-
Postów
9 343 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
10
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Suavek
-
Od czasu do czasu Puzzle Quest. Choć gierka jest świetna to przyznam, że później już lekko przynudza. Z początku nie mogłem się od niej oderwać a teraz kolejne questy wykonuję z lekką niechęcią. Spróbuję przez ten okres wolnego przełamać się i ukończyć MGS Portable Ops. Jednak dochodzę do wniosku, że to jest pozycja przereklamowana i wcale nie zasługująca na swoje noty. Dzisiaj przyszła do mnie Final Fantasy Anniversary Edition - będzie ślepe klikanie Attack podczas walk ;p. Ale przyznam, że wygląda ślicznie jak na odgrzewanego kotleta. Do tego zabrałem się po raz drugi za Super Robot Taisen Original Generation na emulatorze GBA. Zabawne, że pierwsza część ma muzykę w lepszej jakości niż dwójka.
-
Rozumiem, że Sanders mógł się zgłosić do misji, ale cała reszta? Odcinek wcześniej jeszcze wszyscy najchętniej by ją zamknęli w celi a teraz się zgłaszają na ochotnika do misji, w która nie wierzą? W dodatku są to także postacie dość istotne dla samego funkcjonowania Galactici i nikt nie zauważył ich nieobecności?
-
W tej chwili? Czyniło to od pierwszego sezonu ;> Jak na razie sezon toczy się ciekawie. Podobało mi się zakończenie najnowszego odcinka - w końcu trochę oryginalności, bo przez moment już się bałem. Zastanawia mnie tylko dlaczego razem z Karą na tym statku znalazła się połowa głównej obsady serialu... Lekko nielogiczne jak dla mnie. Martwi mnie jedno - na sezon czwarty czekaliśmy dość długo a zapowiada się kolejna przerwa w środku sezonu. Prawdę mówiąc już zdążyłem zapomnieć paru kluczowych wątków a nie mam też czasu na powtórne oglądanie poprzednich sezonów. Mam tylko nadzieję, że nie spartolą końcówki, że warto będzie czekać do tego 2009.
-
Nie sprawia takiej radochy i jest mniej efektowny. W Revenge można m.in. pokombinować z popychaniem samochodów na przeciwników. Eee, jak dla mnie Road Rage to właśnie w Revenge jest najlepszy ze wszystkich Burnoutów na PS2. Widać kwestia gustu. Osobiście Revenge sobie bardzo cenię, ale drażni niestety brak opcji Quick Race. Po prostu śmiech na sali, że w takiej grze zapomnieli o banalnym trybie.
-
Bardziej Dominator, chociaż zależy jak na to patrzeć - każdy Burnout się czymś różni. Burnout Revenge - zadań jest zdaje się więcej niż w Dominatorze plus jeszcze tryb Crash (osobiście nie grywam w to), którego w Dominator brak. Niby Dominator ze swoimi Burnout Challenge, Near Miss, Maniac i innymi, które zamiast bawić to denerwują. Revenge. Ogólnie jednak bardziej bym sugerował styczność z Revenge. Choć gra się mocno różni od Takedowna (większa efektowność, sporo skrótów i niebezpiecznych tras, popychanie niektórych cywilnych samochodów) to "inny" nie znaczy "gorszy". Osobiście nie potrafię stwierdzić, która odsłona jest lepsza ale obie sobie cenię dość mocno. A Dominator? Dla mnie to już bez rewelacji - choć powrócono do bardziej klasycznego modelu jazdy to jakoś gra nie robi takiego wrażenia jak poprzednicy. W dodatku ciągle nie mogłem się pozbyć wrażenia, że od początku twórcy nosili się z zamiarem stworzenia portu na PSP, stąd wersja na PS2 jakoś nie powalała szczególnie grafiką i wykonaniem. No i totalnie beznadziejna muzyka. Ogólnie Dominatora polecam jeśli posiadasz lub masz zamiar kiedyś zakupić PSP - mnie się o wiele lepiej grało w wersję na tę właśnie konsolę. Tutaj się wypowiedziałem na temat większości Burnoutów, jeśli Ci pomoże.
-
Czy istnieje jakiś sposób przekonwertowania save'a gry w wersji USA aby był odczytywany w europejskiej? Bo rozumiem, że jedna nie obsługuje drugiej, czy też się mylę?
-
Wczoraj skończyłem Crisis Core i postanowiłem zrobić drugie podejście do Ace Combat X: Skies of Deception. Podejście, gdyż pierwsza styczność z grą była dość krótka, spowodowana okropnym wręcz sterowaniem. Czy tym razem było inaczej? Niestety nie. Mimo wypróbowania kilku różnych ułożeń przycisków ta gra się po prostu na PSP nie nadaje. Brak triggerów L2/R2 automatycznie czyni ACX niegrywalnym. Może i przesadzam, ale osiągnięcie poziomu choćby w połowie zbliżonego do obsługi Dual Shocka nie ma co marzyć. W dodatku (tu akurat żadna nowość) analog PSP też nie jest specjalnie wygodny i chwilami lepiej się sterowało samolotem za pomocą krzyżaka. Dogfighty zamiast sprawiać radość wywołują frustrację, gdyż trafienie czegokolwiek z działka graniczy z cudem. Łącząc to wszystko ze śmieszną ilością misji (Dobrze widziałem? Tylko siedem zadań + wybór ścieżki przy niektórych?) ich ogólną prostotą (nic oryginalnego) oraz fabułą, której równie dobrze mogłoby nie być to się baaaardzo rozczarowałem. O ile seria Ace Combat na PS2 jest dla mnie świetna o tyle na PSP nie mam zamiaru się z tym męczyć - szkoda moich nerwów. Tym samym się chyba wezmę za skończenie Super Robot Taisen Alpha, którego ciągle odkładam po paru misjach.
-
Mam pytanko do osób, które miały styczność z Innocent Life: A Futuristic Harvest Moon. Z tego co czytałem gra pozbawiona jest elementu "randkowego", który - nie ukrywam - stanowił ciekawe urozmaicenie poprzednich HM, miłe odejście od mozolnego podlewania roślinek. Tym samym co oferuje gra oprócz właśnie pracy na roli? Podobno nawet i ta jest mocno uproszczona? A Harvest Moon Boy & Girl to nic innego jak port wersji PSX? Inne pytanie do osób, które grały zarówno w Disgaea: Afternoon of Darkness jak i Final Fantasy Tactics. Nie grałem nigdy w drugą pozycję i zastanawiam się czy system jaki oferuje gra jest choć trochę zbliżony do rozbudowanej Disgaea czy też jest to prostota na wzór Jeanne d'Arc?
-
Nie ma czegoś takiego jak "must have" dla ogółu. Każdy ma inny gust i nie zawsze wielce rozreklamowane tytuły mogą spełnić oczekiwania (jakoś do 5h gry w GoW mnie nie ciągnie specjalnie na przykład...). Określ jaki gatunek lubisz to wtedy można gadać. Bo jeśli Ci powiem, że polecam Disgaea to co Ci po tym jeśli załóżmy nie lubisz strategii? Albo zaraz pewnie ludzie zaczną polecać Metal Gear Solid Portable Ops, który jest jedną z większych kontrowersji PSP.
-
Z gier na konsole: - Seria Metal Gear. Nawet nie wiem czy jest sens cokolwiek tu opisywać. Każdą odsłonę przeszedłem po kilka razy i nadal mi się nie znudziły mimo, iż odkryłem wszystko co do odkrycia było. Do dziś perełki w mojej kolekcji gier i musiałbym być naprawdę zdesperowany aby się ich pozbyć. - Seria Tekken. Nie wymienię konkretnej części, gdyż mimo zbliżającej się szóstki to nadal miło jest czasem zagrać czy to w piątkę, czy to Taga a nawet i dwójeczkę. Gra dobra zarówno do szybkiego relaksu jak i profesjonalnego grania. Czego chcieć więcej? - Ace Combat: Squadron Leader. Nigdy nie przepadałem za wszelkiego rodzaju symulatorami czy strzelankami arcade'owymi. Jednak gdy zobaczyłem tę odsłonę u kolegi to zaskoczył mnie klimat jaki towarzyszył rozgrywce. Śliczna na swe czasy grafika, genialne do dzisiaj udźwiękowienie oraz epicka realizacja naprawdę podziałały jak magnes, a następnie po paru misjach Ace Combat: Squadron Leader stał się jedną z najlepszych gier na PS2 z jakimi dane mi było mieć styczność. Byłem zaskoczony też jak bardzo wciągnął mnie nie tylko sam klimat i historia ale także gameplay, który jest przyjazny, wygodny i intuicyjny. Dodatkowo gra posiada dość sporą ilość wcale nie krótkich misji, każda różniąca się od poprzedniej - ciężko znaleźć tutaj dwa podobne zadania co także dobrze świadczy o produkcji. Do całości warto dodać tryb Arcade, sporą ilość samolotów i medali do odblokowania oraz niemały replay value. Kolejna pozycja, która raczej nigdy nie zniknie z mojej półki. Wypowiadam się tutaj jedynie o Squadron Leader, czyli piątej odsłonie serii, gdyż ani poprzednik (Distant Thunder) ani następca (The Belkan War) nie posiadały niestety tego samego klimatu, a i misji było znacznie mniej. A szkoda, gdyż Squadron Leader to idealny przykład gry niemal idealnej. - Burnout 3: Takedown i Burnout Revenge. Podobnie jak wyżej, za wyścigami także nigdy specjalnie nie przepadałem a mimo to Burnout stał się jedną z moich ulubionych serii. Szybka i efektowna rozgrywka, świetna muzyka, śliczna grafika oraz wysoki poziom adrenaliny towarzyszący grze stanowią ewidentne plusy zabawy. Gra nie jest też monotonna jak wiele innych ścigałek, gdzie po wyjechaniu na pierwszą pozycję wygrana jest właściwie kwestią czasu - tutaj stale coś się dzieje a mimo wydania kolejnych części poszczególne odsłony wcale się nie starzeją. - Final Fantasy VII. Pierwszy Final z jakim miałem styczność i bezdyskusyjnie najlepszy. Podobnie jak w przypadku Metal Gear nie wiem czy jest jakikolwiek sens opisywania tu czegokolwiek. Mimo, że grę przechodzę w chwili obecnej po raz czwarty to nadal nie nudzi mi się przeżywanie po raz kolejny historii dziwacznej grupki bohaterów. Fabuła jest naprawdę genialnie prowadzona i choć nie wszystkim może się podobać, to na pewno nie można jej zarzucić prostoty. Do dzisiaj przyjazny system rozgrywki sprawia, że nadal jest to smakowity kąsek. I nie, nie chcę żadnego remake'u - gra jest świetna w swej obecnej postaci i nie potrzebuję lepszej grafiki aby się nią delektować ;> - Harvest Moon: Back To Nature. Gdy pierwszy raz zobaczyłem Harvest Moona na SNESa u kolegi to nie ukrywam, że go wyśmiałem, szczególnie gdy pokazywał mi zabawną postać niosącą nad głową wielką marchewkę i wrzucającą ją do kosza, co też powtarzane było po kilka razy. Nie miałem pojęcia co w tym jest takiego fascynującego do momentu gdy sam się nie przełamałem i zagrałem. Część na PSX do dzisiaj jest dla mnie najlepszą odsłoną serii z jaką miałem styczność i nadal mile do niej wracam stale powtarzając monotonne czynności na farmie, podrywając dziewczyny, odkrywając kolejne sekrety. Ta gra ma urok i jakiś magiczny czynnik sprawiający, że wcale się nie nudzi. - Silent Hill. Pierwsza odsłona mimo wiekowej grafiki do dziś pozostaje dla mnie najlepszym survival horrorem jaki powstał. Fabuła nie jest tu priorytetem - elementem kluczowym jest prawdziwy strach i niepewność jaki towarzyszy mi przy każdym kolejnym przejściu. I mimo, że pamiętam co czai się za drzwiami to w nocy z słuchawkami na uszach naprawdę efekt jest niepowtarzalny. - Super Robot Taisen: Original Generations. Odsłona będąca kompilacją Original Generation 1 i 2 wydanych parę lat wcześniej na GameBoy Advance. Moja ulubiona odsłona serii, która w Polsce posiada pewnie zaledwie kilku fanów, w tym mnie ;>. Świetna strategia turowa z ogromną ilością misji, sporymi możliwościami wpływu na pilotów oraz mechy, świetną oprawą dźwiękową oraz pamiętnymi bohaterami. Naprawdę szkoda, że Atlus nie zdecydował się wydać konwersji PS2 na rynek Amerykański, gdyż kompilacja ta stanowi jeszcze większą frajdę niż już obecnie dobre odsłony z wersji GBA. Z gier na PC: - Deus Ex. Genialne połączenie gry FPP z przygodówką i RPG. Klimat jest świetny a możliwość przechodzenia gry na różne sposoby wręcz zachęca do kolejnych styczności z tytułem. Żal, że sequel nie sprostał oczekiwaniom. - Duke Nukem 3D. Pierwsza gra FPP w jaką w życiu grałem. I naprawdę byłem zdziwiony jak bardzo potrafi ona bawić nawet dzisiaj. Zamiast uczyć się do sesji zimowej to ja siedziałem i grałem w wersję PSX ;>. Design i układ lokacji są naprawdę przemyślane i klimatyczne, czego coraz ciężej szukać we współczesnych strzelankach. - Emperor: Battle for Dune. Mało znana i z pewnością niedoceniona gra strategiczna. System rozgrywki będzie znany każdemu kto miał styczność, z którąkolwiek odsłoną Command & Conquer. Świetna strategia z trzema różnorodnymi i wyważonymi stronami konfliktu oraz genialną oprawą dźwiękową (soundtracku, co się rzadko zdarza, świetnie się słucha samodzielnie). Dla mnie numer dwa z gatunku RTS. - Starcraft. A oto i numer jeden z gatunku RTS. Czy naprawdę muszę cokolwiek tu pisać? Gra nieśmiertelna, wyważona, przemyślana, ze świetnym klimatem i oprawą audio. Nic tylko grać. - UFO: Enemy Unknown. Najlepsza gra strategiczna mego dzieciństwa, która do dziś dzięki swemu rozbudowanemu systemowi sprawia niemałą frajdę podczas kolejnego podejścia. - The Elder Scrolls II: Daggerfall. Mimo otrzymania częściowo słusznej nazwy Buggerfall, druga odsłona serii jest dla mnie zdecydowanie lepsza od przereklamowanego Morrowinda. Swego czasu świetna oprawa audiowizualna, rozbudowany system, mnogość profesji do wyboru oraz ogrom świata naprawdę zachwycały. I wielka szkoda, że trzeba grę nieźle załatać aby dało się ją w ogóle przejść. Niemniej jednak kolejny tytuł z gatunku cRPG, który mimo wieku i dziś potrafi bawić. - Unreal Tournament. Żadne Quaki, żadne 2005 czy 2007. Jedyna słuszna gra do Deathmatchy to właśnie pierwszy UT. Kontynuacje to tylko odcinanie kuponów a i wcale nie są one jakoś szczególnie lepsze od pierwowzoru. Czy jest coś bardziej satysfakcjonującego niż zrobienie kumplowi headshota w powietrzu na mapie Morpheus? Nawet zabawa ze zwykłymi botami jest zaskakująco przyjemna.
-
Nowy Super Robot Taisen na PS2, tym razem z - zapewne po raz kolejny nic nie znaczącą - literką Z w tytule. Potwierdzone serie: Orguss Gravion Gravion Zwei Aquarion Gundam SEED Destiny Eureka Seven Overman King Gainer Baldios Zeta Gundam movies Mazinger Z Great Mazinger Plus jeszcze parę, które zostaną ogłoszone w przyszłym tygodniu. Skany z Famitsu:
-
Burnout Legends i Dominator. Osobiście bardziej polecam tego drugiego, mimo iż jest portem z PS2 (grało mi się lepiej na PSP). Jeanne dArc nie jest zła, ale daleko (i to bardzo) jej do Disgaea. Osobiście polecam tę drugą pozycję. Z normalnych RPG grałem we wspomnianego Brave Story ale znudził mi się tak w połowie - zbyt monotonny a fabuła... równie dobrze mogłoby jej nie być. ??? Czy Wy mówicie o jakimś innym Lumines niż ten co od dłuższego czasu na allegro schodzi po ~50-60zł w nieplatynie?
-
Dorwałem Valkyrie Profile 2: Silmeria i jestem pod niemałym wrażeniem. Pomijając same aspekty audiowizulane (grafika nie jest jakaś cudna ale design lokacji i postaci oraz dbałość o szczegóły już tak) to naprawdę spodobał mi się system walki. Nareszcie jRPG, w którym nie muszę klikać ślepo Attack po naładowaniu odpowiedniego paska. Na razie mam tylko 8h na liczniku ale grę uważam za lepszą niż się spodziewałem, że będzie. Miło przyjąłem także fakt, iż fabuła jest konkretna, nie dręcząca nas 45min cut-scenkami a mimo wszystko nieźle prowadzona. Teraz tylko mieć nadzieję, że nie odstawię jej w połowie jak większość moich dłuższych gier ;>
-
Final Fantasy VII podejście bodajże czwarte. Grę choć uwielbiam to nigdy jej nie ukończyłem z różnorakich powodów. Najpierw straciłem save'a w wersji PC jakoś pod koniec gry, potem chyba po prostu odpuściłem na emulatorze rozgrywkę także na 3CD, parę miesięcy temu grałem na PSP to mi się wieszało na 2CD podczas jednej cut-scenki. Teraz jednak zakupiłem w końcu wersję oryginalną na PSX to mam nadzieję w końcu dotrwać do końca a i pobawić się z rzadkimi materiami i hodowlą chocobosów ;>
-
Nie będę oryginalny: Final Fantasy VII oraz Metal Gear Solid.
-
No fakt, misje są nijak związane z głównym wątkiem i stanowią raczej miejsce do nabijania doświadczenia i zdobywania przedmiotów (w miejsce standardowych dungeonów). Zabawne tylko są sytuacje kryzysowe, czas nas goni, świat się kończy, wszyscy mają zginąć, ktoś chce zapanować nad światem i nie wiem co jeszcze a my się spokojnie teleportujemy na drugi koniec świata by wybić parę potworków ;>. Ale mimo wszystko, choć wspominałem już o tym, w CC misje chce się wykonywać a w takim DoC to człowiek drapał się po głowie i zastanawiał jakim masochistą trzeba być by to ruszyć w ogóle ;>. Co do DMW - zawsze jest szansa na awans materii, więc nic straconego przy tym ostatnim potworku. Mnie jedynie denerwuje później, że jednym ciosem zadaję 4000 obrażeń a muszę czekać aż minie długa animacja zabierająca jedynie 9999 obrażeń - nie mam jeszcze odpowiedniej materii znoszącej tej limit.
-
Choć DMW jest największą kwestią dyskusyjną Crisis Core to nie przesadzałbym z tym Dirge of Cerberus będącym niby lepszą produkcją ;>. Weź jednak pod uwagę, że DMW można traktować jako dodatek aniżeli podstawę. Otrzymujemy zarówno ciekawe elementy przygodowe (bez przesadnej eksploracji ale z niezłymi questami) jak i zręcznościowe. Walki choć na niższych poziomach trudności (misje) sprowadzają się z reguły do klikania X'a to na wyższych trzeba się nieźle namęczyć aby wyjść z potyczki zwycięsko. System kombinowania z materią i ekwipunkiem też przecież ubogi nie jest i daje niemałe możliwości wykreowania postaci odpowiadającej naszemu sposobowi rozgrywki. A DMW można traktować jako swego rodzaju limity. Nie przesadzajmy, że są one w 100% przypadkowe gdyż nie pojawiają się zaraz po rozpoczęciu walki, nie musimy czekać wieczności na ich pojawienie ani też nie wyskakują jeden za drugim. Jak dla mnie czuć, że funkcjonują jako swego rodzaju limit breaki i nawet jeśli losowanie się nie uda to jest duże prawdopodobieństwo, iż za chwilę system poprawi błąd. Nie będę jednak idealizował i też przyznam, iż system masterowania materii tym samym pozostawia sporo do życzenia. Limity to jedno ale w tym miejscu twórcy mogli wysilić się na coś bardziej przyjaznego i osobiście uważam to za największą wadę gry. Cała reszta jednak, co już nieraz zaznaczałem, prezentuje naprawdę wysoki poziom, szczególnie na tle tego co oferował Dirge of Cerberus (gameplay) i Advent Children (fabuła i klimat). Choć niektóre walki są monotonne to dziwnym sposobem nie nudzi mi się wykonywanie kolejnych misji. Przyjemnie się walczy, ogląda przerywniki limitów/summonów, miło się słucha bdb muzyki. Nie narzekam krótko mówiąc.
-
Tja, żeby tylko. Gra jest tak uproszczona w stosunku do swoich poprzedników z konsol stacjonarnych, że chwilami nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Podrzynanie gardła to jeszcze pół biedy - i tak z niego nie korzystałem w trójce - ale boli brak możliwości rozwalenia radia przeciwnikom czy też strzelanie w kończyny. Nawet head shoty nie zawsze wychodzą i przeciwnik potrafi stać w miejscu po otrzymaniu serii z kałacha prosto w łeb. Naprawdę, jedno z największych rozczarowań z jakimi miałem styczność. Do dziś nie wiem skąd takie wysokie noty (pewnie za nazwę). Nie jest to tytuł zły ale naprawdę więcej dopatruję się tu wad niż zalet. Grafika jest przeciętna, lokacje ubogie i kwadratowe, gameplay uproszczony i w dodatku podzielony na misje, klimat żaden (widać, że Kojima nie robił), cut-scenki mimo, iż są kwestią dyskusyjną to mnie się w ogóle nie podobały (dla mnie ta kreska to bazgroły a nie sztuka) a system rekrutowania wojaków zamiast urozmaicać to uprzykrza rozgrywkę (gdybyśmy jeszcze wiedzieli kogo zaciągamy to pół biedy). A i wymówki typu "gra uproszczona ze względu na platformę" to mnie śmieszą tylko. Save w dowolnym momencie, survival, jedna ciągła przygoda zamiast misji i brak rekrutacji i byłaby bardzo dobra gra, a tak tylko nie najgorsza.
-
Ok, powoli dochodzę do siebie po, nie powiem, dość szokującej a raczej mocno zaskakującej końcówce Gundam 00. Pisałem o tym anime już wiele razy ale biorąc pod uwagę, że pierwszy sezon już się skończył parę słów podsumowania aby w końcu choć parę osób się przełamało. Gundam 00 zaczynał się mało oryginalnie. Wiele było podobieństw do mało udanego Winga ale seria mimo to prezentowała o wiele wyższy poziom. Kilka pierwszych odcinków nie było specjalnie porywających ale z biegiem czasu wszystko szło tylko w górę. Po pierwsze zauważalny jest znacznie poważniejszy ton serii w stosunku do niektórych poprzedników. Tym razem podejmowanych jest wiele wątków politycznych, globalnych aniżeli skupianie się na drobnych szczegółach. Główni bohaterowie należący do grupy Celestial Being mają za zadanie w zaawansowanych technologicznie Gundamach wyeliminować wszelkie konflikty na Ziemi. Budzi to wiele kontrowersji ze strony trzech głównych sił globu jak i mniejszych nacji ale jakby nie patrzeć cel wzniosły. Wszystko ostatecznie nieźle się zamota, zakręci, stanie na głowie i zatańczy, a gdzieś pomiędzy poznawać będziemy losy wielu innych postaci stojących po różnych stronach konfliktu, oceniający konflikt z różnych punktów widzenia. Jak wspomniałem z początku wiele wątków może wydawać się dziwnych, bezcelowych, ale ku memu zaskoczeniu nieźle się rozwijają i nieraz mocno zaskakują. Bowiem Gundam 00 potrafi niejednokrotnie przełamać znane już w anime schematy co naprawdę umila oglądanie. Pragnę także zaznaczyć, iż mimo, że jest w anime sporo akcji, Gundama 00 należy traktować bardziej jako dramat. W sumie nie tylko 00 ale i wiele poprzednich, choć tym razem poważny klimat serii jeszcze bardziej to podkreśla. Pierwszy sezon skończył się w zeszłym tygodniu - 25 odcinków. Końcówka mnie autentycznie wgniotła w fotel, zszokowała, a szczękę zbierałem 10min z podłogi. Dawno nie byłem pod takim wrażeniem anime, szczególnie Gundama. Owszem, nie jest to seria bez wad, nawet w ostatnim odcinku mocno byłem zawiedziony jedną sceną, ale mimo to zalety anime mocno przewyższają minusy. Warto mieć też na uwadze, że jakby nie patrzeć jest to dopiero połowa całości i wiele rzeczy jeszcze musi zostać wyjaśnionych. Tutaj straszny brak cierpliwości z mojej strony, gdyż końcówka pozostawiła ogromnego smaka, a na drugi sezon trzeba czekać pół roku (start w październiku po emisji drugiego sezonu Crap Geass). Tak czy inaczej, zachęcam do obejrzenia nawet osoby mające odruch wymiotny na samą myśl o mechach. Seria jest naprawdę dobrze prowadzona (też już wspominałem, twórca ten sam co Full Metal Alchemist) a do tego posiada bardzo dobrą na dzisiejsze czasy oprawę audiowizualną (kreska jest śliczna - żadnych powtórzeń animacji. Za muzykę odpowiada Kenji Kawai). Dawno żadne anime nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Docenić powinni zarówno widzowie pragnący poważnych kwestii jak i odrobiny akcji. Udane anime, polecam.
-
Ashka, grałem w zwykłą Persona 3 i śmiem twierdzić, że jest to naprawdę dobra pozycja. Ale nie ukończyłem jej właśnie z tego względu, iż zapowiedziano wydanie FES w USA, które będzie wersją rozszerzoną (masa dodatków, nowe postacie i persony, możliwość zmiany strojów oraz cały bonusowy scenariusz). Tym samym jeśli mam otrzymać to samo co w Persona 3 tyle, że więcej to jak najbardziej uważam, że jest to must-have, przynajmniej dla mnie.
-
Jedyne co mnie drażni w Digital Devil Saga to strasznie monotonne lokacje. Ot taki dungeon crawler z losowymi walkami - po chwili zaczyna nużyć. Tym samym gra chwilowo poszła u mnie w odstawkę (tja, tyle RPGów mam do ukończenia a ja po raz n-ty męczę FFVII ;p). Gdyby gra była jeszcze czymś urozmaicona niczym Persona 3 to byłoby rewelacyjnie. A propo, w tym miesiącu wychodzi Persona 3 FES - must have ;>. Aktualnie w przerwach od Final Fantasy VII próbuję ukończyć w 100% Ace Combat: Squadron Leader oraz powoli zabieram się do robienia tego samego z Ace Combat: The Belkan War. W kolejce pewnie będzie tez Distant Thunder ale to kiedy indziej.
-
kurde przeszedlem cale Crisis Core i oprocz dwoch scen [ treningi w symulatorze ] nie pamietam zeby ktos skakal w gore na kilka metrów albo biegal po scianie. Gry jeszcze nie ukończyłem ale najlepszym przykładem będzie intro, sam początek gry (rozmowa przez telefon pod ostrzałem...), Junon czy też walka z Sephirothem. Owszem, nie ma tego wiele głównie z tego względu, że wstawek filmowych też nie ma przesadnie dużo. Nie zmienia to jednak faktu, że po Advent Children Square Enix dość przesadnie idzie w kierunku "umatrixowienia" Finali co mnie osobiście odrzuca. Nie mam nic przeciwko nieco przesadnym technikom, które były już obecne w zwykłym Finalu, ale to co widziałem w filmie i to co zaprezentowano nam w Dirge of Cerberus i okazyjnie Crisis Core to lekka przesada. Wychodzę z założenia, że wszystko z umiarem, tymczasem otrzymujemy chudzielców z wielkimi mieczami rozwalającymi paroma ruchami gigantyczne konstrukcje ale nie potrafiących sobie poradzić z zamkniętymi drzwiami. Odnośnie posta Milana to racja - niezależnie od tego co zrobią to ktoś będzie narzekał. Albo fani FFVII, że zmieniono im system albo krytycy, że zostawiono gameplay sprzed lat. Także nie wyobrażam sobie niektórych scen w grafice next-genowej - właśnie ta forma SD (Super Deformed) nadawała wielu z nim uroku.
-
Są po prostu rzeczy, które powinny być pozostawione w spokoju. MGS The Twin Snakes jest idealnym przykładem, że nie zawsze remake'i dobrych tytułów są równie udane. Niby gra ta sama ale w rzeczywistości wpływy Matrixa, gorsze udźwiękowienie i przegięte cut-scenki mocno wpłynęły na poziom produkcji. Tym samym nie chcę ujrzeć jednej z moich ulubionych gier w podobnym świetle, gdzie Cloud będzie skakał po rakietach, biegał po sufitach i ogólnie robił wszystko co dzisiaj jest popularne wśród mniej wymagającej części widowni. Po Advent Children i Dirge of Cerberus z ogromnym dystansem podchodziłem do Crisis Core, i choć tym razem gra prezentuje wysoki poziom, to jednak wyjątek może potwierdzać regułę.
-
I powiedzcie mi proszę po co polepszać coś co już jest bardzo dobre? A właściwie określenie "polepszać" to kwestia dyskusyjna bo jeśli SE miałoby dodać do gry stertę tych żałosnych i przesadzonych cut-scenek z bieganiem po ścianach i skakaniem na 10km to ja dziękuję - klimat gry jest dla mnie wtedy kompletnie zniszczony. A obawiam się, że byłoby to nieuniknione - nawet w Crisis Core coś takiego mamy. Poważnie, po co ci ludzie używają schodów i wind skoro mogą z taką łatwością sobie poskakać? Osobiście mam szczerą nadzieję, że remake FFVII nigdy nie ujrzy światła dziennego. Niech zostawią ten tytuł w spokoju, grafika do szczęścia mi potrzebna nie jest. Dwa dni temu po raz kolejny zacząłem grać w siódemkę na PSX i bawię się tak dobrze jak lata temu - uboga grafika ma swój urok i prawdę mówiąc nie chciałbym tego oglądać w stylu przesadzonego Advent Children.
-
Zgodzę się z Panem Pieczarką. Już kiedyś o tym wspominałem ale w innym kontekście - nie tylko słowa są używane bardzo często to jeszcze ich wymowa pozostawia wiele do życzenia. Naprawdę, sięgnijcie do słownika po transkrypcję fonetyczną zanim zechcecie wymówić np. "Portable" (Portejbyl... padłem). Jak dla mnie jeśli już chcecie używać słów angielskich to niech to będzie zrobione poprawnie. Ogólnie jednak bardzo dobra robota z programem. Czasem tylko wstawki przed recenzjami są wg mnie zbyt długie. Drażni to szczególnie przy tych, które nie są robione w sposób komediowy. I tak mnie jedno zastanawia już od paru odcinków: czy mieliście może jakieś problemy z policją w związku z wygłupami Myszaqa na mieście? ;>