Wczoraj, praktycznie na koniec roku pękła podstawka Mutant Year Zero na xsx, którego to tytułu przejście ( bez przejmowania się arczikami ) zajęło mi to 22 godziny dobrej zabawy.
Jak już pisałem wcześniej w dedykowanym temacie gra w porównaniu do swojego protoplasty - xcoma jest wręcz ordynarnie uproszczona, co nie przeszkodziło mi jednak w świetnym odbiorze.
Samo uniwersum dla kogoś, kto łyka wszystko związane z postapo / książki, filmy, gry/ jest mokrym snem.
Ciekawe postacie, które można polubić mimo, iż ich historia nie jest zbyt szczegółowo napisana. Dobry, nie przegięty czarny humor, niesamowite komiksowe ujęcia i screeny w przerywnikach i elektroniczna ścieżka dźwiękowa żywcem wyjęta z amerykańskich produkcji z lat 80tych, (czy chociaż by na wzór tej z " the stranger things") sprawiają, że jest to dzieło kompletne - mimo prostej historii i zawartego w niej może i mało oryginalnego przesłania.
Technicznie jest bardzo dobrze, żadnych problemów, chrupnięć, czy doczytywań. Było to moje 2gie podejście, bo wcześniej na ps4 się od tej gry "odbiłem" mając ją jednak cały ten czas na granicy podświadomości i pewien impuls ją odpalił.
Jak wyżej dupcio pisał - poziom trudności słabo zbalansowany, co sprawia, że dużo ludzi nie dało rady po trudnym nawet na normalu początku. Swoją drogą, jak ludzie przechodzą tą grę na " iron mutancie" nie mam pojęcia.
Dobry, lekko wymający, klimatyczny kawałek kodu.