Rune Factory: A Fantasy Harvest Moon
Prawdę mówiąc po Stardew Valley te wszystkie japońskie farm simy wydają się skostniałe i archaiczne ale coś jest w tych gierkach, że zabierają godziny z życia nie gorzej niż długi jrpg.
Jedynka Rune Factory z całą pewnością jest przestarzała ale sięgnąłem po nią ze względu na sentyment. To był mój pierwszy kontakt z Harvest Moonem i pomimo, że nie udało mi się wtedy zbyt głęboko "wgryźć" w mechanikę całkiem przyjemnie wędkowało się ryby i sadziło truskawki na polu.
Od typowego Harvest Moona RF wyróżnia się elementami action rpg i wątkiem fabularnym, w zasadzie skupiając się na tym polu można powiedzieć, że to action rpg z elementami orania pola.
Sama historia jest ciut głupiutka i budżetowa, jesteśmy przybłędą z amnezją i na starcie jesteśmy wycieńczeni ale na szczęście odnajduje nas pewna dziewczyna, która widząc że przymieramy głodem i pragnieniem wręcza nam motykę oraz konewkę by tak oto oddać w nasze ręce jej gospodarstwo. Jak już mówiłem story jest dosyć głupawe i lepiej je traktować jako dodatek do dania głównego, jakim jest oczywiście czerpanie profitów z życia farmera.
Mamy 4 miesiące w grze, każdy to inny sezon w którym będziemy sadzić inne rośliny na polu poza zimą, gdzie nie posadzimy nic. Tutaj pojawia się ciekawa mechanika tej serii, bo wraz z pracą na polu dostajemy od burmistrza miasta pozwolenie na wejście do jaskiń, gdzie możemy hodować zieleń w oparciu o sezon jaki reprezentują. W jaskini gdzie panuje wiosna będziemy mogli podlewać truskawki w nieskończoność, bez obawy że plony pousychają. Jest to szczególnie ważne, bo będziemy musieli to robić aby skończyć wątek fabularny. Hodując zioło w jaskiniach tworzymy "Rune Factory" czyli kulki energii, które odnawiają staminę postaci bo każda czynność jaką wykonuje kosztuje tzw rune points a jak te zejdą będzie spadać hp. Powstaje przez to pewien problem gdyż w jaskiniach stoją teleporty, z których wyskakują stwory i trzeba je bić a to też zabiera RP/HP. Początkowo walka jest dosyć ciężka bo zabiera dużo RP/HP ale wraz z progresem nasza postać rozwija się w poszczególnych umiejętnościach i idzie to wszystko znacznie sprawniej. Można też zaprzyjaźnić się z stworkami i zaprowadzić ich do pracy na polu albo mogą nam towarzyszyć w jaskiniach i chronić. Konkretne stwory potrafią poszczególnie - Zbierać plony, podlewać ziemię, dawać mleko, miód, wełnę itd
Miasto i npc z którymi przyjdzie nam żyć jest dosyć bezduszne, ot każdy łazi sobie według swojego harmonogramu, odbywają się od czasu do czasu jakieś święta ale to nie ma startu do Stardew. Stoją jak kołki przed domkami i nawijają w kółko ten sam monolog w zależności od eventu niczym w staroszkolnym jrpg. Nie da się ukryć, że pod tym względem nie jest to zbyt rozbudowany farm sim. Można poślubić jakąś pannę i tu też nie ma szału stoi w domu i gada w kółko te same frazesy.
Mój ślub wyglądał trochę cringowo bo zabrałem się za inną niż ta, co dała nam gospodarstwo i po ślubie ona do nas, że możemy dalej pracować i zarabiać na jej włościach aż trochę mi jej szkoda się zrobiło xd Akcja potem przeniosła się do następnego dnia, akurat gra wylosowała porę deszczową, a ona wtedy zawsze przychodzi do nas tak o, świeżo po nocy poślubnej z tekstem "mam nadzieje że nie masz nic przeciwko, wiem że masz żonę"
PS Sama żona cudowna, elfka która chce stworzyć pomost między ludźmi. Codziennie na śniadanie pakuje mi surową kolbę kukurydzy do pracy mniam.
Możemy ulepszyć nasze mieszkanie, dzięki temu wsadzimy stoły do craftingu, kuchnie, lodówke, schowek. Z tych rzeczy również możemy czerpać profity jak również sama postać będzie rozwijać swoje umiejętności tworząc coraz bardziej skomplikowane posiłki czy nowe bronie.
Fajna giera, wkręciłem się bardzo chętnie ogram kiedyś pozostałe odsłony ale chyba z przerwami bo się człowiek przeje. Ode mnie 3+/6.
To intro