już nie chodzi o bycie profesorem filozofii. Tu chodzi o zdrowy rozsądek i odrobinę wyobraźni.
-
Advent Children ssie niesamowicie. Nie wierzę, że ktoś zdrowy na umyśle byłby skłonny polecić ten film dla ukazanej historii, gdyż ta jest kompletnie bezsensowna i naiwna, a w dodatku nijak się ma do oryginalnej gry. Nie będę kompletnie równał AC z ziemią, gdyż sam postrzegam go jako pełnometrażowy teledysk z udziałem bohaterów FFVII. Animacja jest śliczna, a muzyka świetna, ale to jedyne pozytywne cechy tej produkcji. Cała reszta jest zwyczajnie głupia i niepotrzebna. Półtoragodzinny fanservice dla mało wymagających. Odmienne zdanie mam o Crisis Core, gdyż ten łączy w sobie efektowność AC, klimat FFVII, przyjemny gameplay oraz w miarę przyzwoicie prowadzoną fabułę z niezłymi bohaterami. Ten tytuł polecam stokroć bardziej niż któregokolwiek innego "Finala" wydanego na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. @Renton Jestem leniwy i raz jeszcze wysłużę się filmikami Spoony'ego. Żarty żartami, w tym co mówi jest sporo prawdy. Moim zdaniem główny problem tkwi w bohaterach, których po prostu nie szło lubić, ale o tym pisałem X stron wcześniej w tym temacie. Niemniej jednak dialogi między postaciami i sytuacje do których prowadzą są najlepszym przykładem braku logiki w grze, gdyż bohaterowie, będąc idiotami, po prostu sami tworzą kolejne babole. Gra tylko im w tym pomaga, czego przykładem będzie końcówka pierwszej płyty, idiotyzmy z sierocińcem, czy też sam finał, który swoją naiwnością po prostu miażdży wszystko ("It's all about love, friendship and courage!"). No ale co kto lubi. Równie dobrze można powiedzieć, że Transformers 2 to głębokie i przejmujące kino z domieszką dramy i prawdziwego romansu ;p. Nie trzeba szukać daleko aby pokazać, że nie masz racji - Cloud. Też był chłodny i antypatyczny, ale uważam, że jego postać została przedstawiona o wiele lepiej. Cloud po prostu miał motywację i własny cel, podczas gdy Squall jest ch*jem "bo tak". Irvine to materiał dla żeńskiej części graczy, którego cała "charyzma" legła w gruzach wraz z końcówką CD1, a także późniejszymi wyjaśnieniami pochodzenia postaci. Budowa postaci to jedno, ale bycie kretynem to drugie. Dobrze, że dodałeś "osobiście". Mogę tym samym jako tako zrozumieć dziwne preferencje postaci z Twojej strony, choć niezupełnie to popieram. Laguna to po prostu kretyn - zarówno we flashbackach, jak i później. Scenka z łaskotaniem rannego kompana to idiotyzm, który można postawić na równi z "Boom! Like happy festival fireworks, ya!". Nawet sam będący kretynem Squall w pewnym momencie stwierdza "I dreamt I was an idiot", czy coś takiego. Seifer natomiast to jeden z najgorszych antagonistów jakich dane mi było widzieć w grach wideo. Łatwo manipulowany młodziak z kompleksami i zerową charyzmą. Nie przeczę, że ci bohaterowie w pewnych kręgach mogą być lubiani, ale ja naprawdę mam uraz do zbłaznowanych cyrkowców, których nawet jeśli w jakimś momencie zaczyna się lubić, to gra znajduje kolejne powody aby zniszczyć wszelkie nadzieje na poprawę. Albo inaczej, nie sztuką jest zrobić oryginalnych bohaterów o odmiennych lub specyficznych osobowościach. Sztuką jest stworzyć ich w taki sposób, że ich motywacje będą miały sens, a gracz nawet jeśli nie będzie darzył danej osoby sympatią, to przynajmniej będzie zainteresowany jej losem. Porównanie FFVII i FFVIII jest tutaj najlepszym przykładem, gdyż ten pierwszy także miał dość specyficznych bohaterów, którym nie zawsze się razem układało, ale ich przygody miały o wiele więcej sensu, gdzie takie a nie inne zachowanie z czegoś wynikało, miało gdzieś swoje korzenie, do czegoś prowadziło. Nie było też sytuacji, w których gra kazałaby graczowi męczyć się XX godzin z jakimś antypatycznym bohaterem, aby sztucznie "usprawiedliwić" jego zachowanie dopiero w późniejszym stadium. Ale to już wyższa szkoła jazdy, o czym Square najwyraźniej w przypadku VIII (i FFX ;>) zapomniało. Ja po prostu od gier, które _próbują_ być nieco ambitniejsze lub poważniejsze oczekuję, że zaprezentują mi bohaterów, których losy nie będą mi obojętne. Przy których dialogach nie będę co pięć sekund strzelał przysłowiowego facepalma, nie dowierzając głupocie wylewającej się z ekranu telewizora. Bo jeśli bohaterowie są mi kompletnie obojętni i równie dobrze mogą wszyscy zginąć bolesną śmiercią, to znaczy, że twórcom chyba coś nie wyszło. Tak, mnie też jest szkoda tych biednych nerdów, nieświadomych życia za oknem. Fani są skłonni do wszystkiego, a po tym gdy usłyszałem, jak co niektórzy próbowali udowodnić, że akcja FFVIII rozgrywa się w świecie FFVII wiele lat później, to aż z krzesła spadłem. To jest odwrotność szukania dziury w całym ;>.
-
Pffffff... Nic w czym udział biorą tak antypatyczni i infantylni bohaterowie nie można nazwać poważnym. Zwróć też uwagę na błędy logiczne i naciągane wątki. Jak już wspomniałem, nie wszystko co próbuje być poważne czy ambitne, stwarzając sobie jedynie odpowiednią otoczkę czy wrzucając kolejne patetyczne scenki, takie jest w rzeczywistości. To, że gra próbuje Ci na różne sposoby wmówić, iż to co przedstawia ma jakikolwiek sens nie znaczy, że faktycznie tak jest.
-
Dwa dni temu odpowiadałem już xzdunx na temat XII. Od tego czasu wiele się nie zmieniło - pcham stopniowo fabułę do przodu, urozmaicając ją side-questami i huntami. Wczoraj doszedłem do Giruvegan i tam przerwałem. Jak czas pozwoli to napiszę o XII coś więcej po jej ukończeniu. Póki co mogę powiedzieć, że faktycznie później dzieje się tyle co nic we właściwej historii, w porównaniu do początku gry, ale jakoś nie płaczę z tego powodu - setki razy już mówiłem, że ja w gry gram przede wszystkim dla zabawy, gdyż pod względem fabuły to i tak coraz trudniej mnie zadowolić. Niemniej jednak, pomimo skromnej ilości scenek, dwunastka pod tym względem bardziej trafiła w mój gust niż cukierkowa dziesiątka czy naciągana ósemka.
-
Nie abym się czepiał, ale nie uważacie, że tu się coraz większy offtop/śmietnik robi? Final Finalem, ale od innych RPGów jest cały dział na forum. Lena, google/gamefaqs Twój przyjaciel.
-
Żadne męczenie. Prawie 60h na liczniku a ja nadal nie mam dość, pomimo tego, że prawie cały license board odblokowany (przynajmniej skille), a gra to tak naprawdę w 90% walka. Obecnie zamiast pchać do przodu fabułę bawię się z side-questami i huntami. Faktycznie historia później idzie tutaj na dalszy plan, gdzie po 2-4h grindowania otrzymujemy zaledwie kilka parominutowych cut-scenek, ale są one dość treściwe, a ja bawię się świetnie mimo wszystko. Swoje wady gra ma, ale naprawdę jestem pod wrażeniem jej ogromu i dopracowania pod wieloma względami. Jest to Final inny niż wszystkie, w związku z czym _po części_ mogę zrozumieć niechęć zatwardziałych fanów wcześniejszych odsłon, ale jako jRPG jest to gra genialna. Ogólnie, jeśli chęć, czas i wena pozwolą, planuję coś dłuższego naskrobać na temat tej gry. Tak jak kilka miesięcy temu musiałem pojechać po FFX za jego niesłuszną (imo...) popularność, tak zdaje się będę musiał stanąć w obronie FFXII za bycie niesłusznie krytykowanym. No ale nie wiem ile mi jeszcze do końca gry brakuje, tym bardziej, że nie spieszę się z fabułą, więc ostateczną opinię wyrażę w nieokreślonej przyszłości, szczególnie, że jeszcze za pisanie magisterki trzeba będzie się zabrać...
-
Co kto lubi. Właśnie te zmienne zasady były moim zdaniem absurdalne w niektórych przypadkach, a sama karcianka ani trochę mnie nie wciągnęła. Tymczasem mi chodzi o coś innego - po prostu nie lubię, kiedy duperelowaty dodatek staje się w pewnym sensie obowiązkiem, nawiązując do kart jako alternatywy Draw. Albo inaczej, w moich oczach sama konieczność mozolnego zdobywania "czarów" to jeden z wielu słabych punktów FFVIII. I średnio mnie obchodzą metody ich pozyskiwania, skoro każda z nich jest tylko sztucznym przedłużaniem gry. To po prostu już nie jest zabawa w moich oczach.
-
I tak oto popierdółkowata i nudna minigierka staje się koniecznością, aby mozolną czynność zastąpić inną, równie niechcianą opcją. Nie lepiej pograć w inną, lepszą grę? ;p Well, duh... Albo lepiej pozostawię te zdanie bez komentarza.
-
Są wątki ogólne poświęcone różnym seriom RPG, więc dlaczego SMT ma być gorsze? Krótko mówiąc, temat o wszystkim i o niczym co dotyczy cyklu (Shin) Megami Tensei. Najbardziej i najmniej lubiane tytuły, opinie, wrażenia, komentarze itp. Nie będę oryginalny mówiąc, że o SMT dowiedziałem dopiero przy okazji premiery Persony 3. Wcześniej gry tego cyklu postrzegałem jako jakieś niszowe tytuły, a o takim Nocturne/Lucifer's Call usłyszałem tylko ze względu na obecność Dantego. Mimo tego, nie kwapiłem się z przetestowaniem. Persona 3 zmieniła wszystko ze względu na swój unikatowy styl rozgrywki, skutecznie łączący wymagającego i mocno taktycznego dungeon crawlera, z grą przygodową/sim. Choć minęło trochę czasu zanim przemogłem się przez lekką monotonię i konieczność grindowania, to cała reszta mnie wręcz urzekła. Mroczniejsze niż to zwykle w jRPG bywa klimaty, świetni bohaterowie, oprawa dźwiękowa itp. Krótko potem dorwałem Digital Devil Saga, a dalej poszło już z górki. Jak już wspomniałem, pierwszą grą z jaką miałem styczność była Persona 3. Postaram się nie popadać w zachwyty, co by nie wyjść na jakiegoś fanboy'a, ale pomimo swych wad gra ta już raczej na zawsze zajmować będzie szczególne miejsce na półce (w przenośni... tak naprawdę stoi pomiędzy innymi ;p), razem z wersją Portable. Aż mnie ściska prawdę mówiąc gdy pomyślę, że dopiero ta pozycja zmusiła mnie do zagrania w inne tytuły serii, których później szukać musiałem za niemałe pieniądze. Gdyby komuś się bardziej nudziło to zapraszam do lektury mojej recenzji gry na PPE (recenzje czytelników) lub tutaj, gdzie opisałem ogólne założenia i wrażenia z rozgrywki. Następny w kolejności był Digital Devil Saga. Tak naprawdę obie części kupiłem okazyjnie długo przed Personą 3, ale z jakiegoś powodu po 5h grę odstawiłem. Podobała mi się fabuła oraz system walki, ale najwyraźniej do mocno mrocznych, wręcz szarych klimatów musiałem nieco przywyknąć, podobnie zresztą jak do łażenia i grindowania po labirytnowatych lochach, które po grach typu FF były mi nieco obce. Do gry wróciłem jednak z ogromnym entuzjazmem po ukończeniu Persony 4 i dopiero wtedy poznałem prawdziwy jej urok. Przede wszystkim, historia jest naprawdę ciekawa, przemyślana, oferująca niemałą ilość niezłych zwrotów akcji. Co prawda zakończenie pozostawia pewien niedosyt, ale patrząc przez pryzmat czasu o wiele wyżej byłbym skłonny stawiać takiego DDS niż wiele przereklamowanych Finali. Do tego dorzucić należy świetny, wymagający system walki, oryginalną i mroczną atmosferę, design lokacji, a także genialny soundtrack (najlepszy motyw walki jaki słyszałem w jRPG - klik. Gra bez wad nie jest, a główną z nich jest monotonia i konieczność długiego grindowania, ale tak teraz patrzę wstecz, to ciężko mi stwierdzić abym się przy tym nudził. Raz jeszcze pokusiłem się o dłuższą recenzję, więc zainteresowanych zapraszam tutaj. Persona 4 była jedną z nielicznych gier, które zakupiłem w preorderze, będąc świeżo po przejściu trójki. Raz jeszcze bliski jestem popadaniu w zachwyty, prawdę mówiąc, gdyż pomimo pewnych baboli grę tę jestem skłonny uznać za jednego z najlepszych jRPG w jakie dane mi było kiedykolwiek grać. Wiele wad Persony 3 zostało poprawionych, dodano mnóstwo nowości usprawniających rozgrywkę, a fabuła choć była gorsza od poprzednika, nadrabiała kreacją bohaterów, zarówno pierwszo jak i drugoplanowych, którzy byli po prostu... ludzcy. To jest, ludzcy na tyle, na ile pozwalają klimaty anime. Była to też chyba pierwsza gra, o której czułem się wręcz zobligowany napisać coś więcej, w związku z czym wyszedł mi chyba najdłuższy post na tym forum. Jego nieco poprawiona wersja znajduje się tutaj. Ogólnie rzecz biorąc, postrzegając grę subiektywnie, bez wahania wystawiłbym 10/10. Produkcja, której bliski byłem stawiać ołtarzyk ;>. Dalej znowu przyszła pora na powrót do korzeni, ale zarazem pewne trudności ze znalezieniem danych tytułów. Lucifer's Call musiałem zamawiać z eBay'a, ale pomimo tego, że kilka miesięcy wstecz mogłem grę zdobyć nieco taniej, to nie żałuję ani jednego wydanego grosza. W moim osobistym rankingu gra ta stoi zaraz za Personą 4 jeśli chodzi o ogólny poziom. Fabuła może nie jest jakoś wyraźnie zarysowana ani "epicka", ale mroczny (dosłownie) design "świata", specyficzna ścieżka dźwiękowa, a także nieustanne uczucie osamotnienia stworzyły naprawdę unikatowy klimat. Co jednak zasługuje na szczególną uwagę to system walki, rozwoju postaci, a także kreacja drużyny poprzez rekrutację i łączenie demonów. Tak jak jeszcze parę lat temu dungeon crawlery były mi obce, tak po prawie 90h spędzonych z Lucifer's Call nawet pod sam koniec grindując do walki z ostatecznym bossem nie czułem znużenia. Recenzji póki co brak, ale to raczej kwestia czasu. Myślę po prostu, że tak dobra gra zasługuje na dobry i zachęcający tekst, a ja leniwy jestem i w dodatki kiepski pisarz, więc może kiedyś ;>. Devil Summoner przyszedł krótko po Lucifer's Call. Tutaj akurat nie byłem do końca pewien czego się spodziewać, gdyż ogólne recenzje może i nie były krytyczne, to także nikt w zachwyty nie popadał (chyba tylko X-Play wystawił zaskakująco wysoką ocenę, biorąc pod uwagę ich niechęć do jRPG). Powiem tak - gra jako ogół jest jak najbardziej dobra. Styl rozgrywki i ukazania akcji jest jedyny w swoim rodzaju, łączący ze sobą grę akcji, RPG oraz przygodówkę. Szczególnie ten ostatni element zasługuje na uwagę, gdyż w przeciwieństwie do wielu innych gier Megami Tensei nie łaziliśmy non-stop po gigantycznych lochach, lecz zwiedzaliśmy raczej ulice Tokio z początku XX wieku, rozmawiając z NPC, a także rozwiązując trochę zagadek, w czym pomocne okazywały się specjalne zdolności zdobywanych demonów. Ogólnie rzecz biorąc grało się przyjemnie, ale w późniejszym stadium jednak monotonne i mało wymagające walki nużyły dużo bardziej niż w innych SMT, które wymagały bardziej strategicznego podejścia. Fabuła była dobra, lecz bez szczególnych rewelacji, ale to akurat nadrabiała bardzo charyzmatycznymi bohaterami. Takie mocne 7/10, ale mogło być dużo lepiej. I było. Devil Summoner 2 może i na pierwszy rzut oka przypomina swego poprzednika (ten sam silnik), to jednak wprowadza tyle zmian i nowości, że powrót do poprzednika może wydawać się już trudnym zadaniem. Bigger & better, można powiedzieć. Modyfikacjom uległa nie tylko tradycyjna eksploracja i rozwiązywanie zagadek, wzbogacone o kilka ciekawych zdolności nowych demonów, ale także całkowicie przemodelowano system walki, pozwalający na przyzywanie dwóch stworów jednocześnie i oferujący nieco więcej ruchów niż poprzednik. Gra była także dłuższa, oferowała więcej demonów i broni, a także posiadała niemałą ilość bonusów i side-questów. Co prawda walki nadal potrafią być monotonne i wiele z nich idzie ukończyć podstawowymi combosami, ale mimo tego grało mi się świetnie, a do gry zapewne jeszcze wrócę. Ode mnie mocne 8/10. Atlus najwyraźniej zdawał sobie sprawę z popularności trzeciej i czwartej Persony, więc bardzo zgrabną zagrywką sprzedał fanom kolejny produkt, jakim był remake/port pierwszej Persony, tym razem na PSP. Nie ukrywam, że i ja uległem pokusie, ale w sumie nie żałuję. Zaznaczyć jednak trzeba, że Persona jest dungeon crawlerem z krwi i kości, w związku z czym nie spodoba się wszystkim. Na plus zaliczyć trzeba otoczkę fabularną oraz atmosferę, a także system walki. Na minus niestety monotonię oraz oprawę audiowizualną, przez które trzeba sobie grę raczej dawkować. Za absurd uważam zmianę oryginalnego, elektronicznego motywu walki na j-popową piosenkę na wzór nowych Person. Ogólnie jednak gra jest dobra, nawet jeśli nie zestarzała się najlepiej. Recenzja na PPE (recenzje czytelników) oraz tutaj. Kilka miesięcy temu ukończyłem natomiast Strange Journey. Gra reklamowana była jako duchowy następca Lucifer's Call/Nocturne oraz powrót do korzeni. Byłem zarówno pozytywnie jak i negatywnie zaskoczony. Pozytywnie, gdyż fabuła i atmosfera naprawdę zasługiwały na uwagę, podobnie jak system walki oraz symfoniczna muzyka (jak na możliwości DS). Negatywnie, gdyż bardziej niż zwykle dawała o sobie znać monotonia. Gra jest jak najbardziej dobra, ale co za dużo to niezdrowo, a w przeciwieństwie do takiego Nocturne, zwiedzane tutaj lokacje nie tylko nie powalały jakością wykonania, to jeszcze gra zmuszała do bardzo częstego backtrackingu i walki z demonami dużo poniżej naszego aktualnego poziomu. Jak gdyby twórcy usilnie chcieli wydłużyć grę o kolejne 30h bez szczególnego powodu. Mimo tego, jest to klasyczny i dobry Megami Tensei. Zgadzam się jednak z tym, co zostało powiedziane już zdaje się w recenzji PE, że jest to oldschool nie dla każdego. Mój dłuższy tekst tradycyjnie tutaj. Ostatnią ukończoną przeze mnie grą był Devil Survivor. Pozwolę sobie powtórzyć to co pisałem już w innym temacie na tym forum: Z jednej strony mógłbym wymienić szereg wad, a z drugiej gra jest tak wciągająca i dość oryginalna, że potrafiłem przymknąć na to wszystko oko. Najprościej rzecz biorąc - Megami Tensei w systemie turowym. W dodatku bardzo dobrym systemie, który daje ogromną swobodę w kształtowaniu drużyny oraz posiadanych demonów. Niektóre elementy mogły być trochę lepiej rozwiązane, ale koniec końców bawiłem się świetnie i natychmiast zabrałem się za New Game +, aby poznać pozostałe zakończenia (w sumie 6). Gdybym miał się zagłębiać w szczegóły typu opisanie postaci czy dialogów to bym był zmuszony napisać esej (tłumacząc dlaczego pomimo swej prostoty są takie dobre). Powiem tyle, że jest to pozycja o tyle przystępna, że spodobać się powinna zarówno fanowi serii Megami Tensei, jak i osobom, którym cykl jest obcy (klimat dość podobny do Persony). Ode mnie mocne 8+/10. Największa wada to tylko jeden save-slot, co uważam wręcz za absurdalne posunięcie. Nie było mi dane grać w starsze odsłony Megami Tensei na NESy, SNESy czy konsole Segi. Raz, że nie zostały wydane one w języku angielskim (tylko tłumaczenia nieoficjalne), to jeszcze nie jestem przekonany, czy byłbym skłonny się przemóc do bardzo klasycznego systemu rozgrywki (dungeon crawling bez podręcznej mapy...). Mimo wszystko, cicho liczę na jakieś porty lub remake'i na współczesne konsole. Na zakończenie, nie chciałbym wyjść na fanboy'a, ale muszę przyznać, że cykl Megami Tensei skłonny jestem uznać za moją ulubioną serię jRPG. Nie tylko o wiele bardziej przemawiają do mnie nieco mroczniejsze, poważniejsze klimaty niż wiele innych cukierkowych jRPGów, to jeszcze warto zaznaczyć, że pomimo pewnych charakterystycznych elementów systemowych, niemal każda ze współczesnych gier jest inna. Raz do czynienia mamy z połączeniem sima i rpg, innym razem z dungeon crawlerem, jeszcze innym z grą akcji, a nawet strategią turową. Co więcej, poziom trudności nie jest niski i niemal każda odsłona w przynajmniej kilku momentach wymaga odrobiny skupienia, aby pokonać przeciwnika/bossa odpowiednią taktyką. Właśnie te skuteczne połączenie GRY ze specyficzną atmosferą jest tutaj kluczowym elementem, który przyciąga mnie do kolejnych odsłon. Nawet jeśli nie jestem zachwycony fabułą, to dostaję przynajmniej wciągający system RPG. I w drugą stronę to samo - jestem skłonny przeżyć okazyjną monotonię dla ciekawej fabuły lub bohaterów. Nie wątpię, że nie jest to seria dla każdego, a w szczególności fani klasyków pokroju Final Fantasy mogą mieć problemy by się przemóc, ale osobiście skłonny jestem SMT postawić wyżej niż FF. A jakie jest Wasze zdanie?
-
W teorii bateria DS Lite powinna trzymać 15-18 godzin na najniższym podświetleniu i 5-8 na najwyższym. Ale jak to jest w praktyce? Czy 11h na drugim stopniu podświetlenia i średnio ustawionej głośności to norma, czy też coś już się zaczyna pogarszać? Konsola ma rok.
-
http://www.gram.pl/news_8QneJOq2_Final_Fantasy_XIV_chlodno_przyjete_przez_prase.html Ktoś wystawił grze wysokie oceny . Przynajmniej wiem jakich serwisów internetowych należy unikać. "Każdy, kto doświadczy Final Fantasy XIV i nauczy się trudnego sterowania, nie będzie chciał opuścić Eorzei" - z tego co widziałem na filmach śmiem twierdzić, że jest zupełnie odwrotnie. "To godny spadkobierca Final Fantasy XI, który poprawia pewne aspekty oryginału" - to znaczy, FFXI był aż tak beznadziejny? "With some tweaks to ease new players into the process and a great plot, this could one day be the best MMO the world has ever seen." - pfffffffffffffffffffffffffffffffffff... fail.
-
Z tego co mi wiadomo Mystic Quest i jemu podobne to tak naprawdę nie Final Fantasy, tylko jakieś spinoffy, którym przy wydaniu w US i EU po prostu dano tytuł FF. Zapewne aby miały lepsze wzięcie. Labtec, skąd Ty to wszystko zamówiłeś? Masz jakieś tanie źródło oryginalnych FF3 i 4 na DS?
-
http://uk.ign.com/videos/2010/10/12/final-fantasy-xiv-video-review "AŻ" 5,5/10 Szczerze współczuję ludziom, którzy to kupili.
-
Wydaje mi się, że temat by prędzej miał rację bytu, gdyby poświęcony był ogólnie bardziej ciekawym wydaniom gier - niezależnie od tego czy mają na pudełku napis "Collector's Edition", czy też nie. No bo co z tego, że pochwalę się na przykład limitowaną edycją Crisis Core, skoro jest to nic innego jak gra, miniaturowy artbook oraz nieco grubsza tekturowa kieszonka? Prawdę mówiąc średnio mnie też obchodzi co kto ma jeśli jedyne co wrzuca do posta to "mam edycję kolekcjonerską XYZ". Może jakieś mini-recenzje by były na miejscu? Krótki opis co wchodzi w skład zestawu, jak się sprawuje, czy ogólnie warto? W przeciwnym wypadku do "chwalenia się" jest już temat o posiadanych kolekcjach gier. Na szybko ode mnie: Super Robot Taisen Original Generation Gaiden (PS2) Edycja kolekcjonerska/limitowana zawierająca w zestawie figurkę mecha z gry. Ładne pudełko, a robocik o wiele lepiej wygląda za folią niż w rzeczywistości, gdyż jest to raczej dość tandetny plastik, który ledwo trzyma się kupy. Ogólnie jestem jednak zadowolony, głównie dlatego, że cena była przystępna. Super Robot Taisen Alpha Premium Edition (PSX/PS2) Ciekawy zestawik zawierający trzy gry SRT, a mianowicie Alpha i Alpha Gaiden na PSX, a także Alpha 2 na PS2. W zestawie do tego kolorowa książeczka opisująca serię, a także dość gruby notatnik z logo gry, który teoretycznie robi w pudełku za placeholder dla trzeciej części SRT Alpha. Całość w całkiem fajnej szaro-czarnej kolorystyce, z dodatkowym pudełeczkiem dla gier PSX oraz dość grubą kieszonką. Star Trek Online (PC) Europejska edycja Gold, wydana w dość grubym tekturowym pudełku, zawierająca grę, zestaw pocztówek, mapę galaktyki w formie plakatu, kod na dodatkową zawartość oraz czarny T-Shirt z logo gry. Co prawda gra mi na chwilę obecną już trochę zbrzydła (w końcu MMO), to jednak jak na swoją cenę zestaw jest fajny, szczególnie, że koszulka ma praktyczne zastosowanie, a specjalny kod zapewnił dodatkowy darmowy miesiąc zabawy ;>. Crisis Core -Final Fantasy VII- (PSP) W sumie wrzucam tylko dlatego, że teoretycznie jest to edycja limitowana/kolekcjonerska. Niemniej jednak jak już wspomniałem, od zwykłej różni się jedynie dość skromnym artbookiem oraz grubym pudełeczkiem na cały zestaw. Niby ok, ale mam wiele gier, które wydawane były w ten sposób jako edycja zwykła. Dwie ostatnie już bez zdjęć, bo leniwy jestem. Ostatnio zakupiłem edycje kolekcjonerskie Dragon Age Origins oraz Mass Effect 2 - obie na PC. Pierwsza jest niby ok, gdyż wydana została w metalowym pudełeczku, które zawiera kody na kilka DLC, płytę z dodatkami oraz jakąś szmatkę mającą robić za mapę krainy. Mimo wszystko nie prezentuje się to jakoś szczególnie okazale i choć płyta dodatkowa posiada parę fajnych bonusów, to nie jest to nic czego by się nie znalazło w przypadku wielu innych gier. Jeśli zaś chodzi o Mass Effect 2, to ogółem wydanie jest ładne, acz nieco upchane. W grubej tekturowej wkładce znajdziemy metalowe pudełko z grą i płytą dodatkową (czarna kolorystyka, bardzo ładne), a także osobną tekturkę z komiksem, artbookiem oraz kodem sieci Cerberus. Komiks raczej śmieszny, bo ma wielkość mniejszą od przeciętnego pudełka DVD. Nie wiem czemu, ale jakoś bym wolał aby "Edycja kolekcjonerska" jakoś się wyróżniała na półce, spośród wielu innych pozycji, także wydawanych w tekturowych kieszonkach (głównie PC). A tak to wszystko sprawia wrażenie wrzuconego na siłę do pudełeczka. Cóż, EA... Na razie tyle. Gier wydawanych normalnie w nieco ciekawszej formie, typu Wiedźmin, King's Bounty czy Command & Conquer The First Decade nie będę opisywał, bo choć ładnie się prezentujące to są to dość łatwo dostępne produkty. Ciekawi mnie jednak czy ktoś z forumowiczów zdecydował się na zakup kolekcjonerskiej edycji StarCraft 2 za "jedyne" 300-400zł ;p.
-
http://www.gametrailers.com/video/review-hd-final-fantasy/705892 http://www.gamespot.com/pc/rpg/finalfantasy14/video/6281074/final-fantasy-xiv-online-video-review Chrystepanie, co za crap. A owieczki i tak polecą do sklepów, bo to "Final Fantasy"
-
Ale tyle co widziałem to wiele osób zachwala sobie Tacticsa, w tym także fabułę. Osobiście nie przeszedłem (mam na PSP, ale nie grałem dużo) i jedyne co mnie trochę sprawia problemy w XII to nazwy własne, zarówno krain, jak i wszelkie imiona. Bardzo ciężko to wszystko zapamiętać czy skojarzyć, szczególnie w przypadku dłuższych monologów u postaci, np. opisujących historię danej lokacji.