Problem z szynami w 13 był wałkowany multum razy. Różnica polega na innym pacingu i narracji a ta w 13 była kryminalnie zła. W X owszem też szliśmy od punktu a do b ale po drodze mieliśmy jakąś historię, wprowadzenie do lore, były jakieś tam wioski po drodze, gdzie można było na chwile odsapnąć od przygody. Słowem był zachowany pacing. W XIII dostajemy wszystko podane tak, jakby gracz był ignorowany albo już wszystko wiedział. Żeby cokolwiek zrozumieć trzeba było czytać logi, co było najgorszą możliwą decyzją biorąc pod uwagę ilość materiału źródłowego do przerobienia. Za wioski służyły w większości przypadków jakieś punkciki, gdzie można było co 5 minut zapisywać grę, kupić potrzebne rzeczy itd. Jakakolwiek immersja została wyrzucona przez okno ale co tam przynajmniej była grafika?
FFX jak i poprzednie części stosowały sztuczki by odciągać od myślenia, że idziemy jedną ścieżką: zbieraliśmy pochowane przedmioty, trafiały się minigierki, blitzball, dungeony z puzzlami.
FF XIII ? Najlepiej wyobraź sobie poziomy z X tylko ciągną się 3 razy dłużej, bez żadnych npc po drodze, bez wiosek (poza może dwoma, trzema momentami w fabule np Chapter 7), itemy praktycznie walają się po drodze i zawsze chroni je jakaś armia stworów. Po jakiś 40 godzinach nieustannej walki i łażenia połączonej z cutscenkami, gdzie i tak większość pojęć nie zrozumiemy w końcu dostajemy coć na wzór "otwartego świata" z FF7 czy Calm Lands z FF X gdzie można faktycznie porobić coś więcej niż iść do przodu i walczyć. FF XIII nie był w żadną stronę elastyczny, nawet rozwój postaci w porównaniu do sphere grid leżał. FF XIII jest jak prosta słomka, FF X i pozostałe są jak mocno zakręcona słomka.