w sobote bylem na koncercie, bardzo spoko bylo.
o 16 poszedlem z nowa plytka do empiku po autograf. troche postalem w kolejce z roznymi obrzydliwymi brudasami, do tego niestety bylo sporo mlodziezy... dostal autografy calej trojki, uscisk dloni itd. nic wielkiego ale fajnie miec podpisana plyte. no i jakis typ przedemna dal nergalowi pierniki.
koncert zaczal sie od black river. fajnie grali w sumie chlopaki, taki mocniejszy motorhead dla biedakow jak okreslilem to z kumplem. nie mniej jednak niezle na rozgrzewke. potem gral azarath czyli typowe tru szatany. bylo oczywiscie troche pie.rdolenia o rydzyku, o moherowych beretach co jest norma kiedy do torunia jakies szatany wpadaja. to mi sie akurat mniej podobalo, ale w sumie grali dosc dobrze. taki mega prosty death. potem byl hermh. no takiego go.wna to ja dawno nie slyszalem xD nie dosc, ze wokalista wyglada jak jabba z gwiezdnych wojen, to jeszcze grali cos troche w stylu nightwish. masakra. byla przynajmniej okazja, zeby sie zregenerowac i posaczyc browarki.
potem przyszly behemoty. zaczelo sie od ov fire and void z nowej plyty, potem sie przywitali i zaczeli grac kawalki ze starszych plyt. byly klasyki, byl demigod, conquer all, decade of therion (pisze tylko to co pamietam). blyskaly jakies ognie, iskry itd. fajnie sie to prezentowalo. potem grali chant for ezkaton, czyli koncertowy masakrator. na zywo ten kawalek brzmi super. troche walczylem w mlynie ale od kilku dni jestem ledwo zywy wiec ponioslem kleske w starciu z ortodoksyjnymi brudasami. jeden z nich mial koszulke zespolu "miecz wikinga" co wzbudzilo moj szacunek. na koniec zagrali najlepszy utwor z nowej plytki, czyli lucifer.
ogolnie bylo dobrze, na zywo brzmia super i zabawa byla konkretna. za rok ponoc maja znow miec trase w polsce, o torun zawsze zahaczaja wiec pewnie sie znow przejde.