-
Postów
9 366 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
10
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Suavek
-
Jak coś, to ten leak z megatenami, to chyba fejk był. Źródło 4chan, więc w sumie można było się tego spodziewać. Ktoś zrobił upscalowanego screena w emulatorze 3DS i minimalnie przerobił fotkę. Co nie znaczy, że SMT5 nie zmierza na blachę, oczywiście. Gorzej z czwórką. To już ten leak z P3 Remake jest bardziej wiarygodny.
-
Przeglądam swoje screenshoty sprzed lat. Niektóre bez kontekstu wypadają zabawnie. Gry różne. Za to chyba odświeżę sobie Deadpoola, bo tylko raz przeszedłem na starym kompie, a pamiętam ś.p. High Moon się mimo wszystko popisało.
-
Pozwolę sobie założyć bzdurny temat do popierdolenia od rzeczy i wylania nieco przy tym swoich żalów. Lubię bijatyki jako gatunek. Grywam w nie od małego, zarówno 2D, jak i 3D. Najwięcej opanowałem chyba Tekkena, w którego w najlepszym przypadku byłem "ponadprzeciętny". Niemniej jednak otwarcie przyznaję, że nie umiem grać w bijatyki. Uświadamiam to sobie za każdym razem, gdy sięgam po jakiś nowy tytuł tego gatunku, albo wracam do klasyka. Niby nie trzeba być dobrym w bijatyki, żeby czerpać z nich frajdę. Szczególnie, jeśli komuś nie zależy na rywalizacji w multi. Ale mimo tego zawsze - mniej lub bardziej - towarzyszy mi uczucie, że nie gram tak, jak "się powinno", czy "jak należy". "Git gud" raczej nie wchodzi w rachubę, szczególnie w tym wieku. Nie jestem w stanie opanować prawidłowo wielu bijatyk ponad mashowanie przycisków, czy ograniczanie się do prostych zagrywek. Wszelkie skomplikowane akcje i reakcje zwyczajnie są ponad mnie, mój powolny mózg i równie mało sprawne palce. Nierzadko mam przez to problem, żeby w ogóle w konkretny tytuł się wczuć, bo odpalam tutorial i za głowę się łapię już nawet przy próbie wyjaśnienia jakiejś mechaniki, bądź nawet w tych prostszych combo trialach. Te ostatnie czasem uda mi się zrobić metodą prób i błędów, ale za cholerę nigdy nie wykonam 80% z nich w trakcie prawdziwej walki. wait, what...? Oczywiście wiele zależy od gier. W moim przypadku zawsze 3D było łatwiejsze do opanowania, niż 2D. Zapewne wynikało to nie tyle z tempa akcji, co większej płynności animacji. Jakoś mózgowi łatwiej wychwycić ładnie animowane ruchy własne i przeciwnia, aniżeli w przypadku błyskawicznie zmieniających się w ułamku sekundy sprite'ów. Obecne bijatyki 2,5 niby są na silniku 3D, ale w praktyce również mam z nimi problem. Serii King of Fighters w 2D nigdy nie potrafiłem opanować, choć grałem w odsłony od 94 w górę, a tymczasem Maximum Impact na PS2 ograłem na wszelkie sposoby. Dragon Ball FighterZ świetna i efektowna gierka, a ja nie mogę przemóc się opanować ją jakoś bardziej, bo w połączeniu z tymi wszystkimi świecidełkami, rozbłyskami i niemal natychmiastowymi atakami na dystans większość czasu tylko patrzę bezradnie, jak ubywa mi paska życia... A to tylko przykłady. Włączyłem parę dni temu Persona 4 Arena Ultimax i tu również zniechęciłem się niemal na wstępie. Ilość ruchów specjalnych dla każdej postaci jest śmiesznie mała, ale reszta mechaniki, możliwości i kombinacji na dzień dobry przytłoczyła mnie na tyle, że serio się zastanawiałem, czy jest sens w ogóle w to grać. Dashe, rushe, cancele, charge, chgw co jeszcze, nawet nie wiem. Przyznaję się otwarcie i nazywam sprawy jak należy - nie ogarniam... i tyle... A zarazem na rynku jest tak wiele różnych bijatyk, że nawet nie mam specjalnej ochoty oddawać się tylko i wyłącznie jednej czy paru i "git gud" z czasem. I takie błędne koło, bo jak nie potrenuję, to nigdy nie będę dobry. Nie będę dobry, to frajdy aż takiej nie odczuję, jaką mógłbym w przeciwnym wypadku. A to już nawet pomijając refleks i sprawność manualną. #firstworldproblems Jak to u innych wygląda? Czy siedzą tu sami wymiatacze, czy również casuale się znajdą? I jak, w przypadku tych drugich, radzicie sobie właśnie z takimi trudnościami, czy barierami? Czy nie przejmujecie się tym i po prostu gracie, nie zważając na stosunek Win:Loss? Może kontroler ma znaczenie? Choć guru Max mówił, że jak się nie grało na Sticku nigdy, to zakup wcale nie sprawi, że nagle będzie lepiej, a może i wręcz przeciwnie. No nie oczekuję cudownych refleksji, ale niech będzie luźny temat do pogadania/poużalania się.
-
No trzymanie czegoś takiego w kieszeni, to już trochę beka. Nie oceniam, jeśli ktoś lubi, gdy go coś uwiera przy kroczu lub dupie, ale twierdzenie, że jest to praktyczne, to już trochę oszukiwanie siebie samego. To już serio lepiej kupić Decka i nie pierdolić farmazonów o protonach. Mój RG280V już praktycznie zdechł po półtora roku bardzo sporadycznego użytkowania, dlatego z dystansem podchodzę do ewentualnego zakupu kolejnego tworu Anbernic. Tzn. bateria już ledwo trzyma raptem parę dni po naładowaniu bez grania. Mógłbym wymienić co prawda, gdybym znalazł odpowiedni zamiennik, ale nie wiem, czy chce mi się w to bawić. I tak nie grałem aż tyle, co planowałem, a po zakupie Decka i wgraniu CFW na 2DSa część gierek lepiej mi ograć na tych sprzętach. Dlatego sprzęcik zostaje do pogrania 5min na kiblu w jakieś pierdoły, a kiedyś może Miyo Mini albo inna miniaturka będzie w przystępnej cenie, to się kupi.
-
-
Mam już trójkę, więc zagram "kiedyśtam", jak znowu mnie najdzie ochota na tego typu starocia. I też liczę, na choć odrobinę koloru, a przynajmniej okładkowej bieli. Multi nie oceniam, tylko kampanię, ale generalnie wszystko sprowadza się do tego, że to gra, w którą świetnie by się grało, gdyby nie mankamenty sprzętowe, tudzież jakieś archaizmy. Nie wspomniałem o sterowaniu, ale faktycznie było dość toporne i miałem z nim problem jak rzadko kiedy w FPSach na padzie. Ustawiłem czułość na wyższą, to miałem problem z precyzją, zaś na domyślnej postać porusza i obraca się jak czołg. Do tego chowanie się za przeszkodami najpierw wydało się ciekawe, a z czasem zaczęło przeszkadzać i być nieopłacalne, bo i tak osłona nie dawała gwarancji uniknięcia strzału. Tu gość fajnie gierkę omówił po latach i właściwie potwierdzam niemal wszystko. I też uważam, że gierce, czy nawet całej serii przydałby się remake, czy remaster. Te gry nadal wyglądają bardzo dobrze, a animacje robią wrażenie nawet po latach. Sony zamiast kombinować z remakiem jakiegoś pięcioletniego Horizona powinno wziąć się za takie klasyki, plus właśnie Resistance, czy Infamous, i je wydać na PS5+PC.
-
Killzone 2 (PS3) Muszę zagrać w jakieś Hatsune Miku, albo inne gówno na Nintendo, bo chyba zapomniałem, czym jest kolor... Za to przypomniało mi się, jak bardzo nie cierpię kąsolowych FPSów... Pierwsze wrażenie Killzone 2 zrobił dobre. Ciekawy klimat, feeling broni i bardzo fajne zachowanie przeciwników. Niestety, tak mniej więcej w 1/3 kampanii miałem już dość i przez większość czasu zmuszałem się do gry. Może gdyby gra wyszła na cywilizowany sprzęt, żeby można było pograć M+K, to wrażenia byłyby inne. A tak jest to nic innego jak typowy, oklepany kąsolowy shooter siódmej generacji. Framerate max 30fps z licznymi spadkami podczas akcji i cut-scenek, FOV tak niski, że porzygać się można, "fabuła" typowo hamerykańska z żołnierzykami krzyczącymi "fuck" i "urra" co dwa kroki, no i przede wszystkim silnik, który nie generuje koloru innego, niż szary, brązowy i czasem ciemno-pomarańczowy. Ok, dobra, trochę wyolbrzymiam, ale niestety, takie miałem nieustanne odczucie, że gdybym mógł w K2 pograć normalnie na PC, albo chociaż w jakiś remaster, to wrażenia byłby o niebo lepsze. Kampania tak na 6 godzin jest właściwie plusem, bo więcej bym nie zdzierżył. Jakieś tam urozmaicenia są, ale sporadyczne. Większość czasu po prostu strzelamy do kolejnych fal wrogów, którzy na szczęście charakteryzują się świecącymi czerwonymi oczami. W przeciwnym wypadku nie sposób by ich było wypatrzeć w tej całej szaroburej otoczce. Bronie z początku mi się podobały, ale z czasem irytowały kiepską celnością. Beznadziejny shotgun, sto różnych karabinów maszynowych, a te ciekawsze zabawki, bądź amunicja do nich, są tak rzadkie, że nie sposób się nimi nacieszyć. Grę kupiłem spontanicznie za 10zł i po pojedynczym przejściu ląduje głęboko do szuflady, bo na miejsce na półce to nie zasługuje. To nie tak, że to zła gra, bo w tamtych czasach wrażenie z pewnością robiła dobre, plus pewnie ludzie zagrywali się w multiplayera... Ale z założenia granie w konsolowe shooterki jest dla mnie męczące, a usilny nacisk na grafikę ponad płynność zawsze będę uważał za karygodne. Mimo tego gra wygląda faktycznie na tyle dobrze, że zwykły HD Remaster sprawdziłby się dobrze nawet i w dzisiejszych czasach. Dać 60fps, zwiększyć FOV, poprawić nieco sterowanie i byłoby super. A tak póki co mam dość i nie wiem, czy prędko sięgnę po Killzone 3, o ile w ogóle.
-
Ulubione gierki, w które nigdy więcej nie zagrasz
Suavek odpowiedział(a) na Suavek temat w Graczpospolita
Z tą grafiką, to różnie. Zależy wiele od stylu, jak i samej gry. Ja na przykład nie mam problemu przejść po raz osiemdziesiąty wspomnianego Duke Nukem 3D, ale już jakieś wczesne próby przejścia na pełne 3D, które niegdyś robiły pewne wrażenie, teraz mogą odrażać i nawet okulary nostalgii nie pomogą. Często też można usłyszeć, że dobre 2D jest nieśmiertelne, zaś z 3D różnie bywa. Zależy. Silent Hill czy Metal Gear Soild z PSX mają na tyle uroku(?), że do dziś wydawane są indyki właśnie w tym stylu graficznym. -
Taka luźna myśl mnie naszła, po której uznałem, że mógłby być z tego temat o gierkach (tak dla odmiany). Z wiekiem coraz bardziej robię się swego rodzaju nostalgiafagiem. Wspominam często stare gierce, czasem nawet wolę sobie zagrać w jakiegoś starocia, tudzież remaster, aniżeli w najnowszy megahit za 350zł. Ale zarazem widzę, że są gry, które do dziś wspominam bardzo dobrze, jednak doskonalę zdaję sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej nigdy więcej w nie nie zagram. Ja nie będę tu wymieniał japońszczyzny, która nikogo nie obchodzi, ale sama myśl zrodziła się z faktu, że "zagrałbym w jakiegoś Harvest Moon". Jedną z moich ukochanych gier młodości jest Back To Nature z PSX i oryginał dumnie stoi na półeczce. Ale nie jest to odsłona, w którą dziś bym jeszcze grał, a przynajmniej nie na PSX. Wyszła wersja na GBA, nieco rozbudowana, wyszedł genialny Stardew Valley, który pozostawia całą serię w tyle, a także nie tak dawno remake oryginału - Friends of Mineral Town, do którego się przymierzam. Jeśli w cokolwiek zagram, to właśnie w remake, albo coś zupełnie nowego. Oryginał na zawsze w pamięci, ale w konsoli raczej nie wyląduje. Właściwie to 3/4 kolekcji PS2 nie ma już większego sensu, bo spora część gier została wydana na nowe platformy. Tytuły takie, jak Odin Sphere, Okami, Personki, Megateny, Fajnale, Metal Geary - wszystko dostało przynajmniej wersję HD na PS3 lub PS4. Z kilkoma wyjątkami odpalanie tych gier raczej już odpada. Przynajmniej w moim przypadku, bo wiem, że są tacy, co lubią oryginały na oryginalnych sprzętach. A jak u innych? Powód dowolny. Gra się źle zestarzała? Nie mamy już tyle czasu, co dawniej? Wyszedł remake czyniący oryginał zbytecznym? A może wspomnienia niech po prostu pozostaną wspomnieniami.
-
To to ja poproszę, bardzo chętnie. P3D, P4D i P5D na Steam. Brałbym pre-ordera i grał po raz n-ty. Od biedy może być jakiś inny port. Na nic większego nie liczę.
-
Skończyłem fabułę. Grę kupiłem dla zabawy rytmicznej, a skończyłem wciągnięty w historyjkę i łamigłówki. Mocno polecam, w dużym skrócie. Sam chyba sobie kiedyś powtórzę po raz drugi na Playstation. Może nawet rozejrzę się za pudełkiem do kolekcji. Teraz pogrywam w zwykłe Deemo i też jest sympatycznie. Ściana tekstu, jeśli ktoś takie rzeczy czyta:
-
W promo jest obecnie kilka pakietów DLC z Touhou. Spoko utworki do klepania. Gra też jest w promocji. Nadal drogo, ale świetnie się w to gra.
-
Takie gadanie. "Jak ktoś chciał, to ograł na FC/SFC". Jest taniej, to wspominam, bo argument o pudełku odpada w tym przypadku. Sam kupię przy okazji promocji, jeśli się trafi. Chętnie ogram z osiągnięciami i wyborem PC/SD. Kiedyś. I tak życia nie starczy na te wszystkie gry. Próbowałem niedawno zagrać w FF3 w wersji 3D, ale nie dałem rady. Coś mi nie pasowało w tej wersji. Najbardziej irytujący były niepotrzebnie wydłużone i nieprzewijalne animacje i wymuszony "zoom" kamery do wyszukiwania jakichś ukrytych obiektów. Jednak czasem prostota ma swoje zalety nad przekombinowaniem systemu. Pamiętam, jak na studiach grałem wieczorami i po nocach w FF1 na PSP. Taka prosta, banalna wręcz gierka, ale schemat tak uzależniał i satysfakcjonował, że nawet dziś mam ochotę sobie gierkę powtórzyć. Ogólnie wersja PSP była bardzo fajna i ładna. Akurat nie miałbym nic przeciwko takiemu stylowi graficznemu także w innych odsłonach. Chyba tylko dwójki bym już drugi raz nie dał rady. Na PSP ledwo przemęczyłem. No chyba, że w remasterze system jest jakoś zmodyfikowany.
-
Ludzie kupują rzekome remastery/remaki gier na 5h za kilka stów. Kiedyś 'remastery' japońskich RPG też kupowali za pełną cenę na handheldy. Czym jest te 60-80zł za jedną odsłonę wielogodzinnego i wysoko ocenianego jRPG na tym tle? Aczkolwiek u Sony ceny "trochę" wyższe, niż na Steam. Średnio 15zł za odsłonę więcej. Bundle 320zł vs 265zł za komplet. Ja mimo wszystko kupię na PC, tym bardziej, że mowa o cyfrówce. Będzie można też przenośnie pograć. Jak zwykle nie pojmuję poczynań Square. Tak dobre wyniki sprzedaży, a ciekawe, jak by wypadły, gdyby nakład edycji pudełkowej był większy. Potrafią wydać jakieś badziewia w takim nakładzie, że potem sklepy muszą na śmietnik wyrzucać, albo sprzedawać za groszę, a tutaj gdzie zainteresowanie jest spore nagle nakład wyczerpany.
-
DEEMO -Reborn- (PC) Parę dni temu założyłem gierce temat na forum, jeszcze będąc w trakcie przechodzenia, bo uznałem, że należy jej się więcej uwagi. Wczoraj wieczorem, jak rzadko kiedy, siedziałem przykuty do ekranu, czując, że zbliżam się do końca przygody, chcąc poznać jej koniec. Być może się powtarzam, być może zaraz skończę jak zdrowywariat z Zeldą, ale gra mnie po prostu urzekła. Kupiłem DEEMO dla niezobowiązującej gry rytmicznej, a skończyłem zafascynowany stylistyką, oprawą audiowizualną, elementem przygodowym i ogólną strukturą rozgrywki. Ano tak, bo DEEMO to w sumie w swych korzeniach gra rytmiczna, w dodatku niezbyt skomplikowana. O tyle jednak ciekawa, że okraszona fabułą i uroczą, bajkową oprawą audiowizualną. Reborn to tak naprawdę swego rodzaju remake oryginalnego DEEMO, wydanego pierwotnie na urządzenia mobilne, później przeniesionego również na Vitę i Switcha. Tamta gra była faktycznie w zdecydowanej części rytmiczna, zaś cut-scenki tylko animowanymi przerywnikami. Reborn przekształcono w pełnoprawną, trójwymiarową grę przygodową. Jest to historyjka małej dziewczynki z amnezją, która przeniesiona do dziwnego świata z pianinem i rosnącym obok drzewem poznaje tajemniczego, niemego stworka, tytułowego Deemo. Rodzi się między nimi więź i przyjaźń, zaś Deemo za sprawą gry na pianinie przyczynia się do wzrostu drzewa, które ma pomóc dziewczynce powrócić do domu. Od tego momentu rozgrywka jest podzielona pół-na-pół. W elemencie przygodowym przemierzamy kilka bardzo ładnych i szczegółowych lokacji, rozwiązując zagadki, odnajdując sekrety, zdobywając nowe utwory muzyczne. W elemencie rytmicznym rozgrywamy odnalezione utwory w klasycznej grze rytmicznej - nutki lecą z góry do dołu po sześciu "ścieżkach", więc trzeba w rytm muzyki wdusić odpowiedni przycisk. Podkreślę, że generalnie nie jestem jakimś miłośnikiem przygodówek, ani gier logicznych, dlatego ciężko mi będzie porównać Deemo do innych gier tego gatunku. Uważam jednak, że element przygodówkowy stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Eksploracja jest przyjemna, zagadki ciekawe, zróżnicowane, przemyślane. Zdarzają się zarówno łatwiejsze, jak i trudniejsze łamigłówki. Nie są one ani banalne, ani na tyle zagmatwane, żeby konieczne było zajrzenie do poradnika, celem wyjaśnienia "co autor miał na myśli". Nie - po chwili zastanowienia niemal wszystkie zagadki można spokojnie rozwiązać samodzielnie, na logikę, bądź odnajdując subtelne podpowiedzi w naszym otoczeniu. Czasem z pomocą przyjdzie długopis i notes, albo zrzut ekranu (czy tam zdjęcie telefonu, zależy jak kto gra). Choć przyznam, że nie bywam zbyt bystry, tudzież cierpliwy, i trafiły się dwie zagadki, które zmusiły mnie do znalezienia rozwiązania w internecie. Jak doczytałem jednak, na czym zagadka faktycznie polegała i w jaki sposób mieliśmy wpaść na jej rozwiązanie, to byłem trochę zażenowany sam sobą, że na to nie wpadłem. Od tego momentu uparłem się, że wszystko będę rozwiązywał dalej sam i jak najbardziej można sobie poradzić, nawet metodą prób i błędów. Rezultaty są satysfakcjonujące, szczególnie, że niektóre zagadki są mocno pomysłowe, nierzadko utrzymane w klimatach muzycznych, co też nadaje całości dodatkowego uroku. O grze rytmicznej nie ma co się rozpisywać za bardzo, tym bardziej, że zdaje się nie jest to ulubiony gatunek większości osób na forum. Tak jak wspomniałem, jest klasycznie, a dobrym porównaniem będzie np. seria DJ Max. Poziom trudności jednak jest na tyle przystępny, że każdy znajdzie coś dla siebie. Z Easy poradzi sobie chyba każdy, a nawet jeśli nie, to gorszy wynik nie powinien przyblokować postępu w trybie fabularnym. Normal to już dla mnie osobiście pewne wyzwanie, zaś Hard kompletnie wykluczam, bo ani mój mózg, ani palce nie ogarniają tempa i ilości nutek do ogarnięcia (typowy tryb dla azjatów i maniaków). Grając kolejne utworki przyczyniamy się do wzrostu wspomnianego wcześniej drzewa, jak i odblokowujemy przy tym kolejne lokacje do eksploracji, dlatego trochę pograć w tym trybie trzeba, siłą rzeczy. W efekcie dostajemy wspomniane dwa w jednym. Czasem zdarzało mi się grę odpalić tylko, żeby pograć kilka utworków, a innym razem siedziałem godzinę i więcej tylko i wyłącznie w trybie przygodówkowym. Co jednak zasługuje na szczególną uwagę, to ogólna stylistyka i oprawa audiowizualna gry. Muzycznie jest pewna różnorodność gatunkowa, ale szczególny nacisk położony jest na fortepian oraz skrzypce. Dużo utworków należy do tych spokojniejszych, ale znajdzie się też sporo dynamiczniejszych, dla miłośników żywszej muzyki, głównie elektroniki, jak i piosenki z wokalem w różnych językach. Chyba tylko za dużo gitary nie uświadczymy, ale mogę się mylić, gdyż wszystkich utworków nadal nie sprawdziłem. Ze wszystkimi "DLC" jest ich chyba ponad 200. Przyjemna, subtelna muzyka towarzyszy nam również w trakcie eksploracji. Lokacje są śliczne, utrzymane w bajkowym i miejscami nieco surrealistycznym klimacie, a reakcje i mimika twarzy sterowanej przez nas dziewczynki urocze i chwytające za serce, podobnie jak niemała część cut-scenek. Taka dziecięca niewinność, a jednocześnie fascynacja otoczeniem, połączone z ewidentną od początku więzią z Deemo. Ja nie będąc do końca świadomy, w co się wpakowałem, byłem mocno zaangażowany i chciałem poznać koniec tej historii i losy dziewczynki. No i mogę tyle powiedzieć bez spoilerów, że zarówno towarzyszył mi często bardzo szczery uśmiech na twarzy, jak i łezka się zakręciła tu i ówdzie. Taki drobiazg, ale w tej całej oprawie zafascynowały mnie nawet "okładki" poszczególnych utworów muzycznych. Piękne, animowane, wieloelementowe obrazki stylizowane na książkę-rozkładankę. W dostępnym trybie VR pewnie robią one jeszcze większe wrażenie. Gra dostępna jest na urządzenia mobilne, PC, PS4 i Switch. Ja grałem na PC i za tą wersją przemawia możliwość gry na padzie, jak i klawiaturze, oraz odblokowany framerate (i tryb VR?). Edycja Switch jest stosunkowo tania i zawiera bazowo większość utworków, bez konieczności zakupu pierdyliarda DLC, ale nie wiem, jak z wydajnością. Można także grać na ekranie dotykowym. Wersja PS4 jest najdroższa ze wszystkich, ale dostępne jest kilka pakietów DLC, które nie są dostępne na PC i Switch (i również VR?). Oczywiście we wszystkich przypadkach mowa o wersji cyfrowej, bo pudełka niestety już chyba nigdzie się nie kupi za normalne pieniądze. Wspomnę jeszcze o oryginalnym DEEMO. Na mobile gra jest zdaje się dostępna za darmo. Nie testowałem, więc nie wiem, czy i jak wygląda sprawa z mikrotransakcjami, ale jeśli ktoś się nudzi, to może sprawdzić przed zakupem. Jest też dostępna niedrogo na Switcha. Wbrew pozorom ta wersja wciąż zasługuje na uwagę. Asortyment muzyki ma pewne różnice, także jeśli chodzi o gameplay, a oprawa graficzna w stylu 2D też ma swój charakterystyczny urok. Jeśli się nie mylę, to jest tam również dodatkowy scenariusz fabularny, który nie został przedstawiony w Reborn. W momencie pisania zarówno DEEMO jak i DEEMO -Reborn- są w promocji na Steam i Switch. Szczerze polecam, wcale niekoniecznie jedynie fanom gier rytmicznych, ale również miłośnikom przygodówek. Przejście fabuły to kilka godzin, ale oczywiście dużo więcej, jeśli rytmiczny gameplay wciągnie nas na dłużej. Zwiastun jest dość dobry, choć w pewnym momencie może nieco "cięższy", niż zdecydowana większość gry: Gameplay muzyczny: Screenshoty: Soundtrack na Spotify - sam w sobie warto sobie przesłuchać:
-
Czasem serio się zastanawiam, czy ogarnięcie czegoś takiego w grach rytmicznych, to pamięciówka, czy naprawdę tak dobry refleks. Mój mózg nie ogarnia i raczej już nie ogarnie. A szkoda, bo zagrałbym w takie DJ Max, ale poziom trudności rodzi obawy...
- Pokaż poprzednie komentarze 2 więcej
-
W sumie, ciekawa metoda na podryw.
"Hej mała, osiągam 100% Perfect na 8B Seeker Hard przy 5x Speed. Chcesz się spotkać po pracy?"
Spoiler
-
Założę grze, a raczej serii temat, żeby ją trochę wyróżnić spośród reszty "przeciętniaków". Tym bardziej, że swoje korzenie gra ma w mobilkach, więc tym bardziej łatwo przejść obok niej obojętnie. Zacząłem grać w DEEMO -Reborn- i przyznam szczerze, że choć daleki jestem od zachwytów, to dawno żadna gra mnie tak nie zauroczyła. Jest to naprawdę bardzo fajne połączenie gry rytmicznej oraz przygodówki w bajkowej, surrealistycznej otoczce. Historyjka o zagubionej małej dziewczynce z amnezją, która poznaje tytułowego stworka Deemo. Rozwiązując zagadki zdobywamy nowe utwory muzyczne, a grając je w formie gry rytmicznej przyczyniamy się do wzrostu drzewa, które ma pomóc dziewczynce wrócić do swojego świata. Oczywiście jak to się potoczy koniec końców nie wiem, bo jestem nadal w trakcie zabawy. Piszę o grze, bo akurat jest ona w promocji na Steam i Switchu, ale już teraz jestem skłonny ją polecić, zarówno jako grę muzyczną, jak i po prostu przyjemną i specyficzną przygodówkę. Prym wiodą tutaj pianino oraz skrzypce, jeśli chodzi o muzykę, ale są i bardziej dynamiczne gatunki. Gra wywodzi się z Chin, więc zdarza się, że wokal, który słyszymy jest chiński, ale japońszczyznę również uświadczymy (główna bohaterka mówi po japońsku). Jak to zwykle bywa, kwestia gustu, ale mnie całość urzekła mocno, także dlatego, że DEEMO się po prostu wyróżnia spośród reszty gier muzycznych, właśnie tą stylistyką. Grafika jest śliczna, bajkowa, w tle przygrywa nastrojowa, spokojna muzyka, i nawet takie elementy jak ikonki poszczególnych piosenek przypominające książki-rozkładanki robią wrażenie. Często łapałem się na tym, że miałem subtelny, ale szczery uśmiech na twarzy. Przygodówka jest zaskakująco przyjemna. Zagadki nie są w żadnym wypadku banalne, ale tyle co grałem nie wymagały sięgania po solucję. Po dłuższej chwili zastanowienia wszystko można rozkminić. Jest pewna różnorodność, plus pokaźna część łamigłówek jest opcjonalna, lecz ich rozwiązanie nagradzane jest nowym utworkiem muzycznym. Gameplay rytmiczny jest bardzo standardowy - nutki lecą z góry do dołu po sześciu ścieżkach i trzeba je wcisnąć w odpowiednim momencie. Coś jak DJ Max. Dla mnie osobiście jest to dosyć trudne, bo choć gatunek lubię, to tutaj poziom trudności Hard jest raczej barierą nie do przejścia. Normal jeszcze sobie jakoś poradzę, ale bez Perfektów. Easy myślę spokojnie każdy ogarnie. Ogólnie pierwotna wersja DEEMO została wydana na mobilki, a następnie na Vitę i Switcha i zdaje się w tej pierwszej wersji jest dostępna za darmo. Element przygodówkowy jednak tam nie istnieje i sprowadza się bardziej do krótkich cut-scenek. Mimo tego gra warta uwagi, także dlatego, że dostępne utworki podobno się nieco różnią względem Reborn. Reborn jest dostępny na mobilki, PC, PS4 i Switcha. Ja gram na PC i w sumie jedyne, co trochę działa na niekorzyść tej wersji, to brak kilku DLC (utworków) dostępnych na PS4. Poza tym gra działa super, odblokowany framerate, grywalne na klawiaturze lub padzie, a nawet dostępny jest tryb VR. Na Switch zdaje się wszystkie utworki są w domyślnym pakiecie, więc gra wychodzi stosunkowo tanio. Na mobile wyszedł również sequel, DEEMO II, ale na ten moment nie zagłębiałem się jeszcze w temat. Polecam, nie tylko miłośnikom gier rytmicznych. Media: Sam OST warto sobie przesłuchać. Jest dostępny np. na Spotify -
-
Niski FOV w grach FPS, szczególnie kąsolowych... Próbuję przejść Killzone 2, ale mija około 15min i chce mi się rzygać - dosłownie, robi mi się niedobrze. "Uwielbiam" ten okres branży, kiedy to wszystko miało być "ładne" i efektowne, aczkolwiek niekoniecznie płynne i komfortowe. Ogólny ruch kamery oraz wszelkie drgania również nie pomagają doznaniom. Natomiast odpalanie gry na krótkie posiedzenia też fajne nie jest, ze względu na horrendalnie długie loadingi. Gra ogólnie bardzo fajna, nawet po tylu latach, ale szkoda, że 'przyblokowana' na niedomagającym sprzęcie.
-
Pięćdziesiąt tysięcy serwisów streamingowych, a na żadnym nie ma do obejrzenia jednego z najlepszych seriali sci-fi wszechczasów... Trzeba będzie kiedyś jakiś napęd DVD podpiąć. Cała kolekcja B5 dumnie stoi na półeczce, ale mimo wszystko streaming rozleniwił. Podobno Straczynski jakis remake tworzy, ale jakoś sceptycznie do tematu podchodzę.
-
Cofam to co mówiłem o dźwięku P3P - japoński VA też brzmi kiepsko, jeśli chodzi o jakość audio. Po prostu na Decku nie jest to tak irytujące i ewidentne, jak na normalnych głośnikach. Pograłem trochę dziś na PC i faktycznie zaczynam rozumieć, skąd te niezadowolenie. A zwykle podkreślam, że wcale nie jestem audiofilem. Boli brak jakichkolwiek usprawnień QoL, z możliwością wyboru skillów przy fuzji. No takie coś, to by mogli dodać w jakimś patchu, mimo wszystko. Zarazem można docenić, jak P4 i P5 wiele usprawniły z czasem. Toż nawet względem P4 trójka wydaje się już mocno zacofana, dlatego nie dziwię się, że niektórym trudno się przemóc. Na swój sposób eksploracja 2D jest fajna, bo naprawdę można zaoszczędzić mnóstwo czasu. Oczywiście klimat nie ten, ale z punktu widzenia kogoś, kto gra w to po raz trzeci (właściwie to czwarty, jeśli liczyć całkiem pierwsze nieudane podejście do P3 przed FES), kiedy to czas na granie jest na wagę złota, to akurat nie mam co narzekać. Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał - pierwszy raz gram z japońskim VA i oczywiście niebo a ziemia względem dubbingu. Ale dodam też, że zmienia trochę spojrzenie na niektóre postacie. Np. Mitsuru w dubbingu wykreowali na taką paniusię z kijem od szczotki w tyłku. Tymczasem japońska lektorka mocno stonowana i przyjemna. Podobne odczucia mam właściwie jeśli chodzi o większość postaci. Dubbing zbyt mocno stworzył swego rodzaju karykatury, podczas gdy w oryginale postacie mówią całkiem naturalnie. Oczywiście są wyjątki, które w dubbingu dobrze zapamiętałem, jak chociażby Junpei, ale z drugiej strony mamy tragiczną Fuukę i kilka innych...