Tak, ta alternatywna rzeczywistość była tutaj jakiegoś rodzaju czyśćcem, która z punktu widzenia normalnej, wyspowej rzeczywistości, się nie wydarzyła, co rozumiem, że może kogoś satysfakcjonować, ale imo to bardziej było wsadzone jako wyciskacz łez taki. Szczególnie te wszystkie fleszbeki. Mnie to nie satysfakcjonuje z tego względu, że całość finału skupiła się praktycznie tylko na tym, plus 'na szybkiego' pokazanie zabicie MiBa, ratowanie wyspy przed zatonięciem plus ucieczka samolotem. Nie spodobało mi się, że od połowy epizodu, dokładnie od momentu śmierci Dymka, cały wątek Jacob&MiB został jakby wyrzucony do kosza, bo jednak chciałoby się czegoś więcej, niż takie aż za bardzo przewidywalne zakończenie głównego motywu całego szóstego sezonu,
Jedyną ciekawą kwestią, a być może czepianiem się na siłę jest 'kiedy' ten czyściec miał miejsce i czy był on ten sam dla każdej z postaci, czy być może każda miała swój własny, indywidualny. Bo jak wiadomo, wszyscy zginęli w różnych okresach, tj Jack na wyspie, Hugo być może żył z kilkaset lat, jak Jacob, z kolei ci, co samolotem odlecieli [btw kto jeszcze się facepalmnął, gdy wyszło, że Lapidus żyje?] pożyli kilkadziesiąt lat...