Kurde a mnie się dobrze grało.
Takiego klimatu post aspo długo szukać we współczesnych produkcjach. Te miejscówy, generalnie eksploracja.
Najważniejsze, to przetrwać krytyczne pierwsze 10 godzin -- później jesteś panem pustkowi i władcą miecza i szotguna.
Bolały tylko masakryczne spadki animacji - klatkowało, że hoho, jak stąd do krańca mapy, gdzie spadało się z wierzchołka góry w bezkres trujących opadów - odpowiednika naszego smogu, ale jednak bardziej toksycznego...
Chyba jestem jedynym fanem Elexa w całej galaktyce...