Problem Miami polega na tym, że jak mają już parę / paręnaście punktów przewagi w ataku grają jedną opcję. Tzn. podaj do Wade on wygra mecz. Co się kompletnie nie sprawdza. Ani w 2 meczu, ani w 4. W sumie to się cieszę. Bo według mnie weterani z Dallas, którzy wiele wnieśli do nba wiele, bardziej zasługują na zwycięstwo niż drużyna sklecona w tym sezonie z gwiazd. Zresztą to całe ogłaszanie wielkiej trójki przed sezonem to było chore. Najgorszy przykład amerykańskiej megalomanii. No trudno.
PS' Ogqozo: Dirkowi nikt nie wytykał słabego występu, gdyż grał z temp powyżej 38C. Swoją drogą w ostatniej minucie zafundował Miami lekkie deja vu, ogrywając Haslema identycznie (tylko na prawą rękę) jak Bosha w końcówce 2 meczu)