The Assasination of Jesse James - cóż wiele, mówić. Po seansie byłem dosłownie zmiażdżony i zostawiony sam na sam z masą przemyśleń co się chwali. Oszczędna gra aktorska sprawia raczej, że film ogląda się jak dosc specyficzny dokument. Nie ma tu, żadnych przebłysków, genialnych ról. Tu wszystko jest dość równe, świetnie oddające klimat tego co działo się w bandzie Jessiego. Nie mogę tez powiedzieć, że to jest zwykły, fabularny film z widzem prowadzonym za rączkę. Dużo tu rwanych dialogów, wyrażających każdą emocję twarzy, ujęć nieba czy innych, malowniczych krajobrazów. Ostatnie pół godziny to małe mistrzostwo świata jak dla mnie. Tym samym trochę waham się czy nie sprzeciwić się nazywaniu Roberta Forda tchórzem. O ile na początku seansu wszystko jest dość jasne - chłopak zafascynowany idolem i odrzucony przez niego, tak później IMO sytuacja nie jest już tak jasna. Zresztą każdy kto obejrzy powinnien zrozumieć.
Pewnie chaotycznie napisalem, ale kij z tym;f must-see