Pamiętam premierę tego filmu i co wtedy robiłem. Żyło się jakoś łatwiej wtedy - mimo, że kasy skitranej w skarpecie było nieporównywalnie mniej, a wejścia od strony ogródka nie zabezpieczał drut kolczasty.
Łebki były małe i było co robić na okrągło.
Aczkolwiek tytuł zacny i nadal podejrzewam, że śmieszny; podtrzymuję ocenę końcową autora postu.
"Ambulans"
Zajawkę widziałem w kinie przed seansem Vikinga.
Zrobiła na mnie wrażenie.
Zrobiła.
Ale... hm.
No, pełny seans psuje pierwsze, pozytywne wrażenie. Skondensowane absurdy, wymuszona pospieszna akcja i w ogóle coś nie teges.
Niby wszystko jest ok, takie niezobowiązujące kino niczym szybcy i mocno wściekli, ale brak nawet leciutkiej głębi (nie, żeby w szybkich była ), czy czegoś co poza miałką fabułą trzymało by widza przy ekranie bez ziewnego krążenia na trasie lodówka - kanapa z jednym okiem nadal patrzącym na tv, a drugim mającym jednak wyjebane.
Możecie się śmiać, ale po kinowym trailerze wyczuwałem trochę "Heat", ale przeczucie rozminęło się z rzeczywistością.
I to w huy mocno.
Nawet mój ulubiony aktor Garett Dillahunt, który umarł w zombiaczej serii w połączeniu z Jarheadem-żołnierzem piechoty morskiej nie dali rady. Ten film bez nich byłby srogim goowienkiem mocno rozciągniętym w czasie.
Akcja z 1:35 pomimo, że uwielbiam takie motywy - nie zaćmiła posępnego obrazu całości. Ale wracając do myśli przewodniej: nadal jest płytkim ściekiem, szambem prawie; nadal rozciągniętym w czasie do granic możliwości przeciętnego odbiorcy.
Czuć tu nawet inspirację gta! Naprawdę. Te kanały podmiejskie, pościgi z wjazdem na kokpit auta i... czarny w roli half-głównej (lepiej brzmi po ang), cały ten pseudo patos...
A nawiązując do kultowej 'gorączki' to przedmiot mojego fap fap fapingu młodzieńczego teraz tak wygląda:
Ament.