
Figaro
Senior Member
-
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Obecnie
Przegląda stronę główną forum
Treść opublikowana przez Figaro
-
Outrun 2
SEGOwe wyścigi arcade... Waham się czy kupić. Może ktoś powiedzieć coś na temat tej gry? Plusy, minusy?
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Samsara - świetny film, refleksyjny, posiadający sporo prawd ludzkich. Plus świetna muzyka oraz zapierające dech w piersiach widoki. Polecam!
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Tak, Amadeusz to GENIALNY film. W moim Top 10.
- Rubicon
-
Kapitan bomba
połowa tych filmików śmieszna druga połowa nie śmiesza
-
Persons Unknown
"Serial opowiada o losach grupy nieznajomych sobie osób, którzy budzą się pewnego dnia w opuszczonym miasteczku gdzieś na pustkowiu. Nie wiedzą, jak się tam znaleźli, a tym bardziej, kto ich tam sprowadził. Jedynie zdają sobie sprawę z tego, że z tej mieściny nie ma ucieczki. Bohaterowie przez cały czas są obserwowani przez kamery, a w ich szeregi szybko wkracza wzajemna nieufność." Persons Unknown jest miniserialem, którego cała fabuła ma być zamknięta w 13 odcinkach. Został on nakręcony w Ajusco koło Mexico City. Jego pomysłodawcą jest Christopher McQuarrie, co jest niewątpliwie atutem tej produkcji. To właśnie McQuarrie napisał scenariusz do kultowego już "The Usual Suspects" ("Podejrzani") za którego dostał Oskara. W internecie pojawiła się też pierwsza recenzja pilota, który został oceniony dość pozytywnie. Jak możemy zauważyć, serial ten niewątpliwie będzie przypominał takie produkcje, jak "Cube", "Piła", a także "The Prisoner". No i nie zabraknie motywów związanych z podglądaniem przez kamery. Zapowiada się interesująco, szczególnie, że wszystko wskazuje na to, że akcja dzieje się na ograniczonej przestrzeni. Można się tylko martwić, że pomysł sam w sobie nie jest nowy i wiele, zależeć będzie od realizacji i samych aktorów. Podobnie było przecież z Wyspą Harpera, gdzie niestety zamiast serialu wyszedł gniot. http://www.youtube.c...h?v=KoiAmWrAinI Premiera: 7 czerwca. Ciekawe...
- Treme
- Treme
-
Lost sezon 6 [spoilery]
ta scena, kiedy dymek nie zabił Eko nigdy mi się nie podobała. Ujęcie FPP ssało.
- Treme
- Community
-
Ostatnio ukończone
W takim razie nie zagram w obie nawet na dobrej konsoli, bo nie znoszę encountersów :F
-
Ostatnio ukończone
... żaden. cholerna konsola wczytuje gry za długo... 30 sekund czekania na losową walkęw DQ VIII? eemm.
-
Lost sezon 6 [spoilery]
Mnie w sumie boli fakt, że na te alty poświęcono cały sezon. Mogli np. zacząć je od 16 epa i ładnie by zmieścili wszystko... Weź nie wchodź do tego tematu, nie warto
-
Lost sezon 6 [spoilery]
Nie moge sie doczekac;] weź człowieku spadaj stąd... Polecam czytać teorie na darkufo, jest ich w fpsdu i jeszcze więcej - połowa jest głupia, reszta bardzo ciekawa. "This show is about people who are metaphorically lost in their lives, who get on an airplane, and crash on an island, and become physically lost on the planet Earth. And once they are able to metaphorically find themselves in their lives again, they will be able to physically find themselves in the world again. When you look at the entire show, that?s what it will look like. That?s what it?s always been about." Złoty tekst Darltonów. I nie jest to ich wytłumaczenie po kiepskim przyjęciu finału, to ich tekst podczas przerwy 3 sezonu (między 6 a 7 epem). A i pracownik Bad Robots dał swoje wytłumaczenie Losta (polecam, szczególnie ostatni akapit ;o) Wyspa: Była prawdziwa. Wszystko co stało się na wyspie, co widzieliśmy w sześciu sezonach "Zagubionych" było prawdziwe. Zapomnijcie o ostatnim zdjęciu rozbitego samolotu. Zostało wstawione tam celowo, żeby namieszać w głowach widzów i pokazać jak daleko serial zaszedł. Bohaterowie naprawdę ocaleli. Naprawdę odkryli Dharmę i Innych. Wyspa utrzymuje równowagę między dobrem i złem na świecie. Zawsze pełniła i zawsze będzie pełnić tą rolę. Tak samo jak zawsze będzie potrzebować strażnika. Jacob nie był pierwszym, Hurley nie będzie ostatnim. Jednakże Jacob musiał zmierzyć się z czymś jeszcze, ze złą siłą (Człowiekiem w Czerni), z czymś z czym jego matka musiała się zmierzyć. Ale nie Hurley. To Jacob stworzył demona i musiał znaleźć sposób by go zabić - nawet jeśli zasady nie pozwalały mu na to. To zrodziło plan Jacoba by sprowadzić na wyspę kandydatów, którzy mieli zrobić tą jedną rzecz, której on nie mógł - zabić Człowieka w Czerni. Miał długą listę kandydatów, sięgającą całych pokoleń. Jednakże za każdym razem kiedy sprowadzał ludzi na wyspę, jego przeciwnik kierował ich przeciwko sobie i zabijali się wzajemnie. Tak było do czasu aż Richard przybył na wyspę i pomógł Jacobowi zrozumieć, że jeśli nie weźmie bardziej czynnego udziału w wydarzeniach, jego plan nigdy się nie powiedzie. A teraz zajmijmy się Dharmą. Dharma, podobnie jak niezliczeni przybysze na wyspę, została tu sprowadzona przez Jacoba jako część planu zabicia Człowieka w Czerni. Niestety, Człowiek w Czerni przejrzał jego plan i przeszkodził mu korumpując młodego Bena Linusa. Przekonał też Bena, że pracuje dla Jacoba, a nie dla jego przeciwnika. To z kolei miało konsekwencje we wszystkich działaniach Bena - na i poza wyspą. To on był liderem Innych. On mówił za Jacoba - przynajmniej tak sądzili jemu podlegli. Na jego polecenie ( czyli Jacoba, czyli Człowieka w Czerni) zabili ludzi Dharmy, a potem usilnie próbowali zabić Jacka, Kate, Sawyera, Hurleya i wszystkich innych kandydatów. Tego właśnie chciał Człowiek w Czerni, a nie mógł zrobić tego sam. Dharma została sprowadzona na wyspę w pokojowych celach. To Człowiek w Czerni skorumpował jej członków i ostatecznie doprowadził do jej upadku. Tylko czy Dharma została sprowadzona na wyspę tylko po to by pomóc Jackowi i reszcie kandydatów w pokonaniu Dymu? A może Jacob również wśród członków Dharmy miał upatrzonych kandydatów, z czego nigdy nie zdawali sobie sprawy? Na te pytania celowo nie odpowiedziano, bo scenarzyści uznali, że cokolwiek wymyślą i tak będzie to gorsze rozwiązanie, niż to na co sami wpadną fani. Ważne, że Dharma pojawiła się na wyspie w konkretnym i ważnym celu. Jacob, niezależnie od swojego planu, chciał dać kandydatom tą jedną rzecz, której on, ani jego brat nie mieli od początku: wolną wolę. Stąd sprowadzanie przez dekady na wyspę mnóstwa kandydatów i puszczanie ich wolno, pozwalanie na podejmowanie własnych decyzji, włącznie z tą najważniejszą - kto go zastąpi na końcu. Może Jacob wiedział, że Jack jest tym wybranym, który ma zabić fałszywego Locke'a, a Hurley ostatecznie zostanie strażnikiem. A może nie. Ale to było zawsze najważniejsza kwestia w całym serialu: wiara vs. wolna wola. Nauka vs. wiara. Osobiście sądzę, że Jacob wiedział od samego początku co stanie się na wyspie, jak również to, że wszyscy odegrają jakąś rolę w tej historii, pomagając Jackowi w osiągnięciu stanu, w którym był gotów zabić Człowieka w Czerni i uczynić Hurleya strażnikiem. Wiem, że wielu scenarzystów tak to właśnie widziało. Ale znów - nie wyjaśnili tego jednoznacznie, bo to zepsułoby całą zabawę. Na końcu serialu Jack zdołał wreszcie zrobić to, co chciał od pierwszego odcinka: uratować swoich przyjaciół. Umożliwił Kate i Sawyerowi ucieczkę z wyspy i nadał sens życiu Hugo, którego tamtemu ciągle brakowało. A w równoległym świecie w pewnym sensie też uratował wszystkich, pomagając im pójść dalej. ALT Ta rzeczywistość jest szczególnie interesująca z punktu widzenia teologii i zagadnień metafizycznych (przynajmniej dla mnie - ponieważ uwielbiam historyczne/ religijne teorie i fascynowały mnie wszystkie rozmowy na ten temat w pokoju scenarzystów). Podstawową tezą serialu jest, że każdy człowiek w swoim życiu połączony jest w szczególny sposób z konkretnymi osobami. Nazwijmy je bratnimi duszami (choć to nie najlepsze słowo). Ale ci ludzie, z którymi jesteśmy połączeni, odgrywają ważną rolę w czasie "najważniejszych wydarzeń naszego życia", jak powiedział Christian Shepperd. To są ludzie, z którymi podróżujemy we wszechświecie, od jednego życia do drugiego. Najbliżej tej teorii do hinduizmu, z dużą domieszką religii zachodnich. Filozofia, którą stworzyli scenarzyści, bazując na tych religiach i wierzeniach, zakładała, że rozbitkowie z "Lost" podświadomie stworzyli sobie tą drugą rzeczywistość, gdzie żyją w czymś w rodzaju czyśćca do czasu, gdy doznają "przebudzenia" i odnajdują się wzajemnie. W chwili, gdy się odnajdują, mogą iść dalej. To jest właśnie wizja życia po śmierci, według "Lost". Według filozofii serialu, każdy tworzy jakąś swoją równoległą rzeczywistość, która jest czyśćcem, w której spotyka swoje bratnie dusze i jest tam do czasu, gdy wszyscy będą gotowi pójść dalej. To piękna wizja. Nawet jeśli nie jesteście religijni, a nawet nie interesują was sprawy duchowe, pomysł że żyjemy i umieramy razem z bliskimi nam osobami jest bardzo wzruszający. To bardzo fajna, duchowa teza, która pasuje do tonu i podtekstów, które serial miał od samego początku. Ci ludzie MIELI BYĆ razem w samolocie. Było im przeznaczone przejście przez te wszystkie wydarzenia razem - nie tylko z powodu Jacoba i jego planu, ale dlatego, że tak chciała siła wyższa (Bóg, albo jakaś inna nadrzędna siła, w zależności od tego w co wierzycie). Serial zawsze obracał się wokół konfliktu: nauka kontra wiara i ostatecznie szala przechyliła się na stronę wiary. Najważniejsze pytanie serialu zostało wyjaśnione. To, które stało za każdą zagadką na wyspie, każdym wątkiem pobocznym, każdym bohaterem i każdym zwrotem akcji. To samo w sobie jest dużym osiągnięciem. Jak wiele wniosków chcecie z tego wyciągnąć, to zależy już od was, widzowie. Pomyślcie o pierwszej serii, kiedy odkryto właz do stacji. Wszyscy sądzili wtedy, że to jest właśnie odpowiedź! Cokolwiek jest tam na dole, jest właśnie odpowiedzią. Tymczasem odkryliśmy, że to tylko jedna stacja z wielu. Jedno ogniwo w bardzo długim łańcuchu, które zaczęło odsłaniać więcej i więcej informacji,z których utworzyła się mozaika. Ale scenarzyści poszli jeszcze dalej w serii szóstej, zestawiając ze sobą czyściec ze świata równoległego z wyspą samą w sobie. Pamiętacie kiedy Michael objawił się Hurleyowi i powiedział, że nie wolno mu opuszczać wyspy? Tak jak Człowiek w Czerni. Nie wolno mu było przenieść się do tego świata równoległego, a co za tym idzie nie dano mu możliwości żeby iść dalej. Dlaczego? Ponieważ jego czyny na wyspie były niegodne. Nie zdał testu. Inni go zdali. Po śmierci udało im się dotrzeć do świata równoległego - niektórym przed Jackiem, innym lata później. W przypadku Hugo, może nawet całe wieki później. Oni żyją w drugiej rzeczywistości do czasu aż zostaną przebudzeni i mogą iść dalej tylko razem, ponieważ wszyscy są ze sobą połączeni. Połączeni ze sobą przeznaczeniem na wieczność. Ci którzy weszli do kościoła w ostatniej scenie nie byli połączeni z Anną Lucią, Daniel Russou, Alex, Milesem, Lupidusem i całą resztą postaci, które nie znalazły się w kościele (chodzi właściwie o wszystkich, którzy nie pojawili się w pierwszej serii). Mimo wszystko ci ludzie są w świecie równoległym. Dlaczego? To znów zadanie dla widzów. Ja myślę o tym w ten sposób, że ci, którzy pozostali w świecie równoległym wciąż muszą odnaleźć swoje bratnie dusze, zanim się przebudzą. Nie wykluczone, że osoby, z którymi są połączeni wcale nie były na wyspie, ale w ich innym życiu (np. partner Anny, człowiek którego zastrzeliła, mąż Danielle Russou itd.). Wiele osób rozmawiało na temat Bena Linusa i tego, dlaczego nie wszedł do kościoła w ostatniej scenie. I jeśli zastanowicie się pod tym kątem nad światem alternatywnym, to otrzymacie odpowiedź na to istotne pytanie. Ben nie może iść z nimi, nie może iść dalej bo jeszcze nie połączył się z osobami, z którymi ma się połączyć. To on będzie musiał przebudzić Russou, Alex, Annę Lucię (może), Ethana, swojego ojca i całą resztę. To on będzie musiał odpokutować za ich złe uczynki i to znacznie bardziej niż będąc numerem dwa Hurleya. Musi zrobić dla swoich to, co Hurley i Desmond zrobili dla rozbitków. Musi pomóc im się połączyć. I będzie mógł iść dalej tylko wtedy, gdy wszystkie ogniwa łańcucha się połączą. Podobnie może być z Faradayem, Charlotte, Widmorem, Hawkinsem itp. To naprawdę staranna koncepcja. Przynajmniej dla mnie. Ale jeszcze jedna uwaga zza "kulis": powód dla którego Ben nie jest w kościele, a także że nikt prócz bohaterów pierwszej serii nie jest w kościele jest taki, że scenarzyści napisali zakończenie serialu tuż po pilocie. I nigdy go nie zmienili. Scenarzyści zawsze mówili (i wielu im nie wierzyło) że znali zakończenie już po pierwszym odcinku. Podziwiam ich za to. To naprawdę fantastyczne. Początkowo Ben miał wystąpić w zaledwie 3 odcinkach i zginąć. Ale stał się jednym z ważniejszych bohaterów serialu. Mogli w łatwy sposób zmienić zakończenie i wprowadzić go do kościoła z innymi, ale problem sam się rozwiązał. Ben dostał świetną scenę z Locke'em przed kościołem... i to było to. Bardzo mi się to podobało. Dla tych, którzy się zastanawiają - oryginalne zakończenie zaczęło się w chwili kiedy Jack wszedł do kościoła i dotknął trumnę, a skończyło w momencie, kiedy Jack zamknął oczy, a samolot odleciał. To zakończenie napisane przez JJ Abramsa. Zachowali je.
-
Weeds [spoilery]
Obejrzałem 1x01 i za(pipi)iście mi sie podoba. <ok>
-
Lost sezon 6 [spoilery]
Ty tak na poważnie? No ba. Mnie też to zniszczyło emocjonalnie. Tak, emocjonalnie. Jestem z tym serialem od kilku lat, zżyłem się z nimi i i teraz po prostu smutno mi się zrobiło na końcu, pomimo paru niedoróbek tego finału. a i pojawiło się kilka... spoilerów. Warto przeczytać: 1. Facet w Czerni ma na imię Samuel 2. Głos w kabinie Jacoba który wołał o pomoc do Locka, to Facet w Czerni w cieleniu Christiana 3. Dowiemy się co się stało w Waltem oglądając dodatki na DVD. 4. Który z Kwonów był kandydatem? Jin. 5. Numer 108 w latarni nie był ważny ? to był tylko pretekst by sprowadzić Jacka do latarni 6. Na samym końcu finału, po napisie LOST, ukazano wrak samolotu. Niektórzy zastanawiali się czy to był wrak Oceanic 815 czy Ajira 316. Był to wrak Oceanic. 7. Strażnik wyspy może wpłynąć na pogodę, czasami podświadomie. To dlatego padał deszcz gdy Jack walczył z Flockiem, a gdy pokonał, nagle się wypogodziło.
-
Lost sezon 6 [spoilery]
Czytając wasze dyskusje dochodzę do wniosku, że wszystko zależy od tego, czy jesteśmy Man of Science czy Man of Faith. Albo, albo. Nie ma innego wyboru. Albo szukamy odpowiedzi i wyjaśnień traktując finał jako bzdurę i bezsens fabularny, albo szukamy emocji i poddajemy im się 'na wiarę', przeżywając niezwykłą przygodę po raz ostatni. Przez cały poniedziałek starałem się nie myśleć o serialu. Co prawda nie wychodziło mi to za bardzo, ale przynajmniej nie miałem żadnych sprecyzowanych oczekiwań co do finału. Zasiadłem o północy i oddałem się magii serialu .... Jestem sceptycznie nastawiony do 6 sezonu. Odcinek 6x15 wręcz potraktowałem 'z buta'. Tak, chciałem pewnych wyjaśnień, chciałem widzieć sens, że to wszystko miało jednak jakieś znaczenie.... I szczerze pisząc, przerosło mnie to. Nagle dostaliśmy zakończenie, przy którym wszystkie zagadki, tajemnice bledną i szarzeją, gdyż nie mają one większego znaczenia przy fakcie, że wszyscy prędzej czy później umrą. Biorąc pod uwagę II linię (jakby ją nie nazwać: czyściec, poczekalnia) wszystko to co było na wyspie ma o tyle znaczenie, że było prawdziwe i miało znaczenie dla naszych bohaterów. Dlaczego? Po co? Skąd? Jakim sposobem? Jak? - w tym momencie te pytania są nieistotne. Tu nie chodziło o to, nawet nie o wyspę, chodziło cały czas o tych ludzi. Wiem, gdy będę robił kiedyś rewatcha, będę się dalej zastanawiał, kombinował, przypominał, może nawet klnął na Darltonów za scenariuszowe dziury, niedociągnięcia czy brak konsekwencji. Pewnych rzeczy im nie daruję (liczby!), pewne wybaczę. Ale gdy tylko dojdę to jakiejś ślepej uliczki, będę wiedział, że ostatecznie nie to ma znaczenie, że jest coś więcej, coś ponad. Wielkim cwaniactwem wykazali się twórcy, by to osiągnąć: zepchać rozwiązane i nierozwiązane wątki na dalszy plan. I chwała im za to! Nie byłem przygotowany na ten finał. I nigdy nie zapomnę tych chwil, gdy przy muzyce z I sezonu (zwłaszcza z pilota) widzieliśmy fragmenty wspomnień poszczególnych bohaterów. A ja poczułem, że i mi wracają wspomnienia z oglądania tych poszczególnych scen, tak jakbym nagle odczuł te wszystkie lata, które spędziłem z tym serialem. Takie wspólne retrosy Pięknie i epickie pożegnanie, które rodzi frustracje i ukojenie. Coś niesamowitego, o czym można dyskutować jeszcze długo, naprawdę długo. Dla mnie tym ukojeniem były słowa Christiana do Jacka: 'Wszystko, co ci się przydarzyło,jest prawdziwe.' Serial się skończył. Ulga i zmartwienie. Co dalej? Nigdzie nie odchodzimy, po prostu ruszamy dalej....
-
Lost sezon 6 [spoilery]
No Jack w ogólnym rozrachunku to świetna postać. W finale mi podpasił. Mniej mi podpasił Sawyer, który w 6 sezonie znów jest zaje.bisty, a w finale FUUU.
-
Lost sezon 6 [spoilery]
Nie kur.wa, w ogóle nie był ważny. Wcale się cały ten sezon wokół niego nie kręcił. Ojej. No raczej to, że go tak szybko zabili tylko udowadnia, że ten serial jest o bohaterach a nie o jakimś mistycznym diable co na wyspie się uwięził. sorry za dp :F Właśnie to jest świetne... Nie żaden Jack czy Des. Kate. Nie rozumiem. To wydarzenie w kościele nie ma czasu ani miejsca. No tak, bo wyspa wtedy straciła całą moc, wszystkie zasady mogły być złamane, kandydaci zabici itd. Pytanie tylko stąd wiedziała o tym Kate. Co innego zostawić niepowiedziane miejsca, a co inne zwodzić widza 6 lat, układać każdą scenę tak, żeby nawet głupie łowienie ryb było tajemnicze i zupełnie nie mieć pomysłu na wyjaśnienie czegokolwiek. Walt? Dobra, o nim zapomnijmy. Mega ważny wątek Arona? Aha. Podróże w czasie? Cała reszta? Nawet nie powiedzieli czym jest to zrodełko? Czy to wystarczy łyknąć wody z kałuży, żeby mieć super moce czy co to to? No niestety, ale nadzieje okazały się złudne, a twórcy potwierdzili jedynie stereotyp fałszywego, kłamliwego Żyda. Wszystko da sie wyjasnic naukowo, zakonczenie urwie jaja...aha. Tak właściwie to każdy głupi mogłby zrobić serial gdzie nic sie nie trzyma kupy, a co sekunde pojawiają się pytania, które nigdy nie zostaną wyjasnione z braku pomysłu. Przecież ten 6 sezon nie miał nic wspolnego z pozostałymi 5, zakończenie też nic nie wyjaśnia. Dobra, wiem, że przesadzam. "Mega ważny wątek Arona" ? Eee? To chyba ty tak myślałeś. No zostawili mnóstwo pytań, ale jak wkurza was aż tak bardzo na to, że trzeba na swój sposób interpretować finał, to pewnie uważacie Biblię za najgorszą książkę w historii Czemu nie ma w kościele Eko, Pilota czy Nikki i Paulo? Może dlatego, że zostali na wyspie... Albo jeszcze nie umarli?
-
Lost sezon 6 [spoilery]
Taka myśl - wątek Flocke'a zakończony słabo, ale tak naprawdę on nie był ani trochę ważny, dlatego tak szybko go olano - podobało mi się to.
-
Lost sezon 6 [spoilery]
...no, a teraz popatrzcie na 3 alternatywne zakończenia http://www.youtube.c...h?v=Jjfc7uLJvCo 2 i 3 jest genialne A i jeszcze jedno: Czy to oznacza, że wybuch bomby przez Juliet nie mial nic wspólnego z flashsideami? L:
-
Lost sezon 6 [spoilery]
Nie będzie i to jest piękne. Nazwijcie mnie frajerem, ale te niedopowiedzenia są dobre. Gdyby zamknęli wszystkie wątki, serial stracił by moc, która podtrzymywała te show - tajemnice, mistyka... Co się działo z benem i hugo? Ktoś się spodziewał, że to oni będą razem jako partnerzy? Czy Jack stał się dymem? Twórcy specjalnie jeszcze na koniec dali jakąś dziwną miejscówke pod źródłem, jakiś kolec z wzorami egipskimi i ich nie wyjaśnili i to jest fajne w tym, taki był ich cel. Przed wydarzeniami w Lost na wyspie działo się jeszcze wiecej takich rzeczy, bo to specjalna wyspa. I po wydarzeniach z Lost pewnie stało się jeszcze więcej. dajcie czas temu finałowi, ochłońcie i wtedy dajcie ocenę. bo tak na gorąco, to każdy chyba był wściekły. A ja z każdym kolejnym namysłem, coraz bardziej lubię ten finał.
-
Lost sezon 6 [spoilery]
efekty specjalne nie były takie złe. ok, finał zawiódł, nie przeczę. Nie było pier.dolnięcia, był to bardzo sentymentalny odcinek. Ale z tym finałem trzeba poczekać, przeżuć go jak to powiedział aktor Bena... A ostatnie 5 minut piękne, miałem lekko mokro w oczach. Ten serial miał potknięcia, błędy, ale no przyznajcie - jako całość ten serial jest świetny. No jest. flashsidey to czyściec - no cóż.
-
Nowości serialowe
Polecam Breaking Bad. Albo Glee.