Aerosmith byli świetni do 1976 i Rocks. Póki grali prosto i równo. Na pierwszej płycie właściwie nic słabego nie ma, dalej jest nieźle z genialnymi Train Kept A-Rollin', Sweet Emotion, Last Child na kolejnych płytach.
Potem zaczęli wydziwiać i irytująco hałasować, na Permanent Vacation z '87 i dalej starego Aerosmith już brak, nie ma za(pipi)istych riffów, jest poprock, którym zresztą się jarałem jak miałem jeszcze ze 13 lat.
No, skończyli sie na Kilemál generalnie.