Ktoś tak zawsze pisze. Zdzieram Omegę i zrobiłem zapas worków foliowych
Ok, edit.
Po 2,5 godzinach nieprzerwanego latania stwierdzam, że jest system seller. Uczucie pędu już na Venomie wbija w fotel, immersja na poziomie machania do wirtualnych ludzików po wygranym wyścigu i szczerzenia zębów do statków przeciwnika, przy większych piruetach instynktownie wypuszcza się powietrze z płuc z głośnym świstem, na odpowiednim fotelu, pozwalającym nieco odchylić siedzisko do tyłu człowiek czuje się jak za sterami. Przewidywanie trasy ruchami głową, rozglądanie się na boki za przeciwnikami, poczucie skali statków i tras (jak popatrzyłem się na pionowo idącą część toru, który odbijał z tego, gdzie byłem pod kątem 90 stopni, dech mi zaparło) kamera z kokpitu ustawiona na kręcenie się razem ze statkiem to absolutne szaleństwo (są też inne, spokojniejsze ustawienia, np. kabina zawieszona w jednym poziomie, a kręci się tylko korpus), beczki na tym ustawieniu to jest już wymysł sadysty, ale da się to żołądkowo wytrzymać. Moja metoda świadomego, głębokiego oddychania przez usta zdaje egzamin (tylko świadome, bo jak się zapomni to jest tendencja do skracania oddechu i przychodzą mdłości). Mimo tego ta gra to już wyższa poprzeczka w kategorii błednikowego mindfucka i nie każdy da radę. Szczególnie potrafi zakręcić się głowie podczas rozglądania się po trasie, np w górę podczas gdy zjeżdżamy w dół. Patrząc na wprost jest najlepiej, ale traci się możliwość planowania ruchów i reagowania na to co dzieje się wokół nas.
2:30 i zdjąłem hełm zlany zimnym potem z mokrymi, trzęsącymi się łapami i mrowieniem na całym ciele. Jest sztos i kolejny VR mesjasz. Teraz niech tylko ktoś skonwertuje Project Zero w fps i mogę umierać szczęśliwy.
P.S. Dźwięk 3D idący z hełmowych słuchawek to majstersztyk.