Mafia: Definitive Edition
Oryginał skończyłem prawdę mówiąc nie aż tak dawno, bo w lipcu ubiegłego roku. Pomimo posiadania oryginału w big boxie w 2002 nie dałem rady wtedy z niesławnym wyścigiem na torze i dopiero wieele lat później udało mi się zobaczyć całą grą Czechów. Jak na dzisiejsze standardy gierka już dawno zdążyła się zrobić mocno kwadratowa pod niemal każdym względem więc wiadomość o remaku przyjąłem z otwartymi ramionami.
Nie miałem przyjemności z Mafią 3 ale nasłuchałem się, że raczej była zawodem i technicznie downgradem pod wieloma względami w porównaniu do dwójki. Od razu mówię, że jestem z ich efektu końcowego zadowolony. Z Remakami robionymi przez inne studia jest trochę jak z coverami piosenek, mogą brzmieć podobnie ale to nie oryginał więc nie chciałem się nastawiać na ortodoksyjne czepialstwo "a zmienili tu jak śmieli!" a ogólnie wrażenia z ich interpretacji tej świetnej historii.
Na plus grafika - Lost Heaven jest prześliczne, sterowiec na niebie, parowce na przystani, zatłoczone ulice przy przejeżdżających tramwajach i wielkie drapacze chmur w centrum miasta. Efekty pogodowe, kałuże na ulicach i mokre karoserie aut wyglądają bardzo dobrze. Nie jest to oczywiście budżet gier Rockstara ale sądzę, że jest wciąż na co popatrzeć.
Sama gra względem oryginału jest łatwiejsza nawet w trybie "klasycznym" chociażby ze względu na checkpointy, których jest więcej niż w pierwowzorze. Jedyne co mi się nie spodobało to podczas wymiany ognia przeciwnicy mają zwyczaj nie przejmowania się kulami, którymi oberwali w brzuch i dalej mierzą jak terminatory. Próbują od czasu do czasu flankować i ostrzegać kolegów, żeby nas zasypali ciągłym ogniem, rzucają koktajlami czy granatem ale nie wyjdą poza określoną strefę walki kiedy zaczniemy uciekać. Struktury misji w większości zostały wierne wersji Czechów na pewno przeszedłem mniejszą irytację niż powtarzając do znudzenia przekombinowane sekcje w oryginale ale z drugiej strony te najbardziej kultowe misje poczułem, że jesteśmy trochę bardziej prowadzeni za rączkę.
Podoba mi się, że postacie dostały znacznie więcej dialogów i nawet dodatkowe cutscenki, gdzie mogą popierniczyć 5 minut o niczym gdzie wersja z 2002 raczej była pod tym względem skromna i od razu do rzeczy, no ale wtedy nawet Rockstar dopiero kiełkował z GTA. Mam mieszane uczucia tylko co do końcówki gry. Sądzę że nowymi dialogami Hangar 13 trochę zmienił kontekst i znaczenie całej historii jednak w ogólnym rozrachunku i tak świetnie się bawiłem przez te 15 godzin. Czy polecam? Jasne nawet i fanom oryginału, mniej wyrwiecie włosów przy przechodzeniu daję 4+/6
Touhou Lunar Nights
Metroidvania i to w gamepassie, że ja miałbym jej nie dać szansy? Całkiem fajnie skonstruowana gierka na podstawie serii shmupów, o których nic nie wiem. Dosyć krótka, bo całość zajęła poniżej 8 godzin ale nie zdążyła niczym znużyć no i po skończeniu mamy boss rush, który uważam za wisienkę na torcie tej gry a dlaczego już za chwilę napiszę.
Nasza postać walczy za pomocą rzucanych noży a te zabierają MP ale w trakcie gry uczy się zatrzymywać czas w jego trakcie jesteśmy jak Dio z JoJo Bizzare Adventure spamując nożami na prawo i lewo, gdzie nic nas to nie kosztuje poza spadającym licznikiem na zegarze, który się samoistnie regeneruje. Kluczową mechaniką do poznania w trakcie starć z bossami, jest bliskie ścieranie się z nimi i ich atakami, bo te mogą nam regenerować zarówno mp jak i hp więc poznanie ich strategii i umiejętne manewrowanie postacią w tym high risk - high reward systemie jest niezbędne. Przyznam po prawdzie, że zrozumiałem to w pełni dopiero przy końcowych bossach ale jaka to była frajda w końcu załapać
Po jej skończeniu odblokowuje się boss rush więc na pewno z nią jeszcze nie skończyłem. Przytuliłbym z chęcią jakiś dłuższy sequel, który jeszcze dalej mógłby jakoś pociągnąć ten pomysł 4/6.