-
Postów
9 318 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
10
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Suavek
-
Coś się wyjaśniło w sprawie blokady regionalnej? Właśnie przeczytałem jakoby 3DS miał takową posiadać, co jest moim zdaniem absurdem, aczkolwiek nie wiem ile w tym prawdy. Zrozumiem jeszcze ewentualne DS Ware, czy jak to się zwie (te gierki ściągane przez Internet), ale jeśli się okaże, że importowany ze US czy Japonii kartridż nie będzie działał na europejskiej konsoli to... f*ck you Nintendo, f*ck you.
-
To przynajmniej się zdecydujcie czy chcecie założyć nowy temat czy robić offtopa w obecnym, bo jak widać ludzie i tak będą robili co chcą. A problem nie tkwi w tym, że ludzie mają odmienne gusta, lecz iż mają zwyczaj prezentowania swojej własnej, indywidualnej opinii jako faktu ich zdaniem niezaprzeczalnego. Ewentualnie wydaje im się, że pojedyncze hasło ("genialne" lub "crap") jest wystarczającym argumentem usprawiedliwiającym ich zdanie, a lenistwo lub toporność powstrzymuje ich od napisania więcej niż dwa zdania. Ogólnie rzecz biorąc, nie liczcie na ambitny i sensowny temat, ale przynajmniej offtopa tutaj nie będzie.
-
Nie mam już weny i motywacji do pisania jakichś dłuższych recenzji, więc ograniczę się do szybkich komentarzy ostatnio ukończonych gier. Super Robot Tasien OG Saga: Endless Frontier (NDS) - gra o tyle ciekawa, że z pozornie wykorzystuje popularność serii SRW, dorzucając przy tym skaczące biusty i stertę podtekstów erotycznych celem przyciągnięcia uwagi, a koniec końców wychodzi z tego naprawdę dobry i przede wszystkim wciągający jRPG. Co tu się wyróżnia to system walki, który jest swego rodzaju połączeniem klasycznej turówki z... bijatyką... Ciężko opisać całość w paru zdaniach, ale oprócz tradycyjnych czarów, itemów i zdolności specjalnych, ataki naszych postaci polegają na jugglowaniu wrogiem w powietrzu. Pojedynczy atak na wroga składać się może z 5 zestawów ciosów (z początku dostępne dwa, potem każda postać zyskuje ich 5), które dodatkowo urozmaicić możemy supportem postaci z tylnego rzędu, a także kontynuowaniem żonglerki przez inną postać. Wiem, że brzmi to chaotycznie, ale w to po prostu trzeba zagrać. Dla przykładu filmik - . Poza tym do czynienia mamy z mocno liniowym i w miarę standardowym jRPG - łażenie od lokacji do lokacji, zdobywanie nowego ekwipunku, rozwiązywanie banalnie prostych zagadek. Fabuła nie powala (nawet jak na science-fiction to za dużo tutaj "fiction"), ale jej urok tkwi w poczuciu humoru i charyzmatycznych bohaterach. Oprócz postaci stworzonych na potrzeby gry spotkamy także kilka znajomych twarzy z innych gier, jak na przykład KOS-MOS z T-ELOS z Xenosaga, czy też Reiji i Xiaomu z Namco x Capcom. Dialogi między kolejnymi członkami drużyny są bardzo zabawne, pełne subtelnych żartów i podtekstów erotycznych. Nie staje się to jednak monotonne, gdyż gra pod tym względem śmieje się sama z siebie, co osobiście uważam za duży plus. Ogólnie takie mocne 8/10 - dosyć liniowe, ale system walki, humor oraz muzyka nie pozwalają się nudzić. Polecam. Mam nadzieję, że Atlus USA zdecyduje się w końcu zlokalizować sequel o podtytule Exceed, gdyż ten zapowiada się jeszcze lepiej od poprzednika ( ). Shin Megami Tensei: Devil Survivor (NDS) - bardzo dziwne odczucia mam po ukończeniu gry. Z jednej strony mógłbym wymienić szereg jej wad, a z drugiej gra jest tak wciągająca i dość oryginalna, że potrafiłem przymknąć na to wszystko oko. Najprościej rzecz biorąc - Megami Tensei w systemie turowym. W dodatku bardzo dobrym systemie, który daje ogromną swobodę w kształtowaniu drużyny oraz posiadanych demonów. Niektóre elementy mogły być trochę lepiej rozwiązane, ale koniec końców bawiłem się świetnie i natychmiast zabrałem się za New Game +, aby poznać pozostałe zakończenia (w sumie 6). Gdybym miał się zagłębiać w szczegóły typu opisanie postaci czy dialogów to bym był zmuszony napisać esej (tłumacząc dlaczego pomimo swej prostoty są takie dobre). Powiem tyle, że jest to pozycja o tyle przystępna, że spodobać się powinna zarówno fanowi serii Megami Tensei, jak i osobom, którym cykl jest obcy (klimat dość podobny do Persony). Ode mnie mocne 8+/10. Największa wada to tylko jeden save-slot, co uważam wręcz za absurdalne posunięcie. Dragon Age: Origins (PC) - nie wiedziałem w co się pakuję instalując grę, ale nawet ku memu zaskoczeniu bardzo szybko się wciągnąłem w rozgrywkę. Ogromny plus za kreację świata i rozbudowanie dialogów, w których pozornie drobna kwestia może mieć późniejsze odzwierciedlenie w jakimś większym aspekcie fabularnym, co też przełoży się na odpowiednie konsekwencje dla gracza. Ukazana historia mnie jakoś nie powaliła, gdyż wydała się dość oklepana, ale sytuację ratują występujący bohaterowie - zarówno grywalni jak i poboczni. Jeśli chodzi o system walki to także byłem pod niemałym wrażeniem, aczkolwiek przyznam, że po kilkudziesięciu godzinach odczuwałem pewne znużenie. Wszelkie lochy i korytarze ciągnęły się w nieskończoność, podczas gdy ja już chciałem tylko grę ukończyć. Nie twierdzę, że system był zły, ale co za dużo to niezdrowo po prostu. Na chwilę obecną muszę sobie zrobić przerwę zanim zabiorę się za dodatek. Niemniej jednak jako całość raz jeszcze mocne 8+/10. Z pewnością jeszcze kiedyś do zabawy wrócę, chociażby aby poznać inne możliwości dialogowe, a także aby przetestować gameplay innej profesji (grałem jako Rogue).
-
Od siebie jeszcze dodam parę kwestii. Pozwólcie, że dla własnej wygody nie będę podawał ksywki osoby cytowanej. Czytam Wasze komentarze i odnoszę po prostu wrażenie, że w sedno sprawy trafił tutaj Zieg. Wydaje mi się, że co niektórzy Sagę Baldur's Gate darzą takim sentymentem, iż w _niektórych_ przypadkach przyćmiewa on zdrowy osąd. Sam jednak nie będę tutaj swojej pozycji wywyższał, gdyż jak już zaznaczyłem w pierwszym moim poście, w BG grałem rok temu, czyli lata po premierze, w związku z czym nie mam zbyt dobrego odniesienia do tego jakie gra wprowadziła za swoich czasów rewolucje w gatunku. Mimo to, nadal muszę stwierdzić, iż nie zgadzam się z częścią przedstawionych przez Was argumentów broniących grę, lub też przedstawiających ją jako dzieło idealne, które jako jedyne zrewolucjonizowało gatunek RPG. Tak jak Wy darzycie sentymentem Baldur's Gate, często przyznając się, że był to pierwszy RPG w jakiego graliście, tak ja podobne odczucia mam do The Elder Scrolls II: Daggerfall. Oczywiście nie mam zamiaru się tutaj spierać, że gra ta jest idealna, gdyż pod kilkoma względami Baldur ją przewyższa, ale to samo działa w drugą stronę - dużo starszy Daggerfall w niektórych aspektach oferuje o wiele więcej niż BG. Pozwólcie, że przytoczę przykłady: W Daggerfallu oddany graczowi zostaje cały KONTYNENT (161,600 kilometrów kwadratowych, ponad 15,000 lokacji). Gracz może całkowicie zapomnieć o głównym wątku fabularnym i zająć się czym tylko chce. Oczywiście gra jest w innym stylu, przez co wiele miejscówek nie będzie tak zróżnicowanych, ale różnice między krainami są widoczne, a do tego należy dodać zmienne warunki atmosferyczne. Jak widać gra starsza a wcale nie gorsza. To samo w Daggerfall. Tyle, że tam książki nie były znajdowane "tu i ówdzie", tylko autentycznie były to nieraz ogólnodostępne, wielostronnicowe pisma, a miasta posiadały normalne księgarnie (nie tylko oklepane tawerny czy sklepy z bronią). Gdybyś miał w tym momencie porównać system kreacji bohatera w Daggerfall i Baldur's Gate, to gwarantuje, że ten drugi by zwyczajnie wypadł blado. Ilość opcji w Daggerfall jest OGROMNA, a kombinacje stworzenia postaci wręcz niezliczone. Nie chcę jednak tutaj wywyższać jednej produkcji nad drugą, gdyż nie tylko BG nie ukończyłem, to jeszcze jestem świadomy wad Daggerfalla, które mogę wymienić nawet bez jakichkolwiek porównań (ot chociażby mocno przeciętna fabuła). Chciałem tylko tym jednym przykładem pokazać, że BG w wielu względach wcale nie jest taki "jedyny w swoim rodzaju" ani "oryginalny", bo wiele gier wiele rzeczy tak samo lub lepiej zrobiło przed nim. Nie przeczę, że BG mógł je dosyć zgrabnie zintegrować w jedną produkcję, ale to też nie oznacza, że nie ustrzegł się on przy tym wad. Raz jeszcze bowiem zaznaczę, że jestem jedną z tych osób, które w pierwszej kolejności zwracają uwagę na gameplay, a później na fabułę. O ile gra bez fabuły może się jakoś sprawdzić, tak fabuła bez gry już niezbyt. I tak się niestety składa, że pod względem rozgrywki MI baldur zwyczajnie nie podpasował. Może problem tkwi w tym, że jest to produkcja już dosyć wiekowa, a ja nie miałem okazji zagrać w nią zaraz po premierze (dopiero rok temu), w związku z czym patrzę na nią nieco bardziej... krytycznie. Mimo to, pod wieloma względami wydany rok wcześniej Fallout wydaje mi się znacznie lepszy, co też w paru aspektach niweluje argument o tym, że gra jest po prostu już wiekowa. Prędzej można stwierdzić, że nie zestarzała się najlepiej w stosunku do wielu innych produkcji - ale niech i to pozostanie kwestią gustu. Powiem wam, że po tej całej "dyskusji" zainstalowałem wczoraj grę na dysk. I wiecie co? Wcale nie jestem zachwycony... Podtrzymuję swoje zdanie, że dubbing jest tragiczny (przysięgam, że jak kiedyś jeszcze raz usłyszę "Witaj dziecko. Będziemy kontynuowali zajęcia?" to poleje się krew), grafika mocno przeciętna (drzewa wyglądają jak namalowane NA podłożu, a w paru przypadkach miałem też problem by odróżnić drogę od skały), świat statyczny (poza paroma NPC i okazyjnie przelatującym ptakiem wszystko jest drętwe), a wiele aspektów rozgrywki skutecznie uprzykrza zabawę (jak na przykład strasznie powolny chód postaci - bo rozumiem, że nie da się w grze "biegać"?). Co więcej, ledwo zacząłem zabawę a już natknąłem się na parę bugów, a AI postaci mojej i kompanów pozostawia wiele do życzenia. Nie wypowiem się co do fabuły (a chyba to ją sporo osób zachwala), ani dialogów (choć nie do końca podobają mi się dostępne opcje - IMO Fallout był o wiele lepszy pod tym względem), podczas gdy klimat jakoś mnie prawdę mówiąc nie powala (cicho jakoś, pusto na większych lokacjach). Może w 1998 było to inaczej postrzegane, ale teraz o wiele bardziej przychylnie patrzę na takiego Fallouta czy Daggerfalla, nawet pomimo upływu lat, podczas gdy do BG przekonać się jakoś nie mogę. Odniosę się jeszcze do dwóch kwestii: Jeśli chcesz realizmu to proponuję wyjść z domu . Rozumiem, że dla Ciebie taka "pustka" świata pod względem praktycznym jest zaletą, ale osobiście bym to traktował jako wadę. Nie lubię zwiedzać lokacji dla zwiedzania - zawsze liżę każdy kąt, każdą ścianę, aby znaleźć jakieś questy, przedmioty, NPC i temu podobne. Nie wiem co na celu ma dodawanie miejsc bez jakiegokolwiek znaczenia. Mogą one służyć co najwyżej ozdobie w niektórych aspektach, ale poza tym jest to tylko wypełniacz. Weź też pod uwagę, że w dzisiejszych czasach nie jest to też tak do końca opłacalne, aby robić elementy bez większego przeznaczenia. Wiele zależy od produkcji, bo mimo wszystko łatwiej jest domek narysować, niż zrobić go w pełnym 3D z kompletem detali. Wydaje mi się zresztą, że i tak byłoby to postrzegane jako wada, bo tak jak Ty czy ewentualnie inni fani BG lubicie zwiedzać "niepraktyczny" świat, tak inni by to wyraźnie skrytykowali w dzisiejszych czasach. Gusta i guściki - nie ma sensu akurat się tutaj spierać co jest lepsze a co gorsze, ale warto zaakceptować zdanie drugiej osoby w pewnych przypadkach. Prawda stoodio? ;> PS. Wydaje mi się, że Fallout 3 miał kilka takich lokacji bez żadnego przeznaczenia, nie powiązanych z żadnym questem, co najwyżej z poukrywanymi smaczkami. Śmiem się nie zgodzić, bo raz, że nie przypisałbym _wszystkich_ tych cech pierwszemu Baldurowi, co też uzasadniłem we wcześniejszych postach, a dwa, że jak najbardziej wiele tych elementów znajduje się we współczesnych produkcjach. Ale tu raz jeszcze wracamy do punktu wyjścia, czyli indywidualnych preferencji i oczekiwań względem tytułu. Skoro dla Ciebie i wielu innych to właśnie Baldur stanowi ideał gry cRPG, to wszystko inne będziesz oceniał przez pryzmat niego. Stwarza to jednak inny problem, a mianowicie lekkie zaślepienie i wygórowanie oczekiwań. Tyczy się to każdego z nas, w związku z czym każdy pragnie od danej produkcji czegoś innego. Jednak to co dla jednego będzie wadą, dla innego może posłużyć za zaletę - a to, że w paru kwestiach nie otrzymaliśmy tego co chcieliśmy wcale nie oznacza, że do czynienia mamy z produkcją złą. Raz jeszcze odniosę się tutaj do Dragon Age'a, który pod wieloma względami mógł być o wiele lepszy, ale który zarazem jak na dzisiejsze standardy jest mimo wszystko produkcją bardzo dobrą - SZCZEGÓLNIE pod względem dialogów z postaciami (bo fabuła raczej sztampowa, a rozgrywka później też potrafi męczyć). I wiecie co? Naprawdę większość (choć nie wszystkie) argumentów wymienionych w pierwszym poście jestem skłonny właśnie DA przypisać. Nie wszystko jest idealne, ale jakoś grało mi się o wiele przyjemniej już po pierwszej godzinie niż w przypadku Baldur's Gate, do którego się po prostu zmuszam. Tak jak dzisiejsze pokolenie będzie (być może) postrzegać Dragon Age jako coś wyjątkowego, tak Wy postrzegacie Baldura, a tak samo zapewne wiele osób postrzegało przed Wami serię Ultima (nie grałem, ale wydaje mi się pod wieloma względami podobna "klimatem"). Naturalna kolej rzeczy - każdy z nas ma jakieś inne oczekiwania i chcąc nie chcąc zawsze będziemy mniejszą lub większą sympatią darzyć określone tytuły. Bo czy nie inaczej jest na przykład z Final Fantasy? Osoby, które wpierw grały w siódemkę będą zachwalać właśnie ją, podczas gdy pokolenie młodsze zadowoli się dziesiątką, a gdzieś tam pomiędzy trafią się starzy wyjadacze, którzy otwarcie przyznają, że jedyną słuszną jest szósta odsłona ;>. W ten sam sposób mogę i ja wziąć sobie na przykład Personę 4, wypisać szereg jej zalet, i powiedzieć, że ze świecą szukać drugiej takiej gry. Tyle, że tak jak wypisać mogę wiele jej zalet, tak samo wypisać mogę i wady. Tak samo, jak wady mogę wypisać w przypadku Baldur's Gate ;>. Wydaje mi się po prostu, że oczekujemy (-my, wszyscy) w niektórych przypadkach zbyt wiele i z trudnością przychodzi nam zaakceptowanie tego co mamy, a zadowoliłby nas chyba tylko idealny klon wielbionych przez nas gier. Na zakończenie tylko dodam, że to, iż Baldura nie zachwalam, lub też krytykuję jego określone elementy wcale nie oznacza, że uważam grę za badziew. W żadnym wypadku. Jestem świadom wielu jego zalet, ale niestety nawet będąc miłośnikiem RPG, jak i osobą otwartą na pozycje wiekowe, zwyczajnie nie potrafiłem się do niego przekonać. Nie przyszedłem tu trollować - przybywam w pokoju ;>. Chcieliście jednak dyskusji to dyskutujemy, i cieszę się, że po tych pierwszych wątpliwych wpisach temat jednak wyszedł na prostą. Nie uważam bowiem, że muszę grę koniecznie ukończyć aby móc wyrazić swoją opinię na temat elementów, które mnie od niej odrzuciły, lub nie zachęciły do dalszej styczności. Zobaczymy jak to będzie dalej - gra jest na dysku, więc może spróbuję jeszcze do niej wrócić, ale naprawdę na chwilę obecną będzie to raczej zmuszanie się na siłę. A już to nie świadczy moim zdaniem dobrze o grze - niezależnie od tego ile ma ona lat. Moim zdaniem, oczywiście ;>.
-
Grafika tak naprawdę nigdy nie jest problemem. Mnie także nie przeszkadzała ona jakoś znacząco. Po prostu stwierdzam, że nie jest ona wcale taka ładna jak ją opisują - tyle. Fabuła tyle co widziałem nie dała po sobie poznać, że jest jakoś szczególnie powalająca. Nie przeczę, że zła, ale nieszczególnie mnie zaintrygowała. Co do lokacji to fakt, że zwiedziłem tylko jakieś wioski, laski i bardziej pustynne(?) tereny. A walki... niżej. Magiem nie grałem, tylko łucznikiem. Przyznaję, że nie wiem czy/jak się to potem rozwija, ale przez te kilka pierwszych godzin nie mogę powiedzieć abym jakoś szczególnie się męczył czy taktycznie planował kolejne starcia. Gra raczej wpadała w monotonię i właśnie przez to się zniechęciłem. Nie przeczę - to samo słyszałem nawet od osób, którym pierwszy Baldur się nie podobał. Nie wiem jednak czy jest sens grania w to jeśli nie ukończyło się jedynki. Fabułę - lepszą czy gorszą - jednak też bym wolał poznać, ale zmuszać się do "zabawy" nie lubię. To jedna kwestia będąca przykładem. Niemal każdy dialog czy komentarz postaci w BG brzmi sztucznie i nienaturalnie. Przykro mi - nazwisko Fronczewskiego sytuacji nie ratuje, i tak jak może on się sprawdzać w roli narratora, tak cała reszta postaci (które słyszymy jednak częściej) zwyczajnie się nie sprawdza moim zdaniem i zamiast nadawać grze odpowiedniego klimatu to go niszczy. Ale ja ogólnie jestem przeciwnikiem polskich lokalizacji z dubbingiem, więc musicie mi to zboczenie wybaczyć. Coś czuję, że koniec końców dam BG drugą szansę - chociażby aby się przekonać jak to faktycznie jest z tym systemem w dalszej części. Zmuszać się jednak do niczego nie będę i jeśli gra mnie nie wciągnie po paru godzinach to niestety, będę zmuszony pozostać przy swoim zdaniu - nawet będąc miłośnikiem RPG ;>.
-
@stoodio Może weź tupnij jeszcze nogą? Serio, nie wiem czego ode mnie oczekujesz. Jak nie masz ochoty na dyskusje to po prostu nie pisz nic, a nie zaczynasz kłótnię, aby potem zasłonić się wymówką, że nie ukończywszy gry nie mam prawa się o niej wypowiadać - co swoją drogą jest, mówiąc wulgarnie, jednym z głupszych argumentów jakimi można się posłużyć No bo sorry, ale wychodzisz z założenia, że nie mam prawa NIC mówić o danej grze, dopóki jej nie ukończę. Według Twojego toku rozumowania nie mogę nawet powiedzieć co mi się w grze nie podobało i przez co zrezygnowałem z jej dalszego przechodzenia. Naprawdę nie widzisz w tym problemu? Otóż spieszę z wyjaśnieniem - jak coś jest moim zdaniem kiepskie przez 7h rozgrywki to już nic tego faktu nie zmieni - te 7h było, jest i będzie kiepskie. Jeśli gra jest okrzyknięta jako jeden z najlepszych cRPG wszech czasów, to dlaczego gracz musi się męczyć aby dotrzeć do "tych lepszych momentów"? Nawet jeśli później faktycznie jest coś, co zmienia całkowicie opinię gracza, to niestety, ale początek gry jakoś na to nie wskazuje, a ja będąc znudzonym nie czułem absolutnie żadnej motywacji do dalszej styczności z grą. Chcesz powiedzieć, że 7h styczności z grą cRPG to za mało aby poznać jej system rozgrywki, zapoznać się z interakcją między postaciami, liznąć nieco fabułę oraz stwierdzić, że gra wcale nie jest taka cudowna jak ją opisują na lewo i prawo? A ile godzin Twoim zdaniem byłoby właściwe, hmm? Chcesz powiedzieć, że później cała rozgrywka zmienia się tak diametralnie, że to co widziałem wcześniej jest nieaktualne i wszystko muszę poznawać na nowo? Jeśli jeszcze nie załapałeś to już tłumaczę, że ironizuję w tym momencie raczej oczywistą odpowiedź. Jasne, przez 7h gry nie ukończę, nie poznam do końca jej fabuły czy wszystkich questów, ale poznam ją na tyle wystarczająco, aby stwierdzić, że MI nie odpowiada. Muszę to zapisać dużymi literami abyś załapał, czy może jednak zechcesz zwrócić uwagę na przedstawione przeze mnie wyżej uzasadnienie? Trudu? Czy wspominałem już, że ja w gry nie gram dla zasady, tylko dla przyjemności? Czy też może z jakiegoś powodu w momencie "czytania" tych zdań akurat zakładałeś sobie klapki na oczy? Ale gdzie ja cokolwiek kwestionuję? Ja wyrażam swoją OPINIĘ. W dodatku popartą stosownym UZASADNIENIEM. Czyli coś, czego brakuje w Twoich postach. Możesz się ze mną nie zgadzać w konkretnych aspektach, ale oprócz "argumentu", że gry nie ukończyłem, nie podałeś żadnych, ale to żadnych konkretów. A co byś napisał, gdybym grę ukończył, ale miał takie same zdanie jak obecnie? Wtedy dopiero byś był skłonny do jakiejkolwiek ludzkiej dyskusji, czy też byś znalazł jakiś inny pretekst aby pokazać swoje zaślepienie, wmawiając mi przy tym, że się nie znam i nie mam racji bo mam inne zdanie niż Ty? Co by nie było, nigdzie nie napisałem, że Baldur's Gate jest grą kiepską. Co najwyżej wyszedłem naprzeciwko podanym w pierwszym poście argumentom, z którymi ciężko jest mi się zgodzić NAWET po tych 7h gry. A jak już wspomniałem, nie sądzę aby nagle w ósmej godzinie cały świat ulegał zmianie stając się bardziej żywym, a system walki i rozwoju postaci ulegał totalnej metamorfozie. Nie mam zamiaru się także spierać o głupoty, bo to, że nie rozpływam się nad grą wcale nie oznacza, że uważam ją za totalne (pipi) czy coś. Ja tylko wyrażam swoją opinię na temat BG, a także tłumaczę dlaczego po tych kilku godzinach zrezygnowałem z dalszej rozgrywki. Raz, że nie jest to najwyraźniej gra dla mnie (system D&D), a dwa, że w kilku aspektach wcale nie jest ona taka cudowna jak ją opisują (świat, postacie, grafika, dubbing). To już prawdę mówiąc wydanego rok wcześniej Fallouta skłonny jestem uznać za o wiele większe "arcydzieło" w gatunku RPG niż BG. @Bellevar Widzisz, ja o D&D nie mam najmniejszego pojęcia, przez co styczność z BG i światem Forgotten Realms była dla mnie skokiem w nieznane. I prawdę mówiąc zakłopotanie czułem już podczas tworzenia własnej postaci. Statystyki oparte o rzut kostką? Jaki to ma sens? Dlaczego raz mam do dyspozycji 50 punktów a raz 60? Czy jeśli wyrzucę mniej to gra da mi jakąś taryfę ulgową, czy też będę miał po prostu kiepską postać? Dlaczego nie jest wytłumaczone czym różnią się topory od maczug, włóczni, broni obuchowych i mieczy kiedy gra prosi mnie o przydzielenie punktów? Skąd mam wiedzieć czy grając wojownikiem będę walił młotkiem czy mieczem, skoro dopóki ich nie znajdę nie będę wiedział jakie są różnice? A to był dopiero początek zakłopotania i dezorientacji spowodowanym rzuceniem gracza na "głębokie wody" świata D&D. Możecie mówić, że się nie znam, bo taka jest prawda, ale gra osobom takim jak ja szczególnie nie pomaga się wczuć w "klimat". Nie pamiętam, chyba nie dotarłem. Bardziej (jak w każdym RPG) bawiłem się w eksplorację świata, rozmowy z NPC i szukanie questów dodatkowych, aby dopiero później pchać główny wątek do przodu. I tego nie było w wielu innych RPG, nawet przed Baldur's Gate? Jak wyżej. Nie znam, nie mam punktu odniesienia. Może dlatego, że w DA miałem jednak lepszą orientację co do kolejnych poczynań własnych postaci. Poza tym, leveli było znacznie więcej, a przez to awansowanie na kolejne poziomy doświadczenia dawało nieco lepszą orientację jeśli chodzi o postęp i umiejętności bohatera. Poza tym w DA grałem jako Rogue, więc miałem trochę więcej strafe'owania w czasie rzeczywistym na uwadze. No i nie ukrywam, że DA był też nieco bardziej żywiołowy i dynamiczny. Nie abym go też wychwalał czy coś - pod koniec i w nim wszelkie walki mi się dłużyły, a przejście dodatku zostawiam na kiedy indziej, bo obecnie mi już zbrzydła rozgrywka. W DA grałem po angielsku, więc porównywać nie będę. Tymczasem w Baldur's Gate nie obchodzą mnie nazwiska aktorów udzielających głosy, lecz ich faktyczna jakość. I niestety, ale wszelkie kwestie były mocno sztuczne, nienaturalne, jak gdyby lektorzy celowo mieli za zadanie uczynić postać komiczną, a nie poważną. Mnie to psuje zabawę, w każdej grze. Na zakończenie, raz jeszcze proszę aby co niektórzy trochę przystopowali z odpowiedziami, bo to, że wychodzę naprzeciwko podanym argumentom, a także krytykuję określone aspekty gry, którą najwyraźniej wszyscy wielbią i kochają, wcale nie oznacza, że mam na celu zrównanie jej z ziemią. Chcieliście dyskutować, to dyskutujemy. No chyba, że pod pojęciem dyskusji macie na myśli wypisywanie samych zachwytów i przedstawianie gry w samych superlatywach.
-
Opinię, jak już. Ostatnio gdy sprawdzałem to nie było zabronione. 7h to sporo. Może nie jak na RPG, ale sporo jak na grę. Wiele pozycji w takim czasie można całkowicie ukończyć. Tymczasem jeśli taki Baldur mnie nie wciągnął, to proszę napiszcie mi dlaczego bym miał się zmuszać? Ja nie gram w gierki dla zasady, "bo tak". Gram dla przyjemności i relaksu, w niektórych przypadkach dla ukazanej historii. Jak napisałem już wyżej, w BG nie znalazłem zbyt wiele dla siebie, co też uzasadniłem. W czym więc widzisz problem? Skoro były to takie męki to po co w ogóle grałeś? Zmuszał Cię ktoś? Wiesz ile pożytecznych rzeczy mogłeś zrobić w przeciągu tych 80 godzin? W okaleczonego krewnego BG grało mi się lepiej niż w "oryginał". I nie - nie wierzę. Czekam na argumenty. Coś więcej niż ogólniki "gra jest genialna". Przykłady. Hejas przynajmniej odniósł się do kwestii ekwipunku, i tu przyznaję, że faktycznie były jakieś przekombinowane przedmioty, typu pas zmiany płci. Może nie grałem dość długo aby odkryć ich więcej. W przypadku reszty jednak swoje zdanie podtrzymuje. Wiesz, mnie tego tłumaczyć nie musisz, bo także potrafię bronić wiele pozycji, które pomimo kiepskiej oprawy oferują naprawdę solidny gameplay. Moja krytyka oprawy graficznej wzięła się z podanego przez Hejasa argumentu dot. ładnej grafiki. Śmiem twierdzić natomiast, że w dzisiejszych czasach jest ona niestety zwyczajnie kiepska - szczególnie na większych monitorach (a i tak grałem w oknie). Pikseloza daje po oczach, a otoczenie w wielu przypadkach jest nieczytelne. Podkreślam raz jeszcze (bo chyba czytać ktoś tu nie umie), że mówię tylko o pierwszej części, gdyż w dwójkę nie grałem (choć widziałem na screenach, że jest znaczna poprawa). I tak - Fallout moim zdaniem jest o wiele ładniejszy od wydanego rok później BG. Tym samym jak widać problem nie tkwi w wieku gry, ale jej stylistyce. Dziwi mnie też, że skupiłeś się tylko na mojej krytyce oprawy i porównaniu do Dragon Age. Czy naprawdę wymagam wiele prosząc o konkretne uzasadnienie swoich opinii? Kiedy ludzie się nauczą, że samo stwierdzenie "gra jest genialna" mówi tyle co nic. Może zamiast narzekać na fakt, że grałem "tylko" 7h powiesz mi niby co takiego mnie ominęło czego nie widziałem wcześniej? To chyba nie jest takie trudne? Ale na poważnie, już pomijając kwestie audiowizualne, grając w Baldura spodziewałem się rewelacji, ale zwyczajnie się rozczarowałem. Przykro mi, ale fabuła wcale mnie jakoś nie porwała, świat wydał się bardzo statyczny (to już w wiekowym Daggerfall otoczenie wydawało się bardziej żywe), ciężko mi też powiedzieć coś sensownego na temat bohaterów, gdyż żaden z nich nie zapada szczególnie w pamięci (może poza tym ludkiem z chomikiem). System walki natomiast - sprawa najbardziej subiektywna zdaje się - zwyczajnie mnie usypiał i nudził. Widocznie nie do końca odpowiada mi D&D. Tyle ode mnie. W sumie zastanawiałem się czy nie dać tej grze drugiej szansy (tym bardziej, że przez nią mam opory by sięgnąć po BG2 i Icewind Dale), ale póki co mnie nie zachęciliście - wręcz przeciwnie. Z drugiej strony trochę głupio, że 60zł poszło na pakiet, który teraz tylko się kurzy na półce ;>. I zaznaczę raz jeszcze, w grę grałem jakiś rok temu (gdy wyszedł pakiet Legendy RPG). Nie miałem z nią styczności w czasach jej premiery, przez co ciężko mi stwierdzić jakie wprowadziła ona wtedy rewolucje do gatunku cRPG. Całość oceniałem tym samym na świeżo, nie z perspektywy czasu, co też może świadczyć o tym, że gra się po prostu nie zestarzała najlepiej. A mówi to osoba, która nawet i dziś potrafi grać w Daggerfalla, uparcie twierdząc, że jest on lepszy od Morrowinda czy Obliviona. No i ten dubbing... tragedia ("HEEEEJJJ, TO JAAAAA IMOOOEEEEN!!!11jeden").
-
O rany, a miałem nic już nie pisać dłuższego na temat gier, wobec których mam odmienną opinię od reszty świata... No i coś Ty Hejas narobił, no...? ;p Już miałem się brać za cytowanie poszczególnych wymienionych przez Ciebie cech, ale się wstrzymam. W dużym skrócie powiem tyle, że w żadnym wypadku nie przypisałbym nawet połowy tych elementów do BG. System walki wcale nie jest taki rozbudowany i dobry, ilość przedmiotów wcale nie powala, fabuła nie zachwyca (raczej sztampowa), świat jest pusty i statyczny, postacie i dialogi sztywne (chociażby w porównaniu do takiego Fallouta), a wspomniany przez Ciebie dubbing to jeden z pierwszych elementów, który już na wstępie mnie od gry odrzucił ("wiiiitaaaj dzieeeckoooo. będzieeeemy kontynuuooowaaaalii zajęeeeciaaaa?"). I prawdę powiedziawszy prędzej bym był skłonny cechy te przypisać właśnie wspomnianemu przez Ciebie Dragon Age, którego z jakiegoś powodu stawiasz niżej od BG. Od siebie powiem tyle - Baldur's Gate był jednym z głównych powodów, dla których zdecydowałem się zakupić pakiet Legendy RPG zaraz po premierze. Po takich zachwytach spodziewałem się rewelacji. Gdy już jednak trochę pograłem to mimowolnie zacząłem się zastanawiać czy to aby na pewno jest ta sama gra, o której tyle się pisało zarówno kilkanaście lat temu, jak i pisze się teraz. W sumie pograłem jakieś 7 godzin. Przykro mi bardzo, ale jak już wspomniałem, odrzucił mnie dubbing, a grafika wbrew temu co piszesz zestarzała się bardzo kiepsko. O ile w takiego Fallouta można i dzisiaj grać bez większych problemów czy oporów, tak w Baldur's Gate miałem problemy ze zidentyfikowaniem elementów otoczenia i odróżnieniem ściany od podłogi w paru przypadkach. Razi także ogólna pustka i statyczność świata, a niewyraźna muzyka (lub jej brak) jakoś nie budują jakiegoś szczególnego klimatu (nic w kwestii audio nie utkwiło mi w pamięci). Jeśli zaś chodzi o rozgrywkę, to i tutaj nie byłem zachwycony. Może dlatego, że jednak taki mocny system D&D nie jest do końca dla mnie. Lubię po prostu gdy widzę jak moje postacie awansują na kolejne poziomy i uczą się nowych zdolności. W BG leveli jest jednak chyba tylko kilkanaście, jeśli dobrze kojarzę, w związku z czym przez większość czasu właściwie gramy tak samo, zdobywając co najwyżej nowy ekwipunek. A i tutaj nie przypominam sobie większego zróżnicowania. Mówię w chwili obecnej tylko o pierwszej części. Słyszałem, że dwójka jest o wiele lepsza, ale nie ukończywszy jedynki jakoś się za sequel nie zabierałem. Nie będę zaprzeczał, że na swoje czasy Baldur's Gate może i był w wielu aspektach rewolucyjny, ale tak jak ogólnie nie mam nic do starych i wiekowych gier, tak uważam, że BG nie zestarzał się najlepiej i w dziś już nie robi takiego wrażenia jakie być może robił lata temu. Koniec końców grę odłożyłem, a zamiast niej zabrałem się za przechodzenie po raz n-ty Falloutów 1 i 2. Zdaję sobie także sprawę, że mogę o jakichś późniejszych wydarzeniach czy aspektach rozgrywki nie mieć pojęcia, jako że gry nie ukończyłem, ale prawdę mówiąc jeśli po tylu godzinach BG mnie nie wciągnął, to nie jestem przekonany czy jest sens się zmuszać.
-
Ale co to za różnica skoro tak czy inaczej czary te trzeba będzie prędzej czy później pozyskać? A im wcześniej chyba tym lepiej. Poza tym filmik miał na celu pokazanie czegoś innego - bezsensu opcji tego typu, monotonii jaką ze sobą niesie i jak sztucznie wydłuża to rozgrywkę. W dalszych częściach gość się tłumaczy, że niby są inne metody pozyskania czarów, ale poprzestaje przy fakcie, że nadal jest to niepotrzebna monotonia. Zresztą, system systemem, ta gra kuleje w wielu innych aspektach, a przede wszystkim fabule i bohaterach. W tych właśnie kwestiach przede wszystkim podzielam opinię Spoony'ego. Podobnie w FFX, bo prawdę mówiąc kwestie systemu rozgrywki to najbardziej subiektywna sprawa. Ummmmmm co to ma wspolnego z VII?<facepalm> Człowieku, o co Ci chodzi? Bo nie rozumiem. Przytoczony przez Ciebie fragment dotyczył FFVIII, co byś z pewnością wyłapał gdybyś nauczył się czytać ze zrozumieniem. Ewentualnie nauczył pisać więcej niż po jednym zdaniu na wpis. Zresztą, z mojej strony EOT - to jest temat o dziesiątce, nie wyższości świąt bożego narodzenia nad wielkanocnymi.
-
Moglbys napisac? Chetnie bym je zobaczyl Nie, bo nie mam ochoty dalej offtopować o FFVIII w temacie FFX, a poziom Twoich dotychczasowych postów nie wskazuje na osobę, z którą bym chciał "dyskutować". Ale skoro chcesz argumenty "zobaczyć" to wysłużę się kimś innym - http://spoonyexperiment.com/2007/04/04/final-fantasy-viii-review-part-1/ (11 filmów w sumie). Gość co prawda dużo tutaj się czepia szczegółów dla komedii, ale tego nie licząc w tym co mówi jest mnóstwo racji. Szczególnie w późniejszych częściach, kiedy przechodzi do właściwej fabuły i głównych wydarzeń. A żeby było bardziej do tematu, tak samo podzielam w dużej mierze jego zdanie dot. FFX - http://spoonyexperiment.com/category/game-reviews/final-fantasy-x/ Miłego oglądania. Mnie bardziej interesują argumenty broniące obu tych gier. Coś więcej niż "mi się podobało więc jest fajne!!!11" lub też "ludzie mówią, że jest dobre więc musi być dobre!!!11". Nie abym miał coś przeciwko osobom, które grę lubią - nic z tych rzeczy, grajcie w co chcecie. Wychodzę jednak z założenia, że jeśli używane są określenia typu "genialne" i "najlepsze", to wypadałoby poprzeć to solidnym argumentem.
-
Wcale rze ńe bo dzieśontka!!11one Foch! Serio, czy wpisy tego typu mają cokolwiek na celu? A kto decyduje o tym co było, jest i będzie zabawne? Łapię się za głowę widząc z jakim to przekonaniem próbujesz swoją opinię przedstawić jako fakt niezaprzeczalny. Mówiąc delikatnie - bzdury prawisz. Final Fantasy VII przeszedłem cztery razy, z czego ostatni bodajże dwa lata temu, i jestem przekonany, że przejdę ją jeszcze przynajmniej drugie tyle. W taką ósemkę natomiast w życiu już więcej nie zagram, bo moim zdaniem była ona kiepska już po premierze i tym bardziej kiepska jest i dzisiaj. Moim zdaniem - raz jeszcze podkreślę, choć mam na to solidne argumenty. Zresztą, pojęcia nie mam jakimi kryteriami się kierowałeś wysuwając taką a nie inną "opinię". Od siebie jednak dodam, że większą radochę sprawiła mi gra w port pierwszego Final Fantasy na PSP, niż jakakolwiek styczność z dziesiątym Finalem. Chyba pojmujesz do czego dążę? Co Ci się tam postarzało poza grafiką to ja nie wiem. A pod względem merytorycznym to Final Fantasy VIII dzisiaj jest tak samo naiwny i naciągany jaki był lata temu. No chyba, że ktoś gustuje w ckliwych romansidłach i lubi bohaterów nie tylko pozbawionych jakiejś głębszej osobowości, ale także zdolności racjonalnego myślenia (hm, jakbym o FFX mówił...) To weź Ty może sobie zagraj w pierwszego Final Fantasy - tam przecież też wszystko jest "podane jak na tacy" i też jest przy tym wystarczająco absorbujące. Wracając jednak do tematu, Yacek podkreślił tutaj bardzo słuszną rzecz - Finale od 1 do 7, a także i dziewiątka, były na swój sposób karykaturalne. Oczywiście to nie tak, że robione były dla dzieci, czy też ukazane w nich obrazy były totalnie infantylne, ale warto mieć na uwadze, że sposób przedstawienia gry, jej design i stylizacja, także wpływają na to jak gracz będzie postrzegał ogół zaprezentowanej historii czy osobowości postaci. Nie mam zamiaru się tutaj zagłębiać w kwestię właściwego poziomu fabularnego takiego Final Fantasy VII, ale za prawdziwe uważam stwierdzenie, iż tego typu styl Super Deformed pozwolił na o wiele lepsze oddanie niektórych charakterystycznych dla serii elementów, niż miało to miejsce w FFVIII czy FFX. Wcześniej seria miała dosyć prostą fabułę, opierającą się na oklepanych, lecz sprawdzonych schematach. Mniejsze lub większe zwroty akcji miały miejsce, ale tak naprawdę nikt nie traktował ukazanej historii jakoś szczególnie poważnie - nawet w takim Final Fantasy VII. Mimo to, dobre wątki dało się ukazać, a styl SD podziałał na podświadomość graczy, przez co mało kto się zastanawiał dlaczego walczy z gigantycznym robo-domkiem, psem z mackami czy przerośniętymi kurczakami. "Suspension of disbelief". Patrzenie na całość z przymrużeniem oka. Final Fantasy VIII jednak zmienił wszystko. Z jednej strony _próbował_ zmienić styl na bardziej realistyczny i poważny, ale jednocześnie chciał zachować charakterystyczne dla serii elementy. Efekt? Kompletny brak logiki w następujących po sobie wydarzeniach, brak konsekwencji w wykreowanym świecie (realistyczny wygląd a obok ludzik z parasolem na szyi, lub inny przerośnięty troll...), prości i pozbawieni charakteru bohaterowie, niepotrzebnie przekombinowany system i cała masa innych absurdów, których nie mam ani sił ani ochoty wymieniać. Takie same zastrzeżenia mam do Final Fantasy X - gra _próbuje_ opowiedzieć nieco "ambitniejszą" historię, ukazując nam całkiem obiecującą otoczkę swego rodzaju podróży w czasie głównego bohatera, a także motywację ludzi pragnących wspomóc summonerkę w jej pielgrzymce, od której zależą losy świata. Szkoda tylko, że pomimo takiej pozornie "mhrocznej" otoczki, gra co chwila skacze na lewo i prawo, nie mogąc się zdecydować czy pragnie być poważna czy zabawna. Powstają przez to takie absurdy jak ogół osobowości głównego bohatera ("blahblahblah this is my story!!111 blahblahblah"), design postaci i lokacji, niepotrzebny fanservice, pozbawione logiki dialogi i wydarzenia, czy też po raz kolejny brak jakiegokolwiek sensu w zachowaniu ekipy. No przykro mi bardzo, ale o ile ogólny system rozgrywki Final Fantasy X jest jeszcze znośny, tak w życiu nie pojmę jak ludzie mogą traktować treść tej gry jak jakieś arcydzieło w dziedzinie elektronicznej rozgrywki. Dziesiąty Final może i ma swoje dobre momenty, jest on piękny pod względem audiowizualnym, jest dość przystępny i kolorowy, ale w kwestii właściwej treści jest to totalna, niekonsekwentna papka. Warto tu też wspomnieć o Final Fantasy XII - jeszcze większym odbiegnięciu od schematów serii. Gra niby tak znienawidzona przez fanów serii, a osobiście jestem skłonny ją postawić znacznie, znacznie wyżej niż taką ósemkę i dziesiątkę razem wzięte. Nie jest to gra idealna, bo swoje błędy ona ma, ale jest to obecnie jedyny (główny) Final, który po zmianie stylu na bardziej realistyczny nie wykopał sobie sam dołku pod nogami. Fabuła może i nie jest tak "epicka" jak dziesiątka (aczkolwiek już wspomniałem wcześniej, że przy odpowiedniej muzyczce i dramaturgii to pobyt na kibelku może sprawiać wrażenie "epickiego"), ale jest z pewnością znacznie bardziej poważna, a bohaterowie sprawiają wrażenie bardziej ludzkich i charyzmatycznych (z wyjątkiem Vaana i Penelo, których by mogło w ogóle nie być). Moim zdaniem tak właśnie powinien wyglądać Final Fantasy, który próbuje być czymś więcej niż naiwną historyjką o walce dobra ze złem. Serii potrzeba odrobiny konsekwencji. Moim zdaniem ósemce i dziesiątce tego zabrakło. No chyba, że nie pojmuję toku rozumowania grupy docelowej obu tych pozycji. A naprawdę chciałbym aby ktoś mi w końcu wytłumaczył co w FFX jest takiego "genialnego". Widzę wszędzie same zachwyty, ale prawie żadnych konkretów.
-
Bo ja wiem. Przyznaję, że nie pamiętam już dokładnie jak to wyglądało w RG, ale wydany w tym samym czasie FFXII też nie był pod tym względem jakoś szczególnie w tyle. Lokacje były spore, potwory już rozmieszczone, więc walki się nie wczytywały, a loadingi między kolejnymi segmentami nie raziły jakoś szczególnie. Poza tym Rogue Galaxy był strasznie monotonny - jak w Digital Devil Saga czy innym dungeon crawlerze, jeśli widziało się kawałek "korytarza", to już widziało się niemal całą lokację. Mimo wszystko, w takim FFXII mieliśmy nieco większe zróżnicowanie, nawet banalnej pustyni. Tymczasem w Rogue Galaxy zwykły las miał korytarze... To akurat kwestia gustu. Nie ukrywam, że system walki w RG był dość oryginalny, ale mnie osobiście (aż podkreślę, co by się potem ludki nie czepiały) bardziej on odrzucił niż wciągnął. Zwyczajnie nie lubię jRPG, które wymagają u mnie zręczności jak do jakiegoś slashera. W dodatku sterowanie tylko jednym ludzikiem utrudniało jakiekolwiek sensowne planowanie akcji całej drużyny. Może potem się coś zmienia, ale tyle co zdołałem pograć, to stwierdziłem, że nie jest to pozycja dla mnie w tej kwestii. Co do zwrotów akcji to nie wiem, ale o całej reszcie wspomniałem wyżej i z jakiegoś powodu wytknięte mi został dyskretnie fakt, że nie grałem wystarczająco długo. Jeśli jednak sytuacja nie ulega zmianie w dalszej części rozgrywki, to tym bardziej stwierdzam, że nie ma sensu do gry wracać. No bo skoro "nudzi" to niby jaki to ma sens? ;>
-
Jakieś 3-4h. Jeśli masz zamiar użyć argumentu typu "później jest lepiej" to ja dziękuję, bo w gry gram w pierwszej kolejności dla dobrej zabawy i nie mam zamiaru się do niczego zmuszać aby dotrzeć do "tych lepszych momentów". I choć napisałeś trzy posty, to nadal nie wspomniałeś nic poza "gra jest fajna bo tak uważam". Ostatnim prawie zahaczyłeś o "kto myśli inaczej jest dziwny". Dodaj, proszę. Już i tak wystarczający offtop się zrobił, a ja dawno się z nikim bezcelowo nie spierałem na forum internetowym.
-
Niby czego mam żałować? Wybacz, ale "argumenty" typu "gra jest fajna bo mi się podobała" jakoś do mnie nie przemawiają. System mnie odrzucił, postacie nie zachwyciły a fabuła nie porwała. Nie widzę tym samym powodów, dla których bym miał czegokolwiek tutaj żałować. Już sobie FFXII wolę odpalić.
-
-
To miał być temat o polecanych jRPG czy o Rogue Galaxy? Jeśli pierwsze - http://www.psxextreme.info/topic/69071-ktorego-rpg-wybrac/ Jeśli drugie - http://www.psxextreme.info/topic/34084-rogue-galaxy/ W RG grałem krótko. System walki średnio mi się podobał, bo nie lubię kiedy RPG wymaga ode mnie łamania palców niczym w jakimś Devil May Cry, a sama gra nie wydała się szczególnie porywająca - klon FFXII (lub odwrotnie) zmiksowany ze Star Wars w cukierkowej oprawie.
-
Zdajesz sobie sprawę, że Finali jest od cholery i jeszcze trochę? Zagraj może w całą resztę zanim zaczniesz oceniać, tym bardziej, że oprócz XII grałeś w największe crapy (moim zdaniem, co by nie było...). No nie wiem czy infantylne, pozbawione mózgów postacie, a także pełną dziur i głupot fabułę można nazwać genialnymi, ale niech już będzie, że to kwestia "gustu".
-
Chodziły jakieś plotki dot. wydania gry w Europie ale jakoś bym się na to nie nastawiał szczególnie. Jeśli jesteś skłonny zapłacić kilkadziesiąt złotych więcej to możesz pójść na łatwiznę i kupić grę na Allegro czy np. w sklepie Menago. Zamawianie zza granicy wiąże się co najwyżej z założeniem konta PayPal i dokonaniu poprzez niego płatności. Osobiście zamawiam tak z eBay'a i z kilku sklepów (Play-Asia, eStarland). Nie opiszę Ci szczegółów dot. zakładania konta (wszystkiego dowiesz się na stronie), ale powiem tyle, że jest to darmowe i warto się opcją zainteresować, choćby na przyszłość.
-
Jakie znowu Namco? W ogóle jest jakiś jeden konkretny? Lucifer's Call i DDS wydał Ghostlight, Devil Summonera i Personę 3 Koei, a Personę 4 Square Enix. Większość innych gier od Atlusa w ogóle do nas nie trafiło. Ma to w ogóle jakieś znaczenie w dzisiejszych czasach, skoro import gry z US nie stanowi żadnego problemu?
-
http://www.famitsu.com/news/201009/16033531.html nowy zwiastun
-
http://spoonyexperiment.com/2010/09/13/pax-coverage-final-fantasy-xiv-guild-wars-2/ \ I dlaczego mam przeczucie, że 90% "populacji" świata FFXIV stanowić będą skąpo odziane kocice, w rzeczywistości sterowane przez nerdowatych samców?
-
Hm, to nie wiem. Ja uruchamiam komputer, włączam grę i bez żadnego logowania mogę wybrać Play as Guest.
-
Ale mowa o jednokrotnym zalogowaniu? Po uruchomieniu gry nie muszę się nawet logować aby opcja ta była dostępna, a rozpatruję po prostu udostępnienie gry bratu mieszkającemu gdzie indziej, co by mógł sobie przejść kampanię. Czy muszę mu udostępniać całe konto, czy wystarczy, że raz się zaloguje i będzie mógł grać potem już normalnie jako gość?