Ten trening był przygotowaniem do dzisiejszego Półmaratonu Lubartowskiego. Zakończyłem go z czasem 1h 40 min 06 s. zajmując 39 miejsce na ponad 200 osób 13 miejsce w swojej kategorii wiekowej. Szczerze mówiąc bałem się tego dystansu, ale "nie próbujesz nie wygrywasz" Bałem się, że nie dobiegnę (w sensie, że siara trochę jak cię karetka zawinie bo się porwałeś z motyką na słońce), ale udało się i to ze świetnym jak dla mnie wynikiem. W życiu nie byłem taki z siebie zadowolony. Jeszcze zamknęli ulice, przyszło mnóstwo kibiców, maskotek. Oklaski i głośny doping, czułem się (pipi)wa jak bokser wchodzący na ring. Doczepiłem się do jakiejś grupki, która wyglądała na w miarę profesjonalną, sądząc bo ubiorze i budowie ciała i biegłem z nimi od 5tego do 15tego kilometra. Poczułem, że mogę więcej i ich wyprzedziłem i uciekłem. Ale ta grupka dodała mi mega boosta, bo zawsze miałem problem z racjonalnym rozkładaniem sił na zawodach. Czuć ten dystans w nogach, ale i mega radość. Ostatni kilometr w centum miasta gdy wszyscy mnie oklaskiwali to już nawet zapomniałem o oddechu i bólu nóg tylko dawałem do przodu ile sił. Jak ja kocham biegi. W piątek jakieś mało istotne zawody na 5km a w niedzielę dycha do maratonu w Lublinie, mam nadzieję, że znowu będzie ponad 1000 zawodników. Uczucie za(pipi).istości jeszcze większe, bo bieg będzie po mieście, a nie jak ostatnio wzdłuż zalewu oddalonego od centrum o ok. 7 km. Organizacja świetna, co 5 km woda, na 10tym banan i izotonik, a nawet całe butelki można było dostać. Nie było tojtoja tylko normalna łazienka udostępniona przez jakiś budynek.
Cooper podziwiam, biegłem dychę w lesie kiedyś, pisałem tutaj wrażenia. Sam las to już nieźle potrafi zmęczyć