Ok nie bylo niczego ciekawego w kinie wczoraj, totez zaszedlem na Basterdsow. Jak juz wspominalem na tym forum, Tarantino zaczal mnie meczyc jakis czas temu, poniewaz koles kreci wciaz jeden film, w jednej konwencji, z gagami w tym samym stylu, zmieniajac tylko "swiat przedstawiony". Jak mialem 13 lat to moglo mnie to jarac, ale nie lubie ogladac tych samych i juz niesmiesznych schematow. Dlatego tez trudno bylo sie spodziewac bym poszedl do kina optymistycznie nastawiony.
No i co...film jest duzo gorszy niz sie spodziewalem. Gdyby to byl film na poziomie Tarantino to jeszcze pol biedy, ale to jest ku pa nawet jak na niego. Nuda, nuda, nuda, gdyby nie Waltz i ew. Pitt to w tym filmie nie byloby niczego ciekawego. Znowu te same tarantinowskie gagi, z tym ze o 2 poziomy nizej, sceny akcji sa beznadziejne, a film jest okruuutnie przegadany. O ile kiedys typowo tarantinowskie dialogi o niczym byly ciekawe (dialog o kelnerce w Dogsach albo o supermanie w Billu), to teraz to jest tragedia. Dzien po seansie mam jeszcze gorsze mniemanie o tym filmie, chyba najgorsze co Quentin kiedykolwiek zmontowal. Plytki, nudny shit, ot taka lalka Barbie na rzeznickim haku. Hans Landa wymiata, reszta do piachu.