Gierki raczej koncze (inna sprawa ze gram raczej malo), ale Brutal Legend rzucilem w kat podczas walki z glownym bossem. Na papierze pomysl jest nawet niezly bo jest to polaczenie wszystkich elementow ktore byly obecne w grze - jezdzenia, strategii i szlachtowania.
Bylo tego niestety za duzo gdyz kazdy z tych elementow wieje gównem. Sterowane auto nie ma ciężaru i lata się tym bezwładnie; ciachanie gitaro-siekierą to mocna porażka ze względu na zerowe odczucia kinetyczne - Jack Black rusza sie jak kloc, macha tym (pipi) od niechcenia, umiejetnosci ma bezuzyteczne a przeciwnicy nie telegrafuja swoich ciosow w zaden sposob wiec zostaje dostawanie w(pipi)u i uciekanie od bandy az sie zregeneruje. Sam element strategiczny zly nie byl, ale z racji nieintuicyjnego, prze-wolnego sterowania musimy ograniczyc sie albo do produkowania jednostek, albo do rozkazywania gdzie maja isc, albo do pomagania im w walce - rzecz niemozliwa bo przeciez nie jest to turowka i czas leci... A my sobie jedziemy 'kursorem' przez cala mape do bazy... Bez pospiechu...
Szczerze gardze ta gra i od kontaktu z nia skumalem ze Double Fine to banda hochsztaplerow z dwoma pomyslami na krzyz i zerowymi zdolnosciami w przelozeniu ich na systemy gier sprawiajace radosc.