-
Postów
9 365 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
10
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Suavek
-
Ja wspominając sobie ostatnio Tekkena 5 postanowiłem wreszcie zainstalować Tekkena 7, którego miałem w backlogu. Całkowity spontan. Spodziewałem się, że po tylu latach przerwy nie tylko od serii, ale bijatyk ogólnie mocno się odbiję, a tu miła niespodzianka. Tak się zasiedziałem, że aż mam kciuk czerwony. Pamięć mięśniowa robi swoje - Asuką co nieco jeszcze pamiętałem, ale też dużo się zmieniło. Pozostałymi postaciami jednak będę musiał się pewnie na nowo uczyć. Póki co wziąłem sobie na celownik Lidkę i całkiem przyjemnie się nią gra. Nie mam zamiaru nie wiem jak się oddawać grze, ani grać multi online, co po prostu pograć na luzie, coś odblokować, wyżyć się. W tym celu gra sprawdza się idealnie. Z jednym się zgodzę - ta customizacja jest komiczna i niestety trochę przegięta. Nawet grając vs AI co chwila walczę z jakimiś pokrakami, domyślając się co to właściwie jest za postać. Rozumiem customizację, która sprawia, że postacie wyglądają ciekawie, oryginalnie, ale 3/4 akcesoriów w Tekkenie wygląda jak garderoba klauna.
-
Zdarza się Wam mieć problem z wyświetlaniem achievementów? Nie wiem od czego to zależy, ale choć achivy wpadają normalnie, to zdarza się, że nie można ich wyświetlić, ani z poziomu strony gry, ani profilu. Na ekranie biblioteki danej gry w ogóle nie ma okna, jakby w ogóle osiągnięcia nie istniały dla danej gry. Z poziomu przeglądarki po wylogowaniu nie ma problemu sprawdzić listę achivów danej gry. Po zalogowaniu wyrzuca błąd "There was a failure loading user game stats." Stosunkowo często tak się zdarza, przynajmniej od kilku tygodni.
-
Coraz większy ze mnie nostalgiafag, więc trochę tego będzie. Pisane na raty, głównie w wolnych chwilach w pracy. Zacząłem tworzyć listę, to myślałem "łee, 25 to chyba nie będzie problemu", ale szybko się jednak zapełniła, a i tak z pewnością o czymś zapomniałem, lub niestety musiałem pominąć. Ale zakładam, że nie chodzi tylko i wyłącznie o podanie naszych ulubionych gier, tylko tych z jakiegoś powodu wyjątkowych, które utkwiły szczególnie w pamięci. Kolejność całkowicie przypadkowa. Starałem się ograniczyć do jednej odsłony gry z danej serii, choć chwilami było to wyjątkowo trudne, albo niemożliwe. W niektórych przypadkach nie podałem faktycznie "najlepszej" gry, co grę, która pozostawiła we mnie największy sentyment, bądź która wprowadziła mnie w dany cykl. Ale jest parę wyjątków. The Elder Scrolls II: Daggerfall Młodzi pewnie nie znają. Morrowind? Oblivion? Skyrim? Phi. Zanim wyszły te uproszczone na potrzeby konsol sequele, był Daggerfall. RPG z prawdziwego zdarzenia, z ogromnym światem, zawiłą historią, oraz praktycznie nieskończonymi możliwościami. Jedna z tych gier, gdzie naprawdę można całkowicie pominąć główny wątek fabularny, a i tak znajdziemy pretekst do spędzenia dziesiątek, jak nie setek godzin. Oczywiście skala i rozmach sprawiły, że gra była pełna błędów, czasem takich, które kompletnie blokowały postęp, więc trzymanie kilku save'ów było wręcz koniecznością. Już wtedy gra została nazwana "Buggerfallem". Jednak pomimo tego grało się wyśmienicie i jako młodzik jeszcze ze średnią znajomością angielskiego spędziłem w tym świecie mnóstwo czasu. Dziś to "piksele na pół ekranu", ale wtedy immersja była niesamowita, szczególnie w połączeniu z nastrojową muzyką, zmiennymi porami roku i warunkami pogodowymi, zdarzeniami losowymi, mnóstwem sekretów i innych. Ok, to też nie tak, że te "nowsze" gry Bethesdy to jakieś szroty, ale naprawdę, elementy, którymi gracze lub recenzenci dziś się zachwycają w dużej mierze już i tak są mocno uproszczone względem produkcji z 1996. Zawsze uważałem, że graficzka i widoczki to nie wszystko, a tutaj ten kontrast jest szczególnie ewidentny. Dziś są dostępne za darmo wersje Unity z modami, które poprawiają, czy wręcz naprawiają dużo aspektów zabawy. Jeśli kiedyś czas pozwoli, to z pewnością sobie grę odświeżę. Deus Ex Powiedzenie, że "za każdym razem, gdy wspominasz o Deus Ex, ktoś grę reinstaluje" nie wzięło się znikąd. Przez naprawdę długi czas oryginalny Deus Ex był dla mnie grą niemal idealną. Przeszedłem ją kilkanaście razy, wliczając mocno przeciętny port na PS2. Genialne połączenie RPG i FPP w cyberpunkowej wizji przyszłości z dorosłą, wielowątkową fabułą. Multum sposobów na przejście misji i całej gry, świetna muzyka i niepowtarzalna atmosfera. Lubię Deus Ex: Human Revolution, ale daleko mu do poziomu oryginału. Kolejna gra, którą na pewno jeszcze nie raz sobie odświeżę, pomimo upływu lat. Fallout (2) Teraz dzieci zagrywają się w jakieś uproszczone do granic niemożliwości shooterki z elementami RPG. Ładne, efektowne, klimatyczne, a jednak nijak się mające do oryginałów sprzed lat. Fallout 1 i 2 były jedyne w swoim rodzaju, a ponad inne RPG tamtych czasów stawiam je ze względu na postapokaliptyczny klimat, brutalność i dorosłe, niecodzienne wątki, jakie gra podejmuje. Zresztą, ilość sposobów na ukończenie tych gier mówi sama za siebie, a jeden punkt różnicy w danej statystyce może przełożyć się na zupełnie inne opcje dialogowe do wyboru. Fallouta 3 pamiętam ukończyłem raz i nie widziałem powodu w ogóle do gry więcej wracać. Fallout 1 i 2 przechodziłem wielokrotnie, za każdym razem odkrywając coś nowego. Gry może nie były jakoś specjalnie ładne, ale udźwiękowienie miały rewelacyjne, tylko potęgujące już i tak ciężki klimat. "Dziś już takich gier nie robią"... Unreal Tournament Przez lata mój ulubiony shooter do singla i multi. W tamtych czasach Unreal Tournament i Quake 3 to były dwie główne strzelanki, zawsze ze sobą porównywane. Ja zdecydowanie należałem do obozu zwolenników UT. Już przy samym demku spędziłem dziesiątki godzin, a pełną wersję zarówno z botami, jak i w multi męczyłem latami. Gra miała świetną oprawę audiowizualną, która nawet dziś wypada całkiem dobrze. Design map był ciekawy, pomysłowy, przemyślany. Podobnie dostępne bronie, tryby, modyfikatory. W dodatku urozmaicenie aren, od gotyckich zamków, przez futurystyczne budowle, po starcia na stacjach kosmicznych, czy satelitach. No i ten cudowny, klimatyczny soundtrack. Jakoś te późniejsze odsłony aż tak mi się nie podobały. Owszem, były fajną odskocznią, ale jednak mnie nie przekonały względem oryginału. StarCraft Od dzieciaka uwielbiałem gry strategiczne, ze szczególnym naciskiem na RTSy. Dune 2, C&C, Age of Empires, WarCraft II i dziesiątki innych mniej lub bardziej znanych tytułów gatunku, który dziś niestety jest już na wymarciu. Ze sporą ilością tych gier wiążę świetne wspomnienia, ale grą, która zajmuje szczególne miejsce pozostaje oryginalny StarCraft. Już WarCraft II był świetną grą, ale że zawsze preferowałem sci-fi ponad fantasy, to na "warcrafta w kosmosie" wyczekiwałem już jako gówniarz. Zagrywałem się w demko (które jest tak naprawdę prequelem gry, tj. zawiera misje, których nie ma w pełnej wersji), pełną wersję perfidnie spiraciłem przy pierwszej możliwej okazji, co oczywiście z czasem odpokutowałem, nawet kilkukrotnie. Pamiętam, że miałem jakąś dziwną, ruską wersję gry, która z jakiegoś powodu wymagała każdorazowo podania klucza do odpalenia. Pamiętam ten ciąg kilkunastu cyfr do dziś, po ponad 20 latach, tyle razy to odpalałem. Nie tylko dla właściwej zabawy, ale też edytora map, w którym jako gówniarz tworzyłem własne scenariusze, a nawet całe kampanie "fabularne", z łamaną angielszczyzną w briefingach, bo ambicje przerastały ówczesne umiejętności językowe. StarCraft 2 z dodatkami kupowałem na premierę, a parę lat temu również nabyłem Remaster oryginału. Nawet po tylu latach dobrze się w to gra, pomijając może pathfinding jednostek. Świetna gra, świetne uniwersum. Żal, że Blizzard z tamtych lat już nie istnieje i nie ma co liczyć na nic więcej sensownego jeśli chodzi tę markę. Duke Nukem 3D Hail to the king, baby! Jeśli chodzi o shootery single-player, to DN3D nie ma sobie równych. Nie będę nawet próbował zliczyć, ile razy przeszedłem pierwszy epizod w formie shareware, jeszcze za szczeniaka, grając z kodami. Potem pełna wersja, Atomic Edition, mnóstwo zróżnicowanych poziomów pełnych sekretów, interakcji z otoczeniem, mniej lub bardziej zabawnych one-linerów i nawiązań do popkultury. Wszystko zdawało się przemyślane, a gra była niesamowicie satysfakcjonująca i brutalna. Duke'a przechodziłem wielokrotnie nawet po latach, w tym nawet zmuszając się do niezbyt przyjemnego portu na PSX. Ba, gdzieś pewnie jeszcze znalazłbym wersję z tragicznym polskim dubbingiem, dołączoną do bodajże CD-Action. Myślę, że urok całej produkcji tkwi nawet nie tyle w postaci Duke'a, co właśnie Build Engine, który pozwolił na taką różnorodność poziomów, lokacji, obiektów. Podczas gdy wiele innych gier tej ery, jak Doom czy Quake, sprowadzały się do raptem garstki schematycznych lokacji, każdy poziom Duke'a był inny. Nie sposób się było nudzić. Metal Gear Solid (3) Nie mogło MGSa zabraknąć na liście. Miałem ogromny problem z wybraniem konkretnej odsłony jako faworyta. Bo jedynka to klasyk, w dodatku mocno rewolucyjny, jak na swoje czasy. Jednak to trzecia odsłona wywarła na mnie największe wrażenie, zarówno jeśli chodzi o gameplay, jak i od strony fabuły. Snake Eater to była to jedna z pierwszych gier konsolowych, które zakupiłem na premierę za pełną cenę i nie żałowałem ani grosza. Tyle frajdy i zabawy, tyle kombinowania, ukrytych kojimowych smaczków i pierdół. Ogólnie niesamowite emocje. W zeszłym roku nawet pokusiłem się o Platynę w wersji PS3. Cudowna gra. Ale i przy pozostałych odsłonach spędziłem mnóstwo czasu. Ogólnie start miałem o tyle zabawny, że niczego nie świadomy znalazłem gdzieś iso VR/Special Missions, które nie wymagało podstawki do uruchomienia. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to jest większy tytuł. W efekcie zanim w ogóle zapoznałem się z jedynką, to ukończyłem praktycznie wszystkie VR. Myślałem, że tak wprawiony grę przejdę bez problemów, ale oczywiście nie tak to działa. MGS ukończyłem wiele razy i niewykluczone, że jeszcze nie raz do gry wrócę. To co Kojima spłodził jest ponadczasowe i jedyne w swoim rodzaju. Dwójka była mocno specyficzna, na plus i minus, ale ją w wersji Substance także męczyłem na wszelkie sposoby, zarówno na PC, jak i PS2, a nie tak dawno również PS3. Peace Walker był jaki był, ale i tak wciągnął mnie na dziesiątki godzin. Była to jedna z nielicznych gier, przez które nie spałem po nocach, bo zamiast tego grałem na PSP do wczesnego poranka z syndromem "jeszcze jednej misji"... Podobnie MGSV. Ten nie robił już większego wrażenia fabularnie, ale 'sandboxowy' gameplay był fenomenalny i na ten moment zajmuje u mnie pierwsze miejsce jeśli chodzi o ilość spędzonych godzin na koncie Steam. Tylko czwórka trochę meh. Przeszedłem raz i więcej nie wróciłem. Final Fantasy VII Choć siódemka nie dla wszystkich jest "najlepszą/ulubioną" odsłoną serii, to osobiście jak najbardziej rozumiem jej fenomen. Na swoje czasy to było coś rewolucyjnego i w pewnym sensie rewelacyjnego. Rozległa, wielowątkowa, niekiedy zawiła historia w fantastycznym świecie łączącym magię, sci-fi, oraz animowe absurdy, pełna zróżnicowanych i zapadających w pamięci bohaterów, z przystępnym, choć dość przemyślanym systemem walki. Mnóstwo twistów fabularnych, wątków pobocznych, sekretów. Graficznie dziś wrażenia nie robi, ale wtedy takie połączenie i płynny przepływ 2D, 3D i FMV to było coś niecodziennego. Ale soundtrack? Nieśmiertelny. Do dziś jestem w stanie przywołać sobie muzyczkę nie tylko z walk i istotniejszych momentów, co nawet poszczególnych lokacji podczas eksploracji. Oczywiście były dobre Finale, zarówno przed, jak i po siódemce, ale mimo wszystko to właśnie VII będę sobie cenił najbardziej. Persona 4 Bezdyskusyjnie całokształtowo jedna z moich ulubionych gier. Nie potrafię w raptem kilku zdaniach streścić, dlaczego Persona 4 jest tak rewelacyjna, bo na ten temat pisałem nudne elaboraty. Cudowny rustykalny klimat i atmosfera, świetni, rozbudowani i charyzmatyczni bohaterowie główni i poboczni oraz wciągający gameplay. Melodyjny soundtrack uzupełniał atmosferę i często towarzyszy mi w życiu codziennym, np. z pozytywnym "Your Affection" ustawionym jako budzik. Fabularnie gra nie powala, ale ma swoje momenty. Główny urok tkwi we wspomnianych postaciach i ich wzajemnych relacjach. Inne Persony to również świetne gry, ale nie wywołały u mnie takich pozytywnych emocji, jak czwóreczka. Heroes of Might and Magic III Strategia perfekcyjna i nieśmiertelna. To jest w pewnym sensie niesamowite, jak HoMM3 jest dobre, nawet po latach, zarówno od strony gameplay'u, jak i oprawy audiowizualnej. Żadna odsłona serii, zarówno przed, jak i po trójce nie ma tego klimatu i atmosfery. Za każdym razem, gdy uruchamiałem trójkę za młodu i słyszałem główny motyw muzyczny w menu miałem wrażenie, że przenoszę się do innego, magicznego świata. Grało się scenariusze, kampanie, hot-seat ze znajomymi. Ironia jest taka, że nigdy nie potrafiłem w to grać "prawidłowo". Bo zawsze uparcie pakowałem wszystko w jednego potężnego bohatera, zamiast kilku rozproszonych po mapie. Przez to kampanii nigdy nie ukończyłem... Ale i tak grało się wyśmienicie i z pewnością będzie jeszcze grało. Bo tak jak wspomniałem, to jest gra kompletna i nieśmiertelna. UFO: Enemy Unknown (XCOM) Nie, nie chodzi mi o remake z 2012, choć w rzeczy samej była to świetna gra. Jednak oryginalne dwie części UFO (Enemy Unknown i Terror From The Deep) miały w sobie coś unikatowego. Nie tylko były to wymagające, rozbudowane i pomysłowe strategie turowe, to jeszcze sam klimat był wbrew pozorom naprawdę mroczny, jak na tematykę. Niby pikselowa grafika, ale wyobraźnia robiła swoje, zaś muzyka uzupełniała klimat grozy i niepewności. Nie było tak efektownie, jak we współczesnych odsłonach, ale emocje były zdecydowanie większe. Chwilami całość zahaczała o horror. Nie zapomnę tych sekwencji, gdy powoli rozpraszamy naszą drużynę szukając ukrywających się obcych. Mapa jest jeszcze zakryta, gdzieś tam słychać ginących cywilów, kamera ukazuje nieokreślony ruch, ktoś oddaje w naszą stronę strzał, a my staramy się utrzymać naszą drużynę przy życiu, dodatkowo jeszcze ryzykując chcąc schywać żywy okaz obcego celem zdobycia nowych technologii i funduszy na rozbudowę bazy. Grę ukończyłem chyba tylko raz, choć podejść miałem kilkadziesiąt na przestrzeni lat, nawet w czasach, gdy na rynku były dostępne dużo ładniejsze gry. Tekken 5 Tekken był swego czasu naszą główną bijatyką w gronie znajomych, na czele z Tekken Tag Tournament granym u kumpla z multitapem. Oczywiście klasyczna trójka również często lądowała w napędzie, jak i później czwórka. Świetna zabawa przy piwku z czasów, do których chciałoby się wrócić. I tak, jak nie jestem ogólnie dobry w bijatyki, tak Tekkena uwielbiałem, do tego stopnia, że obok MGS3 była to jedna z nielicznych gier, które zakupiłem zaraz na premierę. Jeszcze trochę ze znajomymi zdążyło się pograć, zanim się towarzystwo wykruszyło, ale i w singlu ta gra była niesamowita. Ogólnie już sama grafika jak na PS2 robiła wrażenie, nie wspominając o gameplay'u. Pamiętam, że oglądało się wtedy wszelkie combo exhibition w internecie i próbowało naśladować te wyczyny. Nieudolnie, oczywiście... No i chwała piątce za wprowadzenie Asuki. Jun była moim "mainem" w TTT i strasznie mi jej brakowało w innych odsłonach, więc taki "klon" przyjąłem z otwartymi ramionami. Zapewne po tylu latach żaden fan bijatyk nie powie, że Tekken 5 to najlepsza odsłona, czy bijatyka, ale ja ją wrzucam na swoją listę głównie z sentymentu. Również dlatego, że zatrzymałem się na Tekken 6 i nowsze odsłony jeszcze czekają, żeby więcej w nie pograć. Nie tak dawno w starym gronie odpaliliśmy na konsoli Tekken 7 i pomimo upływu lat pamięć mięśniowa zrobiła swoje i co niektóre juggle nawet mi wychodziły. Shin Megami Tensei III: Nocturne Moją styczność z serią Shin Megami Tensei zacząłem - zapewne jak wielu - od Persony 3. Ogólnie zanim dotarłem do Nocturne, to zdążyłem przejść kilka innych odsłon, a wówczas tylko czytałem opinie o Nocturne. Gdy już wreszcie zagrałem, to zrozumiałem, skąd brały się te pozytywne opinie. Gra miała nietypowy, po części ciężki i mroczny, a po części surrealistyczny klimat. Nie traciło się czasu na przesadnie długie cut-scenki i perypetie infantylnych bohaterów jak w innych jRPG, tylko zbierało demoniczne pokemony i toczyło starcia w jakże wymagającym i satysfakcjonującym systemie walki. Było w tej grze coś nietypowego, a zarazem satysfakcjonującego, dzięki czemu nawet grind nie był specjalnie męczący. Soundtrack z pewnością pomógł w ogólnym odbiorze. Rok temu ukończyłem HD Remastera i bawiłem się równie dobrze, co ~10 lat temu i z pewnością jeszcze nie raz grę ukończę. Zastanawiałem się przez chwilę, czy w tym miejscu nie umieścić Digtal Devil Saga, tym bardziej, że grałem w to jako pierwsze, ale mimo wszystko Nocturne uważam za lepszą grę i nadal mojego ulubionego "megatena", nie licząc Person. Star Trek Online To nie jest żadna wybitna gra. Co najwyżej dobra. Ale jeśli mówimy o naszych "grach życia", to nie mogę STO pominąć, bo jest to MMO, w które pogrywam już od kilkunastu lat, zaczynając jeszcze jakoś na studiach. Na Star Treku się wychowałem, więc MMO w tym świecie bardzo do mnie przemawiało, choć generalnie gatunku unikam jak ognia. Ale w tym przypadku już sam koncept był świetny, bo gra jest podzielona zarówno na sekcje "chodzone" w trybie TPP, jak i latanie okrętami - tak jakby dwa w jednym, z osobnymi parametrami, ekwipunkiem itd. Do tego zarządzanie załogą i oficerami, serią pomniejszych systemów, plus standardowe dla MMO eventy, floty (gildie), dodatki, aktualizacje. Obecnie nie gram już dużo, ale nadal się loguję na parę minut dziennie zrobić, co tam aktualnie jest na tapecie (FOMO). Gra z abonamentu przeszła szybko na model F2P i miała na przestrzeni lat swoje wzloty i upadki. Obecnie jest raczej średnio, bo perfidna zachłanność wydawcy wzięła górę nad wszystkim innym, ale mimo wszystko to bardzo przystępny i przyjazny dla nowych MMO, z bardzo obszerną kampanią fabularną (w której przewinęło się mnóstwo aktorów z filmów i seriali), którą można w całości przejść bez wydawania ani grosza. Inna sprawa, że spodoba się raczej głównie fanom ST, a i oni mogą miejscami być nieco zniesmaczeni niektórymi naciąganymi pomysłami. Tak czy inaczej, zmarnowałem przy tej grze zdecydowanie zbyt dużo życia, ale wspomnienia mimo wszystko mam dobre, jak i kilka e-znajomości. Hatsune Miku: Project Diva (F) Tak, ja wiem, że "beka z typa" w oczach większości itp, ale wali mnie to. Sam jeszcze kilka lat temu, nie mając o Miku zielonego pojęcia, patrzyłem na screenshoty z zażenowaniem. Myślałem, że to jakaś niskobudżetowa japońska pierdoła z nieletnimi lolitkami dla weebów i zboczeńców i w żadnym wypadku nie ma prawa być to dobrą grą... Ale z nudów i ciekawości pobrałem kiedyś na PlayStation 3 demo Project Diva F. Grać z początku nie potrafiłem, faktycznie było to jakieś dziwne, trochę infantylne, a muzyka mocno specyficzna, mówiąc łagodnie. Ale szybko coś "zaskoczyło", tak że po krótkiej styczności z demkiem zakupiłem cyfrowo pełną wersję gry. I się zwyczajnie "zakochałem". Nie w żaden weebowy sposób, choć może tak to wyglądać*. Po prostu zdałem sobie sprawę, że ta kolorowa gierka rytmiczna z dziwną, skrzeczącą, japońską muzyką z syntezatora i unikatowymi teledyskami na silniku gry sprawia mi ogromną radość i frajdę. I nie mam zamiaru ani się z tym ukrywać, ani z tego tłumaczyć. Ta gra była dla mnie jednym z pomocnych czynników w walce z depresją. Naprawdę. Kupiłem wszystkie dostępne odsłony, na wszelkie dostępne mi platformy, niektóre kilkukrotnie, i mam zamiar to robić dalej, bo wciąż mi się nie nudzi. Zawsze odpalam gierkę na poprawę humoru i zawsze się sprawdza. Dla mnie najlepsze growe odkrycie ostatnich lat. * - no dobra, mam też kilka figurek Miku, przyznaję się... Ale to do zawieszenia oka, jako pozytywna przypominajka tego optymizmu i koloru, z którym utożsamiam całą serię. SD Gundam G Generation (F) Roboty lubiłem od dziecka, wychowując się na Transformersach, Daimosie i podobnych. Przyszedł moment za młodu, że dowiedziałem się o Gundamach, jak większość zaczynając od Gundam Wing i stopniowo zapoznając się z kolejnymi seriami. Nie mogło zabraknąć przy tym gier, lepszych i gorszych. Oprócz kilku świetnych bijatyk (Endless Duel, Gundam Battle Assault) dane mi było grać również w japońską strategię turową z elementami RPG - SD Gundam G Generation F na PSX. Była to bardzo obszerna pozycja, która obejmowała kampanię niemalże wszystkich ówczesnych serii Gundam, w tym również dużą ilość mang i nowel. Gra fajna o tyle, że dawała ogromną swobodę w rozgrywce, gdyż kampanię ograć można w dowolnej kolejności, zaś pomiędzy misjami rozwijamy naszą druzynę, zdobywamy nowe technologie/mechy, planujemy ulepszenia itp. Gra tym samym nie jest liniowa i pozwala na stworzenie swojego gundamowego dream-teamu. Wszystko było po japońsku, ale metodą prób i błędów wszystko rozpracowałem i przeszedłem praktycznie wszystko. Od tego czasu każda kolejna odsłona była u mnie na tapecie, a te były o tyle ciekawe, że każda próbowała wprowadzić coś nowego do rozgrywki, dzięki czemu seria nie popadła przesadnie w monotonię. Ogólnie seria nie jest niczym szałowym na tle wielu innych, o wiele bardziej przemyślanych sRPG, ale jak na fanservice sprawdza się świetnie i tym samym sprawia mi niesamowitą frajdę po dziś dzień. Najnowsza odsłona - Cross Rays - wprowadziła tak efektowne animacje walki, że połowa frajdy to tworzenie i oglądanie kolejnych kombinacji ataków. Harvest Moon: Back to Nature Pamiętam doskonale moją pierwszą styczność z serią. Byłem u kumpla ze szkoły, standardowo dyskusja o gierkach itp. W pewnym momencie odpala on emulator SNES i pokazuje, w co obecnie gra. Widzę ludka, domek, farmę. Myślałem na pierwszy rzut oka, że pokazuje mi jakiegoś jRPG. Potem patrzę, jak biega z gigantycznymi pomidorami nad głową i rzuca je do jakiejś skrzynki. Za cholerę nie rozumiałem, co to ma być i perfidnie go wtedy wyśmiałem, że niby w co on gra. Ale po namowie odpaliłem rom gry również u siebie w domu. No i oczywiście, że wsiąkłem. Nie myślałem już wtedy, czy to co robię (w grze) ma sens. Że mógłbym robić coś bardziej produktywnego. Po prostu ta gra wprowadzała mnie w taki przyjemny stan, że nie było sensu się nad tym zastanawiać. Prowadziłem własną farmę, biegałem z gigantycznymi pomidorami i marchewkami nad głową, jedna po drugiej wrzucając je do skrzynki. Podrywałem jakąś rudą dziewuchę, kąpałem się w gorących źródłach i słuchałem przy tym niesamowicie przyjemnej i nastrojowej muzyki. Było cudownie. Oczywiście na SNES się nie skończyło. Następną grałem wersję N64, aż w końcu zdobyłem wychwalanego do dziś Back To Nature z PSX. I co to była za gierka... Świetna oprawa, mnóstwo udogodnień, charyzmatyczne postacie, mnóstwo eventów i minigierek. Oryginał na półce stoi do dziś i nigdy się go nie pozbędę, pomimo tego, że na przestrzeni lat wyszło dużo nowych odsłon, w tym remake w postaci Friends of Mineral Town, jak i genialny klon całej serii - Stardew Valley, który również podpinam pod obecny głos. Harvest Moon przekonał mnie, że gry nie muszą polegać na akcji, walce, zręczności itp. Czasem wystarczy odpowiednie środowisko, przyjazna oprawa i można zarówno odpocząc, jak i bawić się lepiej, jak przy wysokobudżetowych grach AAA. Ace Combat 5: The Unsung War Gdyby ta gra z czasów PS2 miała achievementy, to pewnie zdobyłbym 100%... Nie jestem jakimś szczególnym fanem symulatorów, czy gier akcji, ale w Ace Combat 5 byłem swego czasu zakochany. Nie był to zwykły arcade'owy samolotowy sim. Niczego sobie fabuła przedstawiona była w taki sposób, że gracz przywiązywał się do poszczególnych bohaterów, także dzięki licznym dialogom obecnym w trakcie misji. Same zadania również były mocno zróżnicowane i praktycznie próżno szukać tu dwóch identycznych poziomów. Całość wyglądała i chodziła bardzo ładnie, a ścieżka dźwiękowa była rewelacyjna, co dodatkowo potęgowało "epickość" niektórych sekwencji. Po piątce postanowiłem przejść również inne odsłony serii, ale żadna z nich nie była tak dobra, jak The Unsung War. Zdobyłem w tej grze Rank S we wszyskich misjach na najwyższym poziomie trudności. Przeszedłem ją kilkanaście razy i specjalnie zakupiłem edycję specjalną Ace Combat 7 na PS4, żeby mieć w bibliotece bonusową wersję HD piątki. Dialogi z niektórych misji znam już praktycznie na pamięć. Divine Divinity Gdyby Diablo i Elder Scrolls miały dziecko... byłoby to Divine Divinity. Na grę natknąłem się stosunkowo późno zupełnie przypadkiem, ale jak już zacząłem grać, to nie mogłem jej odstawić. Dosłownie, gra wygląda jak Diablo 2, ale sam gameplay przypomina bardziej klasycznego RPG, z dużą ilością dialogów, questów, eksploracją otwartego świata, jak i wieloma sposobami na przebieg rozgrywki, nie tylko od strony kreacji postaci. Nie zabrakło przy tym kilku ciekawych rozwiązań, w tym dość pokaźnej interakcji z otoczeniem, oraz specyficznego poczucia humoru. Co prawda fabularnie gra z nóg nie zwala, ale rozgrywka zapewniła mi tyle frajdy, że musiałem umieścić tytuł na liście. Resident Evil 4 Choć próbowałem grać w RE1-3, to jakoś nigdy nie ukończyłem żadnej odsłony i nie mogę powiedzieć, żebym był miłośnikiem serii. Ot po prostu, klasyki te nie przypadły mi do gustu. Nie pamiętam już okoliczności, w jakich sięgnąłem po RE4. Może gdybym przejrzał stare posty na tym forum, to bym sobie przypomniał. Na pewno na początku nie byłem aż tak zachwycony grą. Irytował mnie przede wszystkim brak możliwości ruchu w trakcie celowania. Tj. do momentu, aż się przyzwyczaiłem i zrozumiałem, że rozgrywka jest do tego przystosowana i zacząłem doceniać RE4 po prostu za to, czym jest. A była to naprawdę obszerna, satysfakcjonująca i przystępna gra action-adventure. Przeszedłem ją wielokrotnie, męczyłem tryb Mercenaries i chętnie przejdę nadchodzący Remake. Nie dla fabuły, tylko samej rozgrywki. Nie jest to typowy Resident Evil nastawiony na horror. Twórcy próbowali zrobić coś odmiennego i choć nie wszystkim taka zmiana przypadła do gustu, dla mnie była to gra na tyle dobra, że jak widać bez wahania umieszczam ją na tytułowej liście. Grand Theft Auto: San Andreas Kolejny przypadek, gdzie nie jestem jakimś szczególnym fanem serii. Grałem za dzieciaka w GTA1-3, ale nie jakoś nałogowo. Nie pamiętam, czy którąkolwiek odsłonę przeszedłem w 100%. Zachwalane Vice City również odstawiłem po jakimś czasie. Ale San Andreas było wyjątkiem, zapewne dzięki drobnym elementom RPG dodanym do rozgrywki, jak i znacznie większemu obszarowi, który nie ogranicza się do ulic miast. I choć nie lubię tego typu klimatów, to jednak postać CJ i jego perypetie bardzo mi się spodobały. Na PS2 grę przeszedłem niemal w całości. Niemal, bo poległem na lataniu samolotem, którego z jakiegoś powodu nie potrafiłem opanować. Lata później dokończyłem grę na PC, robiąc wszystko, co możliwe. W obu przypadkach grało mi się wyśmienicie. Gra ma świetny klimat i sama jazda samochodem na terenach pozamiejskich o zachodzie słońca w rytm Radio X lub K-DST wprawiała w mocno satysfakcjonujący nastrój. W sumie zabawne, że pomimo tak dobrych wspomnień do dziś nie zabrałem się za ukończenie GTA5. Silent Hill Fanem Resident Evil nie byłem, ale Silent Hill na PSX uczynił mnie na pewien czas fanem horrorów, z serią SH na czele. Głównie dlatego, że był to jedyny znany mi horror, przy którym autentycznie się bałem. Bo interaktywne medium, to jednak co innego, niż oglądanie filmu. Tutaj walczymy o przetrwanie, lecz nie wiemy, czego się spodziewać. A sposób przedstawienia miasteczka to małe mistrzostwo świata. Dziś znowu można mówić o "pikselach na pół ekranu", ale wtedy wyobraźnia robiła swoje i te wszelkie obskurne, brudne, zakrwawione lokacje i potwory śniły się po nocach. Dla wielu osób to Silent Hill 2 jest ulubioną odsłoną, ale ja jestem w mniejszości, która nie podziela tego zdania, głównie dlatego, że dwójka nie była ani wizualnie "straszna", ani szczególnie trudna od strony gameplay'u, przez co była bardziej przygodówką, niż survival-horrorem. Trójka wróciła już do klimatów oryginału, ale miała inne mankamenty, przez które nie mogę uznać jej za lepszą. Dlatego jedynka i jej liczne przemyślane sekwencje, ujęcia kamery oraz niepowtarzalne udźwiękowienie na zawsze pozostaną w pamięci. Super Robot Wars (MX / OG) Gust mam, jaki mam. Od dziecka lubiłem roboty, animację, jak i gry strategiczne. Super Robot Wars to połączenie wszystkiego, co najlepsze. Seria mniej lub bardziej skomplikowanych konsolowych strategii turowych, w których głównymi jednostkami są gigantyczne roboty z rozmaitych serii anime i nie tylko. Gundamy walczące zaraz obok Mazingera, czy Getter Robo, to już klasyk. Wraz z kolejnymi odsłonami dochodziły kolejne, mniej lub bardziej obskurne twory, w tym także całkowicie oryginalne kreacje. Seria powstała jeszcze za czasów oryginalnego GameBoy'a, ale ja się w nią wkręciłem za sprawą PS2 i GBA. Odsłon serii jest kilkadziesiąt i wybranie jednej "ulubionej" jest bardzo trudne. Tym bardziej, że - nie oszukujmy się - to nie jest nic obiektywnie rewolucyjnego. Odsłoną, z którą wiążę bardzo pozytywne wspomnienia, i którą ukończyłem jako pierwszą, był Super Robot Wars MX na PS2. Chyba byłem świeżo po maturze, z większą ilością wolnego czasu. Nabyłem HD Loadera, Network Adaptor i HDD do konsoli i zacząłem testować wszelkie japońskie twory, które nie opuściły granic Japonii. MX wybrałem głównie z jednego powodu - był w nim (Generał) Daimos... Nie znałem japońskiego, ale nie stanowiło to przeszkody podczas rozgrywki. Interface opanowałem intuicyjnie, lub z pomocą internetu, więc jedyne, co mnie ominęło, to "fabuła" i pomniejsze ciekawostki w dialogach. Gra była świetna, szczególnie dla początkującego - śliczne sprite'y 2D i animacje ataków, wyjątkowo przystępny, choć wcale nie prosty system rozgrywki, bardzo dobra muzyka. Ukończyłem grę z ogromną satysfakcją i tym samym wciągnąłem się w całą serię, której odsłony kupuję do dnia dzisiejszego, nawet jeśli anime nie oglądam już prawie w ogóle. Cudowny nostalgia trip połączony z fanservicem. Wspomnę również jedną z odsłon pobocznych serii, która mocno utkwiła mi w pamięci - Original Generation(s). Dwie części OG wyszły na GBA, i to po angielsku, co bardzo pomogło mi jeszcze lepiej wczuć się w serię. Lokalizacja pewnie wynikała z tego, że fabuła i bohaterowie byli oryginalni, tj. nie opierali się na żadnej licencji anime. Wsiąkłem mocno i pamiętam, że zawaliłem jakieś ważne kolokwium, bo zamiast się uczyć, to siedziałem przy emulatorze GBA przechodząc kolejne misje... Z czasem wyszedł również rozbudowany remake obu odsłon na PS2. I tu powtórka z rozgrywki, włącznie z uwalonym kolejnym egzaminem, przez który musiałem pisać poprawkę, bo tak się złożyło, że premiera miała miejsce na kilka dni przed. Ogólnie gra nie jest niczym rewolucyjnym, ale bardzo mile wspominam bogatą gamę charyzmatycznych bohaterów, jak i muzykę - gdyż każda postać posiada swój własny, charakterystyczny motyw przygrywający podczas walki. TimeSplitters: Future Perfect Tak, jak nie uznaję grania w FPSy na padzie, tak TimeSplitters to moja ulubiona konsolowa strzelanka. Bo w tym przypadku, jako console-exclusive, gameplay i tempo są odpowiednio dostosowane do kontrolera. Gra kompletna, świetna do singla, jak i multi, w tym kanapowego dla czterech graczy. Świetny pomysł z podróżami w czasie pozwolił na zróżnicowanie map, broni, grywalnych postaci. Do tego luźny klimat i poczucie humoru, nie tylko w samej kampanii, co również przełożyło się na szereg zabawnych rozwiązań oraz trybów gry. Zagrywałem się w Future Perfect latami, ale serię miło wspominam także dzięki multi z kumplami przy piwku. Frajdy było przy tym co niemiara. Ostatnio, po zakupie Steam Decka, Future Perfect to była też jedna z pierwszych gier, jakie wrzuciłem sobie do emulacji na tym sprzęcie i jeśli czas pozwoli, to chętnie sobie odświeżę, zarówno kampanię, jak i kilka partyjek z botami. Death Rally Miał tu być któryś Burnout, jeśli chodzi o ścigałki, ale stwierdziłem, że nie. Za zwykłymi grami wyścigowymi nie przepadam jakoś specjalnie, ale wszelkie demolki z udziałem samochodów już owszem. Death Rally to gra bardzo prosta, ale chyba właśnie dzięki temu jakże przystępna i zabawna. Świetny tytuł do odpalenia "na chwilę". Grałem sporo zarówno za dzieciaka, jak i wiele lat później. Pamiętam świetnie się bawiłem prokrastynując przy pisaniu pracy dyplomowej w środku nocy przed deadlinem. Tytuł dostępny za darmo. Szkoda, że jedyna próba wskrzeszenia tytułu okazała się beznadziejna...
-
Nie, podaję to jako przykłady z całości gry. Ale to też pokazuje, że sam świat FFVII nie był cały taki melancholijny i depresyjny. Fakt, że niektóre lokacje Midgar w oryginale były bardziej szare i ponure, ale to nadal miały być funkcjonujące, żyjące dzielnice, w którym już wtedy istniały mniej lub bardziej poważne postacie i pokraki. Remake zmienił perspektywę, duża część gry rozgrywa się w trakcie dnia, a sami NPC nie zawsze są biedni i zmarnowani. Dlatego tu rozumiem rozczarowanie poniekąd. Ja jednak patrzę na to trochę inaczej, w tym także na ukazanie różnych warstw społecznych Midgar, jak i różne dramaty ludzkie, mniej lub bardziej subtelne (ojciec Jessie, pożar Slumsów, ruiny miasta etc.) A sekwencje takie jak np. potańcówka w Honey Bee nie były dla mnie jakoś szczególnie ofensywne. Głupawe, owszem, ale zabawne. A reakcja Aerith czy Clouda - właśnie przez swoją ekspresję - rekompensowały niektóre przegięcia.
-
Ja Remake potraktowałem jako osobny twór, inne uniwersum odrębne od oryginału. Przywykłem już, jako miłośnik sci-fi i pokrewnych. Bo to nie tak, że oryginał nagle przestał istnieć, albo mieć znaczenie. Ale nie zgodzę się, że klimat został aż tak zepsuty w Remake'u. Prędzej w wielu aspektach wręcz zyskał, szczególnie dzięki ekspresji bohaterów. Owszem, jest inaczej, ale niekoniecznie w pełni na minus. Twórcy pokazali Midgar jako funkcjonujące, żyjące futurystyczne, skorumpowane miasto. Nie wszystko przecież musiało być w stu procentach depresyjne i melancholijne, bo nawet w oryginale nie o to chodziło. A i nawet tam przecież bywały "sielankowe" lokacje, jak Costa Del Sol, czy Golden Saucer. Aczkolwiek rozumiem punkt widzenia Daffy'ego. Po prostu mnie to aż tak nie ruszyło i "nowe" Midgar mi się podobało. Grę skończyłem kilka miesięcy temu. Ogólne wrażenia na świeżo opisywałem tutaj:
-
"Nie wiem, ale się wypowiem" GOTY - Elden Ring No bo tak - osobiście nie przepadam jakoś szczególnie za Soulsami, ale to dlatego, że nie lubię się przesadnie frustrować podczas grania, ani powtarzać zbyt długo pewnych trudnych segmentów rozgrywki. Mimo tego, to co widziałem w ER robi ogromne wrażenie. Rozmach, stylistyka, lore, otwarty świat. Mój głos oddaję na zasadzie "bardzo chciałbym się zapoznać, choć zapewne się odbiję". Jednak na tle innych gier ubiegłego roku uważam, że ER zasłużył na szczególne uznanie, bardziej niż "odtwórcze" sequele (nawet jeśli również bardzo dobre). Runner up - Vampire Survivors "Piksele na pół ekranu", które żeżarły mi kilkadziesiąt godzin w raptem parę tygodni. Gra 2D polegająca na chodzeniu ludzikiem z odpalonym auto-attack i mieleniu otaczających nas wrogów. Urok tkwi w prostocie, świetnie przemyślanym systemie sprawiającym, że gracz stale coś osiąga, odblokowuje, bądź usprawnia. Całość okraszona satysfakcjonującą dla oka i ucha oprawą i efektami, pozytywnie odpalająca odpowiednie przekaźniki w głowie. Idealny przykład na to, że nie potrzeba wielkich studiów i wydawców, ani gier za 70$, żeby zapewnić dobrą zabawę na długie godziny. Innych na siłę nie podaję, bo nie gram w zbyt wiele nowości, choć wyszło w 2022 dużo tytułów, z którymi kiedyś chętnie się zapoznam (Xenoblade 3, Chained Echoes, Signalis etc.) Rozczarowanie roku - Stray Gra jest ogólnie fajna, ale rozczarowałem się głównie przez mylny marketing. Jako miłośnik zwierząt, szczególnie kotów, spodziewałem się gry o kocie w futurystycznym świecie z masą ciekawych/zabawnych interakcji. Tymczasem dostałem dziwną, melancholijną, chwilami przygnębiającą, albo wręcz zahaczającą o horror pseudo-platformówkę z zagadkami, w której kota równie dobrze można by było zastąpić czymkolwiek innym. Bo nie jest on nawet protagonistą, co nośnikiem dla bardziej zaangażowanego w otoczenie robota. Natomiast wszelkie kocie interakcje zostały pokazane już na trailerach, zaś w grze są one stosunkowo rzadkie i zwykle totalnie opcjonalne/zbędne. Spoko gierka, ale nie to, czego się spodziewałem. Średniak roku - Soul Hackers 2 Niskobudżetowy dungeon crawler od Atlusa, który wygląda jak twór ery PS2/Wii. Mimo tego bawiłem się dobrze, a nawet i lepiej, niż przy rozhajpowanym Shin Megami Tensei V. Główna bohaterka jest niesamowicie charyzmatyczna i pozytywna, OST zapadający w pamięci, nie najgorsza fabuła. Gra cierpi przez monotonię, nijakie i powtarzalne lokacje przez 3/4 gry, oraz zachłanność Atlusa, który nie mógł się powstrzymać od wydania serii day-one DLC. Mimo tego 100h przy grze spędziłem, 100% achievementów zaliczyłem i nie wykluczam zakupu pudełka wersji PS5 do kolekcji przy okazji jakiejś promocji (grałem na pc, digital) Najbardziej wyczekiwany tytuł 2023+ - Resident Evil 4? Ale bez spiny, raczej na premierę nie kupię. Na czym grasz? - Właściwie to na wszystkim, poza Xboxem.
-
Jak na tamte lata, to mogło być serio dobre, ale widać zarazem, że 3D Realms zjebał sprawę, jeśli chodzi o produkcję gierki. Ogólnie jestem z tych, którym ostateczny DNF nawet się podobał (na PC), ale zarówno produkt końcowy, jak i ten stary build sprawiają, że chciałby się jednak dostać Duke'a z prawdziwego zdarzenia. Ale znając życie w dzisiejszych czasach, to i jego by ugrzecznili do granic niemożliwości.
-
Z przyczyn prywatno-życiowych wszystkie długaśne gierki chyba będą musiały pójść na jakiś czas w odstawkę, ale zacząłem kilka popierdółek na PC do odpalenia na krótkie, niezobowiązujące partyjki. Bo (nie)stety Vampire Survivors już scalakowane. Retrowave Prosta gra indie w stylistyce retro/synthwave, w której jedziemy samochodem po najdłuższej prostej autostradzie na świecie, słuchając przy tym muzyki z gatunku synthwave. To właściwie tyle... Typowa gra do relaksu, ewentualnie do prostej zabawy z wymijaniem ruchu ulicznego na punkty. Kilka dostępnych trybów zabawy, kilkanaście samochodów oraz tras, z czego te ostatnie różnią się od siebie jedynie estetyką (w końcu linia prosta...). Można ustawić niski poziom trudności, skupiając się wyłącznie na spokojnej jeździe, zaś na wyższych w stylu Burnouta unikamy ruchu ulicznego zbierając punkty za niebezpieczną jazdę. Gra banalna, bez konkretnego celu (poza ewentualnymi achievementami), ale przyjemna. Przede wszystkim o fajnej stylistyce, z niezłą muzyką. Tak, żeby odpalić na chwilę, ponabijać trochę punktów, przesłuchać parę kawałków i wyłączyć. Kilka lat temu grałem w coś podobnego, bodajże Outdrive. Podobne założenia, ale tamta gra mi się nie podobała, bo nie pozwalała się "zrelaksować", tylko trzeba było pilnować prędkości, co zabijało jakąkolwiek frajdę. Retrowave zdecydowanie lepszy. Command & Conquer Remastered Collection Bardzo pozytywne wrażenie zrobił na mnie ten Remaster na początku, bo nie dość, że wygląda całkiem ładnie, to autentycznie widać, że był stworzony z pasją, a nie po linii najmniejszego oporu. Cały C&C oraz Red Alert z dodatkami, zremasterowany OST oraz mnóstwo materiałów dodatkowych oraz kulis tworzenia gry. Świetna sprawa. Szkoda tylko, że sama rozgrywka już nie robi takiego wrażenia, co kiedyś. Tj. zupełnie inaczej zapamiętałem zabawę sprzed 20+ lat. Na początku w ogóle odpaliłem poziom trudności Hard i bardzo szybko zrozumiałem swój błąd. Gra już w oryginale do łatwych nie należała - szczególnie kampania NOD - a tutaj różnice polegają jedynie na zaniżeniu statystyk naszych jednostek i zwiększeniu siły wrogów. Chrzanić achievementy, ja tak grać nie będę, niepotrzebnie się frustrując. Już i tak w grze jest zdecydowanie zbyt dużo misji z ograniczoną ilością jednostek, co samo w sobie jest trudnością, szczególnie przy tak marnym pathfindingu. Zainstalowałem do pogrania co jakiś czas po jednej misji. Trochę ich jest, więc będzie co robić. Sam jestem ciekaw, czy będę miał czas i cierpliwość na wszystkie. Ale nie zapomniałem o jakże przegiętej strategii z przyblokowaniem jakichkolwiek ruchów wroga workami z piaskiem... Zdaje się w Red Alert trochę to naprawili, ale w C&C można było dzięki temu nawet budowle stawiać z dala od głównej bazy, a AI w ogóle nie było w stanie sobie z takim murem poradzić. Pictopix oraz Hatsune Miku: Logic Paint S Jakiś czas temu wkręciłem się w Picrossa. Tak, jak kiedyś marnowało się czas przy Saperze, tak teraz takie łamigłówki lubię sobie odpalić co jakiś czas. Pictopix to zdecydowanie jedna z lepszych platform na PC w tej kwestii, jeśli nie najlepsza. Mnóstwo trybów, nie zliczę nawet ile plansz, plus dodatkowe wyzwania dzienne, leaderboardy itp. Nie wierzę, żebym kiedykolwiek przeszedł całość, ale dobrze jest czasem odpalić taką łamigłówkę. Logic Paint S to praktycznie to samo, tylko z moją ulubienicą Miku. Bo jestem pojebany i gra rytmiczna to dla mnie widocznie za mało. Oryginalny Logic Paint na Androida jest naprawdę świetny i prawdę mówiąc poza obrazkami mało w nim materiałów dla mangozjebów. Za kilka złotych na telefon jak najbardziej polecam, bo gra jest zacna i dobrze zrobiona. Natomiast Logic Paint S to już mocno wystylizowany Picross na "większe" platformy. Kompetentny, przyjemny, z możliwością odsłuchania (średnich, niestety) utworków Vocaloidów. Pictopix lepszy, ale Miku to świętość, więc też się pogra. Gal*Gun: Double Peace Typowa gra dla mangozjebów, jak nie zboczeńców. Toż kurde zacząłem zdanie, pogrążając się na wstępie na całego... Gal Gun to "celowniczek" na szynach, w którym strzelamy feromonami(wat?) do licealistek, a fabuła i ogólny koncept są tak debilne, że nawet nie chce mi się próbować ich opisywać szerzej niż to jedno zdanie... Sam nie wiem, co myśleć. Lubię gry świadome tego, czym są, oraz wszelkie parodie, dzięki czemu można się z nimi, lub z nich pośmiać podczas zabawy. Tu po trailerze spodziewałem się czegoś "z jajem", ale rozczarowałem się mocno, bo gra jednak traktuje siebie zbyt "poważnie" i serio czuję się nieswojo grając w coś takiego, szczególnie że jest to mocne ecchi. Szkoda, bo sam gameplay "celowniczkowy" jest stosunkowo fajny i urozmaicony, oraz w pewnym sensie pomysłowy. Chyba po cichu liczyłem bardziej na klimaty Huniepop, a tu typowa zboczona Japonia. Jedno zakończenie zdobyłem, ale nie wiem, czy mam ochotę na kolejne. Nie mam już chyba za to jakichkolwiek resztek godności...
-
Jeśli ktoś jest ciekaw, jak mógł wyglądać oryginalny DNF. Zarówno build jak i mod są grywalne.
-
Achievementy to dla mnie mimo wszystko nadal lekkie OCD, więc przed usunięciem gry z dysku na stałe chciałem mieć "czyste sumienie". Przyznam, że nie zmuszałem się jakoś mocno. Dodanie biegu oraz przyspieszenia walk naprawdę mocno łagodzi grind i chodzenie po lochach. Do tego stopnia, że po części żałuję, że przeszedłem grę na premierę, bo z pewnością jej odbiór byłby znacznie lepszy po patchu. Niemniej jednak będę o SH2 miał raczej dobrą opinię, pomimo wszelakich mankamentów i ogólnie "średniactwa" gry. Postacie, OST, oraz niektóre elementy gameplay'u były naprawdę mocno pozytywne. NG+ z zachowaniem poziomów i przedmiotów to raptem kilka godzin, a i tak trochę nowych scenek z bohaterami można było przy tym obejrzeć. Na PC już gry raczej nie tknę, ale nie wykluczam zaopatrzenia się w wersję pudełkową na PS5 do kolekcji, jeśli z czasem pojawią się jakieś drastyczne obniżki. Tj. mocno poniżej 100zł.
-
Jak rok temu z ciekawości odpaliłem Nocturne na PS3, gdy już zdążyłem przejść wersję HD, to się trochę zdziwiłem, jak topornie ta gra pierwotnie chodziła. Dużo osób ujada na HD Remaster, ale nawet takie subtelne zmiany, jak poprawiona praca kamery są mocno odczuwalne. Ja już jak zdarta płyta, ale w pierwszej kolejności DDSy oraz Devil Summonery bym chciał w wersji "HD". Strasznie bym sobie chciał odświeżyć obie serie, ale nie chce mi się babrać z emulacją i czekam na wersje PC. SMT5 na PC i/lub inne platformy to niemal pewniak. Kwestia czasu. Choć mnie nie zależy akurat. Wielu fanów prosi o Persony 1 i 2. Tu niby filozofii wielkiej nie powinno być, bo też wystarczy, że wersje PSP by przeportowali. Myślę, że dość realne. Ale wtedy zdecydowanie powinni przywrócić OST z oryginalnej P1, nie te pioseneczki. Z grami 3DS jest ten problem, że platforma była mocno specyficzna, i chyba zbyt dużo zachodu by to ich kosztowało, tylko żeby sprzedać "starą i brzydką niszową gierkę". No bo dwa ekrany, elementy dotykowe, "piksele na pół ekranu", te sprawy. To nie Square, żeby zrobili remaster na miarę Front Mission czy Pixel Remaster. Choć faktem jest, że 3DS ma dużo dobrych odsłon serii. A ja bym nie pogardził portem potańcówek na PC + Switch. P4D chętnie kupiłbym i splatynował po raz piąty (3xPSV + PS4). Odpaliłem sobie parę dni temu na Vicie przed snem i jednak muzyka z czwórki robi swoje.
-
Nadal są współdzielone, można spokojnie kupić. Sam wziąłem "na kiedyś" Stella Glow kilka dni temu. Co ostatecznie "warto" zależy od indywidualnych preferencji. Ja patrzę na konsolowe exclusive'y, które potencjalnie mi się spodobają, ewentualnie które mają nikłe szanse na porty na lepsze konsole. W skrócie do rozważenia - Shin Megami Tensei, Persona Q, Etrian Odyssey. Ja jeszcze wziąłem wspomniane Stella Glow. No ale ogólnie to wszystko głównie jRPGi i dungeon crawlery, plus parę strategii.
-
Jakie pierwsze Trophy / Achievment taki cały rok
Suavek odpowiedział(a) na Pryxfus temat w Graczpospolita
Ok...? -
A jesli gra jest na konsolach i PC, to gdzie temat? Kto pierwszy, ten lepszy? Bo VS najpierw wyszedl na PC, a port na Xboxa pozniej, ostatecznie mobile. IMO multiplatforma. inb4 "to jest forum konsolowe!"
-
Victor Vran jest nie najgorzej oceniany, ma co-op i jest obecnie w promocji - https://store.playstation.com/en-pl/product/EP1195-CUSA06253_00-VICTORVRANCE0000 Darksiders Genesis też fajnie wygląda.
-
Ciekawe dane zbiera ten Valve, ale podsumowanie szczegółowe zdecydowanie lepsze, niż na innych platformach. U mnie raptem garstka gier, ale przy których więcej posiedziałem. Miku przyczyną pogorszenia cieśni nadgarstka... Tyle grałem na premierę, że do dziś mam problemy.
-
Soul Hackers i Persona Q na 3DS znów w promocji po 16zł. E: Devil Survivor 2 też w promo.
-
To może jednak ktoś przeniesie temat do multiplatform...? Większość tu chyba i tak gra na komórkach lub PC. Tak może przynajmniej by jeszcze przyciągnęło uwagę tych, którzy nie grali.
-
Osobiście wolałem inwestować - także podczas rozgrywki - w pierwszej kolejności w EXP i przyciąganie kryształów. Im szybciej rośniemy w siłę, tym mniejsza szansa na obrażenia. No i nie marnujemy czasu na chodzenie w kółko i zbieranie dropów, tylko wszystko sami przyciągamy i możemy skupić się na eksploracji mapy. Jeszcze co do DLC - fajny pomysł mieli z mapą, ale mam wrażenie, że jak nigdy wcześniej arena zbyt szybko wypełnia się wrogami o dużych rozmiarach i zaledwie po 10 minutach dosłownie niczego nie widać, nie wspominając o dłuższej rozgrywce. Doszło do tego, że po prostu wybierałem podczas gry Arcanę, która sama przyciągała przedmioty z mapy, bo sam bym do nich nie dotarł na czas nie widząc, gdzie są ściany.
-
Przepraszam za mały "serious time". Nie chcę psuć zabawy, ale napiszę raz i sobie idę. Od lat nie biorę udziału w zabawie z przyczyn, które zachowam dla siebie, żeby nie wyjść na grincha. Ale pozwolę sobie na mały komentarz, żeby nie pisać osobno na chacie. Przez szereg trudnych spraw i problemów, które nagle wyskoczyły IRL, poważnie potrzebowałem odskoczni od codzienności. A mam wrażenie, że nieco więcej w tym roku na forum przesiedziałem, więc tytułowa zabawa była dobrym pretekstem i nieco w tym pomogła. Szczególnie w takim okresie. Z mojej strony "udział" jest czysto symboliczny. Na "bomby" naprawdę nie mogę sobie obecnie pozwolić, a już na pewno nie dla wszystkich, dlatego szału nie ma z mojej strony. Niemniej jednak naprawdę szczerze chciałem dobrać co niektórym gierki, które sam uważam za fajne, interesujące, lub przy których sam spędziłem dużo czasu. Cena ceną, ale frajda frajdą. Serio liczę, że przynajmniej dacie tym tytułom prędzej czy później szansę. Dlatego traktuję to wyłącznie jako symboliczne świąteczne piwko ode mnie, choć życzenia i intencje są jak najbardziej szczere. Jednocześnie to, czego mogłem się obawiać/spodziewać - sam otrzymałem kilka giftów. Dziękuję mikołajom serdecznie i doceniam. Niemniej jednak bardzo wszystkich proszę - i nie jest to odwrócona psychologia - nic mi już nie wysyłać. Raz, że nie czuję się dobrze przy znacznej różnicy cenowej podarków, a dwa, że przez wspomniane problemy IRL czasu na granie mogę mieć teraz jeszcze mniej, niż dotychczas. No porobiło się, więc prędzej czas znajdę o grach pogadać, lub powspominać, niż samemu w nie grać... Tak czy inaczej, dziękuję mikołajom, jak i pozostałym forumowiczom za fajną/szaloną społeczność. Super Hexagon jest niesamowity w swej prostocie. Teoretycznie można całość przejść w 6 minut. Teoretycznie... Mnie bicie rekordów zajęło ponad 20 godzin. W zeszłych latach była moda na wręczanie sobie HuniePop. W sumie dziwię się, że jeszcze nikt nie wpadł tu na ten pomysł. Ale Mirror, pomimo bycia hentajcem (po wgraniu uncensor patcha), to naprawdę fajna gra typu match-3. No ma zbereźne elementy, momentami wręcz chore przy kilku wątkach, ale jak na miks puzzli i RPG to grało się fajnie, szczególnie w tej cenie. W dodatku przystępny calak osiągnięć. No i powiedzmy sobie szczerze - wolicie układać gemy w prostym Bejeweled 3, czy walczyć przy tym jednocześnie z cycatą amazonką lub elficą w Mirror? Na Steam mam niewiele godzin na liczniku, bo grałem w to jeszcze z fizycznego nośnika jakoś na studiach. Nawet nie będę próbował zliczyć, ile godzin, ale (za) duzo... Z tego co się orientuję lubisz strategie, zarówno Real-Time, jak i Grand Strategy. Knights of Honor to coś pomiędzy. Bardzo przystępna strategia z kilkoma fajnymi rozwiązaniami. Nie idealna, ale można tworzyć świetne scenariusze. No i OST sam w sobie jest cudowny. Niedawno wyszła część druga, ale z tego co widzę wygląda w dużej mierze na to samo, tylko w 3D. Pokażę jeszcze z wdzięcznością, co mnie mikołaje zdążyli przynieść, za co serdecznie dziękuję, ale na tym kończymy w moim przypadku, bardzo proszę. HoMM3 moja młodość i ulubiona odsłona serii. Wersji HD nie mam, tylko wersję GOG, ale kiedyś chętnie obadam. Figuś chyba śledzi moje rekomendacje YT, bo oglądałem ostatnio kilka materiałów o Symphony of the Night i serio rozważałem zapoznanie się z serią. Tematycznie. Jednocześnie dziękuję też i przepraszam @Dr.Czekolada, który trafił świetnie w mój gust, ale naprawdę nie mogłem gry przyjąć... Ale zgaduję, że nic się nie zmarnuje. Zdrowia życzę, spokoju, i żeby życie się wszystkim układało. Bawcie się dobrze. PS. Jeszcze mini-prezent dla organizatora @Velius
-
"Beka z człowieka" i inne reakcje na posty.
Suavek odpowiedział(a) na Soyokaze temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Dlatego reakcje same w sobie nie są złe. Zresztą, gdzie nie wejdziesz, to masz wszelkiego rodzaju plusy i minusy. Aczkolwiek wiele serwisów decyduje się już nawet ukrywać minusy przed pozostałymi, a widoczne pozostawiać jedynie plusy. Ale "beka z typa" to już faktycznie taka trochę gimbaza, która wiele nie mówi. Sam ostatnio napisałem opinie o filmie i zebrałem serię takich reakcji. Nie przejęło mnie to szczególnie, ale wolałbym, żeby osoby napisały, z czym się nie zgadzają, tym bardziej, że moja opinia była jak najbardziej pozytywna. Ot przykład. Dyskusja byłaby fajniejsza, a tam cisza. Ale ja jestem starej daty. Nie umiem w fejsbuki, discordy, tweetery i łatwiej mi postukać w klawiaturę w wolnej chwili lub robocie. -
"Beka z człowieka" i inne reakcje na posty.
Suavek odpowiedział(a) na Soyokaze temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
To już jest problem psychologiczny, ale czy próbowałeś te reakcje po prostu... zignorować? Tak, na forum panuje kółko wzajemnej adoracji. Tak, łatwe reakcje zabijają jakiekolwiek dyskusje. Tak, betonowa jednomyślność zniechęca do dalszej dyskusji. Nie, nie musisz temu ulegać. Nie, nie musisz się do tego dostosowywać Jest trochę prawdy w tym co piszesz. Tylko nikogo to pewnie tutaj nie obchodzi, a przez ostatni akapit w rzeczy samej możesz spodziewać się zmasowanej reakcji "beka z typa". Słabych psychicznie na reakcje jest więcej, a to jest tylko i wyłącznie pożywką dla trolli. Dlatego najprościej jest po prostu takie osoby olać. Na zasadzie, jak nie okażesz im zainteresowania, to w końcu się im znudzi. To forum jest pełne wariatów, ale duża ich część to jak najbardziej pozytywni, sympatyczni wariaci, a pośród nich są też osoby, z którymi dobrze jest czasem rzeczowo popisać, czy pogadać o gierkach i nie tylko. Skup się na nich, jeśli chcesz się rozpisać, a reakcje pozostałych olej. Skoro twierdzisz, że niczemu one nie służą, to dlaczego się nimi aż tak przejmujesz? Dystans trzeba mieć, zarówno do siebie, jak i innych. Ja często "gadam sam do siebie" na niektóre niszowe tematy, ale w końcu czasem trzeba z kimś inteligentnym pogadać. Żart. No trudno, ale wychodzę z założenia, że a nuż którymś swoim tekstem, czy postem zainteresuję kogoś - nawet anonimową osobę - np. do zagrania w jakąś gierkę. A często jest też tak, że jeśli komuś nie chce się odpisywać, to i tak tego nie zrobi, niezależnie od tego, czy ma dostępne reakcje na posta, czy też nie. Aczkolwiek zgodzę się z tym, że "beka z typa" jest lekką przesadą i zalatuje mocną gimbazą. Kompletnie zbędny dodatek, stworzony dla garstki userów, którzy i tak są, lub powinni być na banicji. -
Jeśli sama gra sprawia Wam radochę i nie zależy Wam tylko i wyłącznie na osiągnięciach, to lepiej eksperymentować i kombinować samemu. Więcej się z gry wyciągnie moim zdaniem. Jest kilka "najlepszych" buildów, ale ograniczanie się do nich moim zdaniem może zabić frajdę z zabawy. Wolę się pomęczyć czymś gorszym i tym samym poznać sposób działania pewnych broni/przedmiotów, niż iść w jeden sprawdzony schemat.