chodzi o zmiany w kontynuacjach, na lepsze.
ogolnie sprawa z gowem jest taka, ze sam sobie podbil poprzeczke pierwsza czescia. gra miala stawiac na ciaglej mlocce, prostej, opierajacej sie conajwyzej do timingu klepania w kwadrat i trojkat i czestych, spektakularnych qte. rzeczywiscie mozna tak na to patrzec, ale nie tym zaslynal kratos- przedewszystkim to gore gralo pierwsze skrzypce, chora frajda rozrywania ludzi i miazdzenia bossow. chyba kazdy sie delektowal zakonczeniem walki z heliosem czy herkulesem. no i wlasciwie sie to na tym opieralo. mi to sie tam podobalo, ale nie jestem zwolennikiem szarpanie w podobne do siebie czesci, bo to jednak traci urok. mimo to przeszedlem stacjonarna trylogie i mi starczy.
co mnie zlosci?
"EPICKOSC"
przez ostatnie lata slowo to zostalo tak wyruchane, ze prawie juz mi przez gardlo nie przechodzi.
kal of djuti- epickie
resistance- epickie
god of war- epickie
halo- epickie
and so on and so on
DZIZAS, nie chodzi juz o to ze ludzie nie chca uzywac jakichs synonimow, ale o to, ze cecha ta jest zawsze jakas mega za(pipi)ista zaleta gry. ja rozumiem ze fajnie widziec rozmach w grze, ale po (pipi)a tam pompatyczna 47 symfonia betowena? po co wciaz te wielkie wybuchy, w ktorych tylko postac gracza zawsze przezywa itd. przeladowane bzdurami gry dokladnie pokazuja czego chca gracze- przerostu formy nad trescia. jezus maria, przeciez w afganistanie nie dzieje sie tyle rzeczy w miesiac, co w MW przez godzine.
potem sa rozmowy devepow "musimy zrobic gre, (pipi)ac sterowanie, zroznicowanie, wazne zeby byla epicka, to sie sprzeda"