pewnie niektorzy mnie zlinczuja za ten temat, ale nudzi mi sie to zakladam.
dla mnie to praktycznie od queen sie wszystko zaczelo, pierwszy zespol ktory naprawde uwielbialem, uczylem sie tekstow na pamiec (zapisywanych fonetycznie na kartce ze sluchu) sluchajac kasety w radyjku. pomijajac znane wszystkim hity jak li ar de czempions itd. warto wspomniec o wielu naprawde genialnych (do dzis) kawalkach takich jak bohemian rhapsody, innuendo, prophet's song i naprawde wielu innych ;] do dzisiaj lubie zapuscic, bohemian rhapsody to absolutny mistrz, ale najlepszym ich krazkiem jest zdecydowanie ostatni album czyli "innuendo". praktycznie brak slabszej piosenki, znakomity otwieracz i na zakonczenie show must go on znany chyba kazdemu. dodatkowo album nagrywany byl dwa lub trzy miesiace przed smiercia wokalisty, a mimo wszystko brzmi swietnie. bo mozna o nich mowic wiele, ze przebierali sie za kobiety (czlonkowie monty pythona tez, na wyspach to chyba po prostu norma xD), ze freddie spiewal czasem jak kobita, ze na poczatku kariery ubierali sie jak pedaly itd itd, ale jednak uwazam, ze do dzis mozna ich sluchac bez wstydu i skrzywienia.
zaje.bista piosenka, zaje.bisty klip
elo.