I Love You, Man, (u nas to chyba Stary, kocham Cie czy Kocham Cie, Stary albo Stary gdzie moja bryka, coś takiego). Poszedłem od niechcenia, gdyż sezon ogórkowy to nie ma w czym za bardzo przebierać. Nawet pozytywnie się rozczarowałem. Szczególnie, że chyba przed Bruno mignął mi trailer, który nie był nic a nic zabawny (tak jak Bruno). No i w sumie I Love You, Man nie jest filmem zabawnym, to znaczy nie jest to komedia gagów (ale też nie jakaś komedia romantyczna). Ot, taka przyjemna produkcja na wakacje, przedstawiająca proces powstawania męskiej przyjaźni, bez żadnej większej "intrygi". Spoko postać Jona Favreau. Jak ktoś nie ma co ze sobą zrobić na mieście między 13 a 15 to można zobaczyć.