Ja nigdy nie miałem sztywno ustalonego zakresu powtórzeń, ale ostatnio tak rozpisałem sobie trening, że w każdej serii mam konkretnie daną liczbę ruchów - za(pipi)ista sprawa. Czasami jest mega walka, zeby dociągnąć do końca, gdybym nie miał założenia, że musze tyle zrobić na pewno wcześniej bym skończył. A jak już kompletnie brakuje mocy to tak jak CJ Fletcher pokazywał, odkładam sprzęt na kilka sekund, pare wdechów i nie ma, że boli - napierdalam do końca, jak jest np. 16 powtórzeń, ma być 16. Miażdzy.