Najdłużej sluchałem pierwszy album For All Tid, co z tłumaczenia na polski znaczy „na każdy czas”. I faktycznie album na każdy czas
Podobalo mi się to amatorskie brzmienie, jakbym słyszał np znajomych na próbie. Klawisze bardzo proste midi, a nie orkiestra symfoniczna na 120 osób. Właśnie ta prostota była za(pipi)ista. Mogłem zagrać na swoim rolandzie kilka utworów, czy intro.
Z drugim albumem Stormblast były cyrki, ponieważ w utworze alt lys er cośtam, Stian wykorzystał motyw z pewnego zespołu. A i sorgens kammer to kawałek z amigowej gry Agony. Nagle zniknął cały nakład.
Od trzeciego albumu zacząłem ich słuchać, a chyba po obejrzeniu teledysku Mourning Palace. Tak mnie ten kawałek wciągnął, ze zapragnąłem mieć własne klawisze.
Kolejne albumy były dla mnie już średnie:/ za bardzo nowoczesne, dużo sampli, orkiestra symfoniczna. Ma to swój urok, ale nie brzmi tak brudnie. A takie brudne dimmu zapamiętałem, uff.