No, teraz przynajmniej wiem, że masz jakiekolwiek pojęcie o muzyce (hej, Pelipe). Ja nie mówię, że ta płyta jest dobra. Ma po prostu swoje momenty jak dla mnie. Najgorsze jest to, że sam zespół zdaje się wypierać tego tworu, nie grając nic na koncertach. Nawet jak grali St. Anger, to brzmiało to maksymalnie ch.ujowo. Nie mówiąc już o całej otoczce "było srogo, piliśmy, ruchaliśmy, ćpaliśmy, w końcu zaczęliśmy jeździć sobie po rodzinach i napieprzać parówkami, ale spoko, Hetfild poszedł na zajęcia grupowe, wszyscy sprzedaliśmy sobie po liściu i oto jest - album z naszymi skompresowanymi brudami ". Filmu "Some Kind of Monster" nawet nie próbowałem oglądać...