-
Postów
9 370 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
10
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Suavek
-
No spowolnienie w pewnym sensie jest, mimo wszystko. Zależy wiele od marki. Jako ktoś, kto ma mocno specyficzny gust jeśli chodzi o gry japońskie, to jednak brakuje mi nowych odsłon np. serii Super Robot Wars, jakichś Gundamów, Hatsune Miku, Ace Combat itp. A przecież nie mówimy tu o grach wysokobudżetowych, czy bardzo wymagających od strony oprawy. Nie wiem, co się za tym kryje, bo to nie są wbrew pozorom niszowe serie, gdyż przez lata cieszyły się dużą popularnością.
-
Ja bym chętnie oddał zrobienie Fallouta komuś innemu niż Bethesda. A gdyby jeszcze zrobili z tego izometrycznego turowego cRPGa, to już w ogóle. No ale nie, teraz trzeba sięgać po Wasteland i inne gierki "inspirowane" Falloutem, żeby zaznać czegoś innego w klimatach postapo. Tymczasem Bethesda za 5-10 lat może wypuści Fallouta 5 wciąż na tym samym silniku co reszta ich gier od czasów Obliviona. Przy założeniu, że ktoś by nie oczekiwał od takich mniejszych gier bycia pełnoprawną, numerowaną odsłoną danej serii, to ja bym chętnie takie rozwiązanie przyjął. Takie mniejsze gierki, spinoffy, też swój urok miały. Trochę brakuje mi czasów handheldów, właśnie GBA, PSP, czy NDS, kiedy często każda duża marka miała jakąś ekskluzywną pierdółkę na handhelda. Częściej były to średniaki, niż faktycznie dobre gry, ale jednak perełki też się trafiały. Jak by nie patrzeć na samo PSP wyszły trzy części GTA czy dwa Silent Hille i cztery Metal Geary.
-
No ale z drugiej strony mówicie, jakby nie było w co grać. A w jakimś tam stopniu jednak za te krótsze, albo wypuszczane z większą częstotliwością gierki odpowiadają mniejsze studia, nierzadko Indie. Jak zwał, tak zwał, zresztą, żeby ktoś się nie przyczepił, że gra mająca wydawcę już nie jest indykiem. Problem polega na tym, że mniejsze gry nie są dość popularne. I nawet nie chodzi o reklamę. Dzisiejszy gracz niedzielny jest taki, że jednak woli te fajerwerki graficzne w kolejnej pseudo-AAA od dużego producenta. Dajcie mu "piksele na pół ekranu", jak to kiedyś konsolowcy określali takie pecetowe indie, to się będzie krzywił, szczególnie jeśli tytuł nic mu nie będzie mówił. A przecież pośród indyków można znaleźć dużo perełek, wcale nie gorszych od gier wydawanych w tych utęsknionych przez nas czasach. Oczywiście często nie ma wtedy mowy o większej częstotliwości wydawania kolejnych odsłon znanych marek, ale z drugiej strony mnie brakuje np. udzielania licencji na określoną serię czy markę mniejszym studiom. Bo jednak fajnie by było wciąż mieć duże gry od głównych producentów, a do tego pomniejsze gierki o gorszej grafice i niższej cenie stworzone przez studio zewnętrzne. Np. Warhammer jest taką licencją, która wydaje się być łatwa w pozyskaniu, bo gier na bazie marki wyszło w ostatnich latach multum. Sam bym nie pogardził większą ilością mniejszych gier na bazie anime, albo nawet spinoff GTA w stylu Chinatown Wars, jako luźny przykład z głowy. No ale nie, dziś wszystko musi być drogą grą AAA z otwartym światem, hero shooterem, battle royalem, albo F2P z mikropłatnościami...
-
Z tego co wiem, to S4 nigdy u nas nie było. Pamiętam, że musiałem zaglądać do zatoki. S3 jeszcze był na Amazon, ale został w pewnym momencie usunięty. Nie wiem, co za tym stoi. Wygląda na to, że S5 również nie da się obejrzeć, bo już teraz pokazuje, że niedostępne w naszym regionie. No cóż...
-
Skorzystałem z promocji na PS Store i kupiłem mojego ulubionego konsolowego FPSa - TimeSplitters Future Perfect. Odpaliłem Deatmatch, mapę Spaceport i od razu poczułem się prawie 20 lat młodszy. Co prawda to "tylko" emulowany port PS2, ale i tak gra mi się wyśmienicie. Story, Arcade, Challenge - mam zamiar wszystko ponownie sobie ograć małymi partiami. Bo gra się idealnie nadaje na krótkie posiedzenia. Tak sobie myślę, czy nie dokupić rownież TS1 i TS2. Normalnie bym olał, bo FP jest nieporównywalnie lepszy, ale te wersje mają opcję Rewind oraz Save State, co może nieco umilić/złagodzić archaiczną rozgrywkę. Zobaczę, bo TS2 przeszedłem niedawno na PC, ale TS1 nigdy nie miałem okazji zagrać.
-
Lower Decks S5 startuje już 24 października, ale pewnie trzeba będzie piracić, bo na Amazon nadal niedostępne.
-
Niewiele grałem w Legacy of Goku. Podobno jedynka była słaba, dopiero kolejne dużo lepsze. Niemniej jednak jeśli chodzi o Kakarot, to mimo wszystko gra robi dużo rzeczy dobrze. Skupiłem się na wadach, ale np. gdy już się przyzwyczaimy do sterowania, to samo poruszanie się po świecie naprawdę wiernie odwzorowuje to, co widzieliśmy w anime, od wizualiów, po oprawę dźwiękową. W zależności od etapu fabularnego różne postacie w świecie zmieniają swoją lokację i dialogi co przynajmniej stwarza pozory, że coś jednak tam się dzieje i czymś się one jednak zajmują, a nie tylko stoją w miejscu. Dlatego jestem trochę rozdarty, bo tak jak mówiłem, mechanicznie aktywności poboczne są słabe, ale od strony treści dość sympatyczne. Mimo wszystko fajnie było zrobić kilka zadań dla Eightera, zarówno jako Trunks, jak i Goku, czy też poświęcić trochę więcej czasu na codziennych aktywnościach rodziny Son. Sam początek gry był mocno sympatyczny, przedstawiający relacje ojciec-syn, nawet jeśli mechanicznie był to kolejny znacznik "podążaj powolnym krokiem za Gohanem". Prawdę mówiąc chwilami bardziej męczył mnie właśnie główny wątek fabularny, który już znałem, i który wolałem, żeby już się skończył, aniżeli kiedy gra dawała mi większą swobodę. Teraz będąc w endgame mapa świata znów jest zawalona zadaniami pobocznymi. Niby nie muszę ich już robić, gra jest skończona, osiągnięcia zdobyte, ale mimo wszystko chcę. Jestem ciekaw. Więc jaka by gra nie była, to jednak to muszę uznać za jej plus. Ale tak jak wspomniałem, mam ogromny sentyment do DB, nawet po tylu latach, więc z pewnością nie pozostaje to bez znaczenia. Dodam jeszcze, że w ostatnich latach kilka razy obejrzałem parodię Dragon Ball Z Abridged i stety-niestety udzielało mi się to przy wielu cut-scenkach.
-
Dragon Ball Z: Kakarot (PC) Gra chodziła za mną od dłuższego czasu i stosunkowo niedawno zdecydowałem się w końcu po nią sięgnąć. Intrygował mnie sam koncept przedstawienia fabuły Dragon Ball Z w formie RPG. Dużo materiałów, jakie widziałem, wydawało mi się kuszących, ale recenzje oraz opinie o grze były raczej mieszane, nawet pośród fanów. No i przyznam, że teraz rozumiem, skąd taka, a nie inna opinia. Bo choć ogólnie bawiłem się bardzo dobrze, to jednak gra jest mocno nierówna. Chwilami przerost formy nad treścią, zaś całość nie powinna nawet nazywać się "Kakarot", lecz "Son Gohan", gdyż właśnie nim sterujemy przez zdecydowaną większość gry. Gra faktycznie streszcza całą fabułę DBZ, a do tego przedstawia mnóstwo historii pobocznych z udziałem bohaterów zarówno DBZ, jak i oryginalnego DB. Słowo klucz, to "streszcza", gdyż choć kluczowe wydarzenia są ukazane w efektowny sposób, tak wiele innych leci tempem błyskawicznym, nierzadko w formie krótkiego tekstu, bądź pojedynczego obrazka, albo wręcz zostało całkowicie pominiętych. Chwilami fakt ten razi tym bardziej, gdyż dużą część zabawy spędzimy na eksploracji rozległego, otwartego świata oraz wykonywaniu schematycznych zadań pobocznych, które często bywają dłuższe, niż główna historia. Tempo akcji jest tym samym dziwne. Szczególnie, gdy w trakcie dużej potyczki gra pozwala nam opuścić pole walki i polecieć zrobić jakiegoś bzdurnego side-questa na drugim końcu świata... Świat faktycznie jest otwarty, całkiem rozległy i w pewnym sensie genialnie ukazany, bogaty w różne świecidełka, zwierzynę i surowce do znalezienia, czy wydobycia. Kusi powiedzieć, że gra zachęca do eksploracji. Niestety, szybko zdajemy sobie sprawę, że nie ma tu zbyt wiele do odkrycia, wszystko zaznaczone jest na mapie, zaś całe wspomniane zbieractwo jest bardziej wymuszone, niż przyjemne. Trochę trudno mi to ubrać w słowa, ale chodzi o to, że choć na pierwszy rzut oka otoczenie wydaje się żywe, zmienne i ciekawe, tak w praktyce oferowane czynności dodatkowe są banalne i schematyczne. Generalnie jest to chyba największy problem Kakarot - brak konsekwencji, nieprzemyślane rozwiązania, mnóstwo zbędnych, bądź niedopracowanych systemów i mechanik. Wszystko tylko po to, aby sprawić pozory, że gra jest bardziej rozległa jako RPG, niż jest w rzeczywistości. Bo gdy już ogarniemy wszystko i wpadniemy w schemat kolejnych działań, to gra nagle staje się mocno liniowa i monotonna, a to co robimy pomiędzy kolejnymi walkami, to raczej zabijacz czasu. No bo niby fajnie, że można podbić statystyki np. pitrasząc rozmaite potrawy, ale w tym celu należy pozyskać odpowiednie składniki, zaś szanse na powodzenie zwiększyć bawiąc się w jakiś umowny Community Board. I tak właśnie w grze Dragon Ball latamy po świecie i zbieramy marchewki, łowimy ryby, albo polujemy na dinozaury... Największą zagadką dla mnie jest możliwość zbudowania samochodu, albo mecha, którymi możemy sterować. Pytanie tylko... po co? Bo oprócz pojedynczych misji poruszanie się pojazdami, nawet ulepszonymi, jest totalnie niepraktyczne. Pomimo tego wszystkiego jednak nie mogę powiedzieć, żebym się przy Kakarot źle bawił, ani nawet zmuszał do zabawy. Jak widać na zrzucie powyżej, ukończenie fabuły i zdobycie kompletu osiągnięć nie zajęło mi nawet 50h. A przecież mówimy o grze RPG na bazie dość obszernego i bogatego w postacie i wydarzenia anime. Przyjemne były również niektóre zadania poboczne, szczególnie te rozwijające nieco bohaterów pobocznych, albo bohaterów oryginalnej serii DB, takich jak Lunch, "Ósemek" i wiele innych. Same zadania w praktyce co prawda sprowadzały się głównie/tylko do walk, lub zebrania określonych przedmiotów, ale dla miłośnika twórczości Toriyamy było to coś wartego doświadczenia. Jedyne, co mi się nie podobało, to zadania polegające na przywróceniu do życia pokonanych przeciwników, którzy po ponownej przegranej nagle stają się "dobrzy". Mocno to naciągane i średnio mi pasowało w kontekście reszty historii. Kakarot ma dynamiczny system walki, mocno zbliżony do bijatyki, czy arena fightera. System nie jest skomplikowany i mocno faworyzuje postacie o wyższym levelu. Różnica raptem kilku poziomów w jedną czy drugą stronę sprawia, że możemy mieć problem ze stosunkowo prostym przeciwnikiem, albo że rozwalamy go raptem kilkoma ciosami, mashując jeden przycisk. Bossowie mają swoje unikatowe zestawy ruchów czy ciosów, a walki nierzadko przerywane są efektownymi scenkami ataków. Dlatego nawet, jeśli nie ma tu większej głębi, to całość jest wystarczająco satysfakcjonująca, że zamiast krytykować "power creep", to doceniam bardziej "power fantasy". Graficznie Kakarot dupy nie urywa. Jest przyzwoicie, cel-shading całkiem niezły, ale niestety wszystkie większe cut-scenki to pre-renderowane filmiki w słabej jakości. Gryzie się to z detalami właściwej gry. Świat, jak już wspomniałem, jest naprawdę ładny i przemyślany i dość wertykalny. Miasta tętnią życiem, na polach pasą się zwierzęta, w przestworzach latają gigantyczne dinozaury. Ta część świata DB została naprawdę świetnie odzwierciedlona. A że poruszamy się błyskawicznie latając, to nie tracimy zbyt dużo czasu w jednym miejscu. Tj. można tym samym docenić kolejne lokacje jako całość, bo na jakąś sporadyczną pustą połać terenu nawet nie ma co narzekać, gdyż w ułamku sekundy możemy polecieć kilometry dalej i ujrzeć coś dużo ciekawszego. Jedyne co mi z czasem zaczęło przeszkadzać, to rozmieszczone dosłownie WSZĘDZIE świecidełka do odblokowywania nowych zdolności. W początkowej fazie gry zbierało się je w miarę eksploracji, ale później pojedyncza walka dawała nam ich więcej, niż oblecenie całego regionu. Dlatego szkoda, że nie dało się ich jakoś wyłączyć. Niemałe rozczarowanie, to ścieżka dźwiękowa. Z licencjonowanej muzyki jest tu tylko Cha-La. Cała reszta to remiksy OSTa z anime, bez wokalu, oraz trochę oryginalnej muzyki, ale niestety średnio wpadającej w ucho. Niby jest DLC z dodatkowymi kawałkami, ale drogie i trzeba je sobie ustawić ręcznie. Tym sposobem kilka ikonicznych scen z anime wypada trochę mizernie w porównaniu do oryginału, właśnie przez zmienioną muzę. Ogólnie rzecz biorąc Kakarot to "spoko" gra dla fanów Dragon Ball i chyba tylko dla nich. Fajna opcja do odświeżenia sobie całego DBZ i pozwiedzania świata stworzonego przez Akirę Toriyamę. Ja sam jeszcze styczności z grą nie kończę, bo nadal mam jeszcze szereg zadań opcjonalnych do zrobienia po ukończeniu gry, jak i kilka DLC do sprawdzenia. Słyszałem, że część z nich jest bardzo dobra, szczególnie te z Future Trunksem. Być może pokuszę się o dodatkową opinię na ich temat, jak już je pokończę.
-
Rozumiem, bo sam mam problem z miejscem na ekspozycję. Ale jednak zawsze się fajniej takie fotki ogląda, niż suche liczby. Ja i tak mam stosunkowo skromną kolekcję, której wyselekcjonowane pozycje wrzucam na jedną półkę od lat. Cała reszta póki co wala się po szafkach i pudłach, aż się zmotywuję na konkretny remont mojej nory i zakup nowych mebli, gdzie mógłbym eksponować całą nerdozę w postaci gier, książek, komiksów, czy modeli. Może w przyszłym roku, ale nie jest to dla mnie priorytet. Szczególnie teraz, gdyż muszę ogarnąć jeszcze drugie mieszkanie pod wynajem i ściągnąć trochę rzeczy do siebie, gdzie mam coraz mniej miejsca, a do tego dwa koty dewastatory... Spontanicznie też zrobiłem kilka fotek. Dużo "mniejszych" gier oraz zdecydowana większość pudełek PC jest poupychana w szafkach i pudłach, więc też nie mam jak ich nawet pokazać. Na półeczce zaś nowości, to na czym lubię zawiesić oko, lub wobec czego mam jakiś sentyment. Closeup w spoilerze: Pochwalić kiedyś się będę chciał aktualnym zbiorem tematycznym niektórych serii. Dużo mam uzbieranych gier Gundam, Super Robot Wars, Metal Gear Solid, Ace Combat, Star Trek, czy Megami Tesnei/Persona. Chciałbym co niektóre jakoś móc wyszczególnić, albo wyeksponować w osobnym miejscu, ale to fanaberia na przyszłość, jeśli w ogóle.
-
Wkleję tutaj, co napisałem w dziale Anime nt. Gundam: Requiem for Vengeance z Netflixa, bo myślę pozycja warta obejrzenia, nawet jeśli ktoś serii nie śledzi. Nie śledziłem żadnych innych opinii ani recenzji, więc nie wiem, jaki jest ogólny konsensus pośród widzów, ale mnie te 6 odcinków podobało się bardziej, niż bym przypuszczał. Całość ogląda się jak film wojenny. Reżyseria jest dobra, a postacie całkiem fajnie przedstawione i stosunkowo "ludzkie". Wszystko trzyma w napięciu, szczególnie, że akcja jest dość efektowna. Treść nieco "doroślejsza" od anime, ale nic nachalnego. Sporadyczne "fuck" i dość brutalne zgony. Może to dość odważne porównanie, ale czułem tu lekką inspirację Gundam 0080, jeśli chodzi o ogólne "przesłanie". Tzn. wiadomo, "wojna jest zła, po co walczymy hurr durr", ale w żadnym momencie nie czułem, że dana scena jest przesadnie patetyczna, czy naciągana. Do dubbingu z czasem się przekonałem. Ujdzie. Jest też ścieżka japońska, ale nie pasuje do ruchu ust i designu postaci. Natomiast samo CGI na silniku UE5 jest nierówne. Miejscami naprawdę świetne, szczególnie podczas niektórych batalii, innym razem mocno słabe, głównie przy niektórych ujęciach twarzy, albo drętwej animacji (np. postać porusza się jak kukła czy robot). Niemniej jednak jest to najbliższe, co na ten moment otrzymamy, jeśli chodzi o jakiekolwiek gundamowe "live-action". Gdyby ewentualny film aktorski w przyszłości miał tak wyreżyserowaną akcję, to bym chętnie obejrzał. Produkcja Netflixowa, ale bez nachalnego LGBTQ+. Kilka designów postaci jest dziwnych, np. połowa facetów w pierwszym odcinku ma piercing w uszach, a jedna babka to full combo piercing, kolorowe włosy i tatuaże na całym ciele. Nie podobało mi się to, ale na szczęście sama postać była w porządku. Nie jest wymagana znajomość innych Gundamów. Wszystko tutaj stanowi przyzwoitą, zamkniętą całość. 6 odcinków po niecałe pół godziny ogląda się szybko i przyjemnie, dlatego zachęcam, w najgorszym przypadku dla samej akcji.
-
Skończyłem Requiem for Vengeance. Nie śledziłem żadnych innych opinii ani recenzji, więc nie wiem, jaki jest ogólny konsensus pośród widzów, ale mnie te 6 odcinków podobało się bardziej, niż bym przypuszczał. Całość ogląda się jak film wojenny. Reżyseria jest dobra, a postacie całkiem fajnie przedstawione i stosunkowo "ludzkie". Wszystko trzyma w napięciu, szczególnie, że akcja jest dość efektowna. Treść nieco "doroślejsza" od anime, ale nic nachalnego. Sporadyczne "fuck" i dość brutalne zgony. Może to dość odważne porównanie, ale czułem tu lekką inspirację Gundam 0080, jeśli chodzi o ogólne "przesłanie". Tzn. wiadomo, "wojna jest zła, po co walczymy hurr durr", ale w żadnym momencie nie czułem, że dana scena jest przesadnie patetyczna, czy naciągana. Do dubbingu z czasem się przekonałem. Ujdzie. Jest też ścieżka japońska, ale nie pasuje do ruchu ust i designu postaci. Natomiast samo CGI na silniku UE5 jest nierówne. Miejscami naprawdę świetne, szczególnie podczas niektórych batalii, innym razem mocno słabe, głównie przy niektórych ujęciach twarzy, albo drętwej animacji (np. postać porusza się jak kukła czy robot). Niemniej jednak jest to najbliższe, co na ten moment otrzymamy, jeśli chodzi o jakiekolwiek gundamowe "live-action". Gdyby ewentualny film aktorski w przyszłości miał tak wyreżyserowaną akcję, to bym chętnie obejrzał. Produkcja Netflixowa, ale bez nachalnego LGBTQ+. Kilka designów postaci jest dziwnych, np. połowa facetów w pierwszym odcinku ma piercing w uszach, a jedna babka to full combo piercing, kolorowe włosy i tatuaże na całym ciele. Nie podobało mi się to, ale na szczęście sama postać była w porządku. Nie jest wymagana znajomość innych Gundamów. Wszystko tutaj stanowi przyzwoitą, zamkniętą całość. 6 odcinków po niecałe pół godziny ogląda się szybko i przyjemnie, dlatego zachęcam, w najgorszym przypadku dla samej akcji.
-
Trzymasz to w pudłach, czy szufladach, czy jak? Nie musisz rozkładać wszystkiego do zdjęcia na podłodze przecież. Zwykła półka z grzbietami by wystarczyła. Suche liczby "nikogo".
-
Kolejnych DLC im się zachciało. Raczej z pewnością nie darmowych, nawet dla posiadaczy tych najbardziej "kompletnych" edycji. Akurat przechodzę grę po raz pierwszy i kończę powoli Buu Sagę. No przyznam, że choć koncept był zajebisty, tak teraz rozumiem te "średnie" oceny i opinie. Gra z ogromnym potencjałem, ale niestety nie wszystko zostało przemyślane jak należy. Niby dobrze się gra, a zarazem ma się chwilami już dość. Bardziej od głównego wątku ciekawią mnie DLC, szczególnie te z Future Trunksem. To podobno jest bardzo dobre.
-
Requiem for Vengeance jest już na Netflixie. 6 odcinków. Myślałem, że nieco lepiej będzie to wyglądało. Niektóre sceny wypadają gorzej, niż cut-scenki w grach. O dubbingu już nie będę truł, ale wciąż średnio mi się podoba. No ale oceni się po obejrzeniu całości.
-
Na zaś: W Angeala nie inwestuję więcej niż będę musiał. Nie podoba mi się jego fryz.
-
W sumie, zupełnie zapomniałem o pierwszych Personach. Rzekomo też coś się tam w ich temacie kręci. Dwójkę (czy raczej "dwójki") bym nawet zagrał, bo choć mam na PSP, to jakoś nigdy nie przysiadłem na dłużej. Na jedynkę jednak chyba nie miałbym już cierpliwości. Już na PSP przeszedłem, ale mocno się zmuszałem. Zmieniony miejscami soundtrack kompletnie do mnie nie przemawiał i też negatywnie wpłynął na odbiór. Zdaję sobie sprawę, że gra ma swoich fanów, ale dla mnie to był jeden z gorszych "megatenów" w jakie grałem.
-
Dlatego właśnie myślę, że teraz przed P6 możemy spodziewać się jakichś remasterów oraz jednej, bądź dwóch mniejszych premier. Takie Soul Hackers 2 czy P5 Tactica też były zapowiedziane dość nagle z premierą w tym samym roku. Na remake P4 póki co chyba za wcześnie. Devil Summonery to już raczej pewniaki, tylko kwestia czasu i ceny. Ale nie zdziwię się, jeśli takich "staroci" wypuszczą więcej z czasem. Przynajmniej mam taką nadzieję (DDS...).
-
Tylko w tym roku dostaliśmy P3R, SMT5 i Metaphor, więc właściwie z nadchodzących gier Atlusa zostaje Persona 6, ale to pewnie jeszcze parę lat przynajmniej. Liczę, że teraz w ramach "zapchajdziury" zapowiedzą wreszcie te Devil Summonery i może jeszcze jakieś remastery. Nie zdziwiłbym się, gdyby port SMT4 był gdzieś w planach. Tymczasem ja chyba porzucę pomysł przechodzenia SMT1 na PSX. Bardziej dlatego, że po prostu szkoda mi obecnie czasu na takie gry i wolę przeznaczyć wolne chwile na co innego z obszernego backlogu. Jest to chyba jedyna gra od nie wiem jak dawna, w której musiałem wspomóc się poradnikiem, bo nawet czytając uważnie dialogi gra nie mówi konkretnie, ani tym bardziej nie wskazuje, gdzie należy się w danej chwili udać. Wszystko jest bardzo umowne, chwilami wręcz toporne, a sama rozgrywka niestety mało porywająca, z licznymi walkami losowymi w 3/4 przypadków sprowadzających się do odpalenia Auto. Oczywiście klimat i atmosfera super, szczególnie jak na swoje czasy, ale niestety, to nie wystarczy. Bardzo fajnie się grało na Anbernicu, ale po n-tej godzinie błądzenia i czekania na zakończenie random encounterów entuzjazm mocno opada.
-
Dziś i jutro w Lidlu 8 w cenie 4 na apkę, butelkowe tym razem. Sam dziś byłem zaskoczony asortymentem w moim sklepie. Był moment, że kraftów prawie nic nie było na półkach, a dziś miałem problem się zdecydować. Oczywiście najwięcej wziąłem sprawdzonego Barley Wine.
-
A propos, z góry prośba oczywiście o ograniczenie ewentualnych spoilerów fabularnych i jakichś kluczowych momentów.
-
Gry, które w niedalekim czasie spadną z cyfrowego rowerka - wątek informacyjny
Suavek odpowiedział(a) na krzysiek923 temat w Graczpospolita
Wydawało mi się, że wszystkie te klasyki są do kupienia osobno od dawna, poza abonamentem. Ja wolę również kupić coś na "własność", choćby w cyfrze ("wypożyczyć"), niż pierdolić się z kolejnym zbędnym mi abonamentem. Ostatnio u Sony wpadło sporo fajnych gier w ramach PS+, ale naprawdę wolę każdą z nich kupić za te 45zł, niż opłacać kolejną usługę i dostosowywać mój plan czy czas grania do tego. Wystarczy mi, że już przerabiam to z serwisami streamingowymi. -
Kiedyś takie gry to była nasza przygoda, jako gracza. Odkrywanie samemu tego, co świat gry oferował, wczuwanie się w bohatera (jak nazwa gatunku sugeruje...), a w przypadku NPC, questów, bądź presji czasu kierowanie się instynktem, sumieniem, czy po prostu własną wolą. Grając w starsze Persony też nie robiliśmy podczas pojedynczego przejścia wszystkiego. Coś nas siłą rzeczy omijało, a to, jakie np. S-Linki poznaliśmy zależało do tego co nas zaciekawiło i czemu nadaliśmy priorytet. I pamiętam dobrze, że jeszcze dzieliło się wrażeniami, czy spostrzeżeniami na forum, co kto odkrył, co kto zrobił. Zresztą, w wielu grach też mamy przecież np. questy z kilkoma potencjalnymi ścieżkami i rozwiązaniami i jakoś nikt nie płacze, że "nie zobaczy wszystkiego przy pojedynczym przejściu". Równie dobrze sama kilkudziesięciogodzinna gra może mieć kilka zakończeń. Też często się łapię na tym, że zaglądam do poradników czy innych materiałów, żeby zoptymalizować rozgrywkę w długiej grze, ale w żadnym wypadku nie podporządkowuję temu całej zabawy. Bo jaka to niby jest frajda? Mam zamiar podejść do Metaphor bez spiny i grać po swojemu. Jak coś mnie ominie, to obejrzy się na YT, albo za parę lat zrobi powtórne przejście przy okazji nieuniknionej edycji rozszerzonej z rozszerzoną zawartością i/lub nowym zakończeniem...
-
Faktycznie ma to sens, ale zarazem też szkoda, bo jednak dużo osób zdobywa gry z bundli, czy innych źródeł, także legalnych. Wychodzi na to, że jeśli nie trafisz "na główną", to twoja recenzja tak naprawdę jest nic nie warta, bo nawet nie dodaje +1 do puli. Żeby jeszcze coś dopracowali z tymi "recenzjami" na jedno zdanie, albo stanowiące jakiś obrazek ascii, jakich pełno się wyświetla jako "najbardziej pomocne"...