Mega podobał mi się ten motyw, że nic nie jest zaznaczone na mapie. Nie ma znaków zapytania do których musisz iść. Świat został tak skonstruowany, że sam sobie go odkrywałeś, a gra ciągle nagradzała eksplorację znajdowanymi Korokami. To były małe nagrody, ale na tyle częste, że na mnie działały jak narkotyk
W Origins otworzyłem mapę, zobaczyłem znaki zapytania i już wiedziałem, że po drodze pomiędzy jedną miejscówką, a drugą nic ciekawego mnie nie czeka. Cała gra to było przemieszczanie się z punktu A do B i tyle. Jakoś nie mogłem się wciągnąć.
W Odyssey też są te znaki, ale jakoś mi to teraz nie przeszkadza, sam nie wiem czemu.